Niech pani opowie coś o tym ekskluzywnym przyjęciu, na którym w weekend była pani m.in. z Karoliną Woźniacką, Serną Williams, Marią Szarapową.
- W ogóle nie chciało nam się jechać. Byłyśmy z Karoliną w Eastbourne i spokojnie trenowałyśmy sobie na trawie, a nagle się okazało, że musimy jechać do Londynu, bo to jest obowiązkowa impreza WTA. Absencja kosztowałaby nas po 2,5 tys. dolarów kary. Jeszcze do przeżycia, ale jak WTA prosi, to raczej się nie odmawia. Wsiadłyśmy w samochód do Londynu, makijaż robiłyśmy w drodze w aucie, ledwo zdążyłyśmy. Dobrze, że jakąś kieckę zdążyłam zabrać. A samo przyjęcie? W porządku, ale bez rewelacji, dużo celebrytów, jakieś aktorki, piosenkarki, ale głównie miejscowi, więc w sumie nikogo nie kojarzyłam.
Mundial pani ogląda?
- Wszyscy wiedzą, że piłki nie lubię. Ale tak się składa, że oglądałam chyba wszystkie mecze! W Eastbourne wieczorami wszyscy siadaliśmy w grupie i oglądaliśmy. Jakbym była sama, to pewnie bym nawet do telewizora nie podeszła, ale w kilka osób fajnie się ogląda.
Coś pani utkwiło w pamięci, jakiś mecz konkretny?
- Wygrałam kilka zakładów, bo obstawiamy wyniki. Najmniej się znam, ale właściwie to chyba najczęściej trafiałam. Nie gramy o pieniądze, ale o lody, truskawki, albo kto niesie torbę na trening. Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski są mi chyba winni noszenie torby, ale ja chyba muszę im jeszcze kupić lody.