Hazard i sport Najbardziej niebezpieczne dla bukmacherów są zakłady na rozgrywki w krajach postkomunistycznych. Nie chodzi tylko o mecze ligowe - zdarzało się, że z powodu podejrzeń o nieczystą grę wycofywano z oferty spotkania eliminacyjne piłkarskich mistrzostw Europy.
Ryzyko zawodowe by
Paweł WilkowiczZakłady bukmacherskie, do niedawna wyklęte przez prawo niemal wszystkich państw świata, w ostatnich latach nie tylko wyszły z ukrycia, ale stały się świetnie prosperującym biznesem, obracającym ogromnymi sumami. Przypadki sportowców, którzy przegrywali swoje mecze, by coś z tego uszczknąć dla siebie - takie jak niedawny tenisowy skandal, czy nasza swojska afera hokejowa - mogą skłaniać do wniosku, że legalizacja bukmacherstwa była błędem, a same zakłady to tykająca coraz głośniej bomba, która w końcu rozsadzi świat sportu. Na pocieszenie pesymistom - dużo gorzej było w czasach, gdy wyjęte spod prawa zakłady kwitły w podziemiu, a pieczę nad nimi trzymała mafia.
Rezerwat AzjaJeśli ktoś chce się przekonać, jak funkcjonował świat zakładów przed legalizacją, nie musi wcale wczytywać się w akta włoskiej afery Totonero sprzed ponad dwudziestu lat, czy w wyznania skruszonego amerykańskiego boksera Jacka LaMotty (ten ze "Wściekłego byka" Martina Scorsese) z lat 50. Wystarczy spojrzeć na Azję, w której z przyczyn religijnych hazard jest nadal zakazany we wszystkich krajach z wyjątkiem części Chin (Hongkong, Makau) i - w ograniczonym zakresie - Singapuru. Efekt jest taki, że policja Wietnamu, Tajlandii, Malezji, Sri Lanki, Pakistanu i innych krajów nie nadąża wyłapywać nielegalnych bukmacherów.
Zakazy religijne i państwowe tylko potęgują skłonność Azjatów do wszelkiego rodzaju gier, a pieniądze trafiają do kas nielegalnych syndykatów. Dzięki ogromnym funduszom tamtejsze podziemie korumpuje kogo chce: ślady niemal każdej wielkiej afery bukmacherskiej ostatnich lat prowadziły do Azji. Czy to intrygujące awarie oświetlenia na stadionach Premier League w 1996 roku (pracownicy elektrowni za pokaźne łapówki przerywali mecze przy korzystnym wyniku), czy krykietowy skandal z 2000 r., czy przypadek legendarnego bramkarza Bruce'a Grobbelaara, któremu ostatecznie nie zdołano udowodnić przepuszczania bramek na zamówienie - zawsze w tle pojawiali się tajemniczy zleceniodawcy z Azji. Raz bukmacherzy, innym razem przedstawiciele syndykatów graczy.
Odsłanianie okienJako pierwsza bukmacherstwo zalegalizowała Wielka Brytania - kraj w którym zakłady na rywalizację zwierząt i ludzi miały najbogatszą tradycję. Zaczęły zyskiwać popularność już na początku XVIII wieku i przez sto lat z okładem rozwijały się swobodnie, aż do lat trzydziestych XIX wieku, gdy uznano, że stwarzana przez nie pokusa szybkiego zarobku kłóci się z protestancką etyką pracy. Zdelegalizowano w tym czasie również inne formy hazardu, ale to właśnie bukmacherzy najdłużej czekali na przywrócenie możliwości swobodnego działania.
Klątwę zdjęto dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, gdy władze dostrzegły, że tak jak w przypadku amerykańskiej prohibicji, sam zakaz zaczął działać bardziej destrukcyjnie niż działalność nim objęta: zakłady trwały w najlepsze, tyle że nabijały kieszenie mafii. Podatki, które mogliby płacić legalni bukmacherzy, przechodziły państwu koło nosa. Mocą Betting and Gaming Act z 1960 oficjalnie pozwolono na przyjmowanie zakładów bukmacherskich w specjalnych punktach ("sklepach"). Dopiero od 1995 roku pozwolono na otwieranie punktów w niedzielę i zniesiono obowiązek zaciemniania w nich okien, tak by z ulicy nie było widać, co dzieje się w środku. Dziś w Wielkiej Brytanii działa ponad 10 tysięcy "sklepów". Dwie największe firmy - William Hill i Ladbrokes - to symbole światowego bukmacherstwa: Ladbrokes ma 1800 punktów, WH - 1500. Obok potęg i średniaków działają również lokalne firmy, mające po dwa, trzy lokale, nierzadko prowadzone jako przedsięwzięcia rodzinne.
Biznes się kręciW większości krajów, w których działalność bukmacherów jest dziś dozwolona, legalizacja nastąpiła dopiero w latach 90. Niektóre kraje próbowały zatrzymać się w pół drogi, rezerwując przywilej organizacji zakładów tylko dla firm państwowych. W Polsce wybrano wariant liberalny: koncesję może otrzymać każdy, kto spełni wyznaczone kryteria. Pierwszy legalny punkt bukmacherski otwarto w czerwcu 1995 roku w warszawskiej restauracji Szampańska na rogu Marszałkowskiej i Złotej. Należał do firmy Betako i zakładano się w nim przede wszystkim o wyniki gonitw koni i chartów w Wielkiej Brytanii. Gdy okazało się, że biznes świetnie się kręci, o koncesje wystąpiły kolejne firmy: w 1996 dostała ją spółka Profesjonał, rok później Star-Typ Sport, w 1999 Toto-Mix.
Na początku zakładało się regularnie kilkadziesiąt tysięcy osób, głównie dotychczasowych klientów totalizatora piłkarskiego, skuszonych tym, że wreszcie mogli sami wybierać mecze do typowania, a sumę ewentualnej wygranej poznawali od razu, a nie, jak w totalizatorze, po podzieleniu puli przez liczbę kuponów z poprawnymi typami. Od tego czasu liczba stałych klientów zwiększyła się kilkakrotnie. Właściciele firm dzielą ich na trzy grupy: hobbystów, stawiających od kilku do kilkudziesięciu złotych, średniaków grających za kilkaset oraz całkiem liczną grupę tych z najwyższej półki, obstawiających sumy liczone w tysiącach złotych. Grających ciągle przybywa, podobnie jak punktów bukmacherskich: STS ma ich dziś 226 (stan na koniec września), Toto-Mix i Profesjonał ponad 300. W samej Warszawie każdego dnia drukarki wyrzucają kilkanaście tysięcy kuponów będących dowodem zawarcia zakładu. Tylko w pierwszym półroczu 2002 roku wpływy do budżetu z tytułu nałożonego na bukmacherów podatku od obrotu wzrosły o 55 procent.
Czarny totekGdy zakłady były nielegalne, o tym, że próba przekrętu została odkryta, najczęściej dowiadywał się tylko oszust - w chwili, gdy smutni panowie przystępowali do łamania mu kończyn. Mafia z przyczyn oczywistych nie skarżyła się opinii publicznej, że ktoś chciał uszczuplić jej kasę, a tym, których sama oszukała, skutecznie wybijała z głowy pomysły ujawnienia afery. Zmowa milczenia pękała tylko w wyjątkowych okolicznościach. Tak jak w przypadku słynnego Totonero - "czarnego totka" we włoskiej Serie A w sezonie 1979-1980. Afera wyszła na jaw, bo piłkarze (czterech z Lazio Rzym i wspólnicy z kilku innych, m.in. Milanu) potrafili ustawić po kilka meczów w jednej kolejce, ale nie przewidzieli, że pośrednik, którym wyręczali się przy obstawianiu wyreżyserowanych spotkań w mafijnych punktach, gdy poczuje się oszukany, pobiegnie na skargę do sądu.
Dzisiaj legalni bukmacherzy informują o swoich podejrzeniach federacje kierujące danym sportem (to donos dyrektora jednej z firm do ATP sprawił, że wyszły na jaw przypadki podejrzanych zakładów na mecze tenisowe), a zorganizowanie oszustwa na skalę Totonero byłoby trudne. Ale ciągle nie brakuje chętnych do zmierzenia się ze stosowanym przez bukmacherów systemem zabezpieczeń.
Z czterech firm działających w Polsce trzy - Toto-Mix, Star-Typ Sport (STS) i Profesjonał - mają kolektury połączone siecią komputerową, gromadzącą dane na temat zakładów zawieranych w całym kraju. Zajmujący się ustalaniem kursów analitycy (każda firma zatrudnia od kilku do kilkunastu, są wśród nich m.in. byli dziennikarze sportowi, brydżyści, matematycy) śledzą non stop, jak rozkładają się zakłady na poszczególne imprezy. Do ochrony swych zysków firmy bukmacherskie wykorzystują wszystkie dostępne źródła informacji, również nieoficjalne. - Przeglądają nawet czaty i listy dyskusyjne w Internecie i jeśli nabierają podejrzeń, że może dojść do oszustwa, interweniujemy, wycofując zakład lub blokując jego przyjmowanie - mówi Leszek Hański, prezes zarządu firmy Totolotek SA, do której należy Toto-Mix. Komputerowego systemu nadzoru nie wprowadzono w Betako, ale akurat ta firma może sobie na to pozwolić - ma obecnie tylko dwa punkty.
Bramka na zamówienie- Najbardziej ryzykowne dla bukmacherów są zakłady na rozgrywki w krajach postkomunistycznych: Polsce, Czechach, Rosji, na Słowacji i Ukrainie. Zwłaszcza na ligi hokeja i piłki nożnej - ocenia Grzegorz Dyl, analityk Star-Typ Sportu. Dlatego w STS na te dyscypliny można grać tylko w kombinacjach 3 albo 5 spotkań i nigdy za więcej niż 200 złotych. Podejrzenia dotyczą nie tylko lig. - Ostatnio przed meczami eliminacji mistrzostw Europy w piłce nożnej pojawiły się informacje, że dwa z nich mogą być ustawione. Chodziło o spotkania z udziałem Rosji i Bułgarii. W całej Europie biura bukmacherskie wycofały je z oferty - mówi Leszek Hański.
Zakłady na większość polskich sportów ligowych okazały się zbyt przewidywalne albo zbyt ryzykowne dla bukmacherów. Jak tak dalej pójdzie, niedługo oferta w części polskiej ograniczy się do pierwszej i drugiej ligi piłkarskiej. W żadnej z firm nie można już obstawiać meczów Polskiej Ligi Koszykówki, ligę hokeja ma tylko Profesjonał. - Z polskiego hokeja zrezygnowaliśmy od tego sezonu. Kluby są biedne, nie płacą zawodnikom na czas. Wymarzona sytuacja dla kogoś, kto chce sterować wynikami - mówią w Star-Typ Sporcie. Po wrześniowym meczu trzeciej kolejki między GKS Katowice a Orlikiem Opole (5:4 dla Orlika) w STS musieli zacierać ręce: młody bramkarz GKS Daniel Wolanin poskarżył się, że został zmuszony przez starszych kolegów z drużyny do przepuszczenia strzału, po którym padła piąta bramka dla Orlika. Mecz znajdował się m.in. w ofercie dwóch czeskich firm bukmacherskich: faworytem był GKS, więc za wygraną drużyny z Opola płacono aż 5 do 1. Sprawa trafiła do prokuratury. Mówi się o pośredniku z Czech, który ma dobre układy w polskich klubach i próbuje zarabiać na ustawianiu wyników. Czesi wycofali już mecze Polskiej Ligi Hokejowej ze swej oferty.
Dwa tygodnie temu londyńska gazeta "Sunday Telegraph" ujawniła, że przypadki obstawiania własnych porażek przez tenisistów są coraz częstsze. Tenisiści to finansowa arystokracja sportu, więc wydawało się, że kto jak kto, ale oni akurat nie muszą ulegać pokusom nieuczciwego dorabiania na boku. Dla bukmacherów afera tenisowa nie była jednak żadną niespodzianką. - Nie od dziś wiemy, że zakłady na tenis są bardzo ryzykowne - mówi zastrzegający anonimowość członek zarządu STS. - W sportach zespołowych trzeba wplątać w intrygę kilka osób. W tenisie podczas małego turnieju, niecieszącego się zainteresowaniem mediów, dwóch zawodników często gotowych jest się umówić. Ofertę tenisową utrzymujemy tylko dlatego, że ma ją konkurencja. Zabezpieczamy się w ten sposób, że kasjerki mają obowiązek pytać centralę o zgodę, gdy ktoś chce postawić więcej niż sto złotych.
Pierwsze sygnały dotyczące podejrzanych zakładów tenisowa centrala ATP otrzymała od bukmacherów już ponad trzy miesiące temu. Niepokój budziły przede wszystkim spotkania zawodników spoza pierwszej setki rankingu, ale ATP bada również m.in., czy krecz Hiszpana Feliciano Lopeza w meczu z Finem Jarkko Nieminenem podczas sierpniowego turnieju w Long Island nie miał nic wspólnego z niepokojąco wysoką kwotą, jaka została postawiona na porażkę hiszpańskiego tenisisty. Z tej samej przyczyny podejrzenia wzbudziła nieoczekiwana porażka Rosjanina Jewgienija Kafielnikowa z Hiszpanem Fernando Vicente na początku października w Lyonie.
W tabelach ofert firm bukmacherskich są co tydzień setki spotkań tenisowych, możliwości oszustwa są niemal nieograniczone i jeśli tenisiści byli dotychczas poza podejrzeniami, to tylko z powodu ślepej wiary w mit tenisa - ostoi dobrych obyczajów.
Podobne zaklęcia powtarzali sobie kiedyś kibice krykieta. Do czasu, gdy kapitan reprezentacji RPA Hansie Cronje w 2000 roku wyśpiewał policji, że za pieniądze azjatyckich bukmacherów ukartował, dobierając sobie do pomocy trzech kolegów z kadry, całe tourne swojej drużyny w Indiach.
Diagnoza choroby jest prosta, gorzej z lekarstwem. Internetowi bukmacherzy obracają miliardami dolarów, ich firmy rozwijają się w tempie 30-40 procent rocznie. Przyciągają graczy wygodą (założenie konta trwa 10 minut, potem pozostaje już tylko zasilić rachunek kwotą, którą chcemy przeznaczyć na grę), możliwością grania 24 godziny na dobę i niemal pełną anonimowością. To wszystko sprawia, że wszelkie zakazy, czy to nakładane przez prawo (decyduje miejsce zamieszkania grającego), czy jak w przypadku sportowców, przez federacje, w których są zrzeszeni, stają się martwą literą. Przełom może nastąpić tylko dzięki współpracy firm bukmacherskich z władzami sportowymi. To dzięki współdziałaniu ATP z jedną z firm internetowych udało się ujawnić przypadki oszustw w tenisie.
Bez złudzeńWezwania do delegalizacji bukmacherstwa trudno traktować poważnie - tę lekcję już przerobiliśmy. Można zakazać sportowcom grania na swoje mecze, ale jak ten zakaz wyegzekwować? Samym straszeniem niewiele się wskóra - ATP karze takie przypadki najsurowiej ze wszystkich federacji (za złamanie zakazu gry u bukmacherów grozi trzyletnia dyskwalifikacja i 100 tysięcy euro grzywny), ale nie uchroniło jej to od problemów. Apelowania do sumień chyba nikt już nie bierze serio pod uwagę. Złudzeń nie mają sami bukmacherzy. - Ryzyko bycia oszukanym jest wpisane w ten zawód - mówi Martina Westin, dyrektor marketingu w prowadzącej internetowe zakłady firmie
Unibet.
----------------------------------
Pozwoliłem sobie wkleić ten artykuł, gdyż za niedługi czas zniknie z bezpłatnej wersji RP.