Trener reprezentacji Polski Franciszek Smuda wiele lat spędził za granicą - w Stanach Zjednoczonych i w Niemczech. Języka polskiego używał wtedy rzadko, więc po powrocie do kraju na początku lat 90. miał z nim sporo problemów. Z rozbawieniem wspominają to jego zawodnicy.
REKLAMA Czytaj dalej
Maciej Szczęsny pracował z Franciszkiem Smudą w Widzewie Łódź od 1996 roku. - Przy pierwszej przemowie trenera Smudy dostałem padaczki ze śmiechu. Chłopaki byli przygotowani, postawili kołnierze od dresów, żeby zasłonić usta. "Franz" mówi: "Dziś zajmiemy się rzutyma rożnami... rzutymi rożnemi...", z boku ktoś podpowiada: "Trenerze, kornerami", Smuda: "A ch..., może być i kornerami" - wspominał Szczęsny na łamach "Gazety Wyborczej".
Szczęsny na każdym kroku podkreślał jednak, że Smuda jest trenerem wyjątkowym i pojechałby za nim grać nawet na Grenlandię. Teraz miałby zapewne mniej powodów do śmiechu, bo "Franz" radzi sobie z polskim już znacznie lepiej. Może nie perfekt, ale wysłowić się potrafi.