Strona 12 z 23 < 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 22 23 >
Opcje tematu
#3341710 - 18/08/2009 02:29 Re: do poczytania [Re: forty]
Piecia Offline
podwórkowy attaché

Meldunek: 23/11/2004
Postów: 17060
Odkąd Bogusław Cupiał zainwestował w Wisłę Kraków, aż dziewiętnaście razy zmieniano w klubie trenera. Jeden z najbogatszych Polaków przez wiele lat oczekiwał od zatrudnianych szkoleniowców samych zwycięstw, marzył o awansie do Ligi Mistrzów, a gdy coś szło nie tak... Szast-prast - zmiana trenera! Teraz jest inaczej. Zamiast żonglować trenerami w Wiśle zaczęto budować siatkę skautów.

- Kiedy ktoś zwalnia mnie po jednym przegranym meczu, to już nigdy więcej mnie nie zatrudni - powiedział dwa lata temu Wirtualnej Polsce Franciszek Smuda, zapytany czy po fatalnym sezonie Wisły, po którym znalazła się ona na ósmym miejscu w tabeli, zgodziłby się na pracę w Krakowie.

"Franz" do dziś dobrze pamięta, że w sezonie 1999/2000 został zwolniony zaledwie po jednej porażce ligowej, choć wcześniej jego zespół wygrał pięć razy z rzędu i dwa razy zremisował. Smuda zapomniał jednak, że później dał się skusić na kolejny angaż w zespole "Białej Gwiazdy" i... wyleciał po dwóch porażkach. Było w rundzie wiosennej sezonu 2001/02, kiedy Wisła trzy kolejne mecze wygrała, dwa spotkania przegrała i... w Krakowie nastała era Henryka Kasperczaka.

Taki właśnie był Bogusław Cupiał. Potrafił zwolnić trenera po jednym niepowodzeniu lub zaledwie po dwóch porażkach. Kiedy Wisła odpadała z europejskich pucharów zdarzało się, że wraz z trenerami zwalniali byli również prezesi, dyrektorzy i inni działacze.

Któregoś razu Cupiał w rozmowie z piłkarzami powiedział, że oczekuje od nich samych zwycięstw do końca sezonu. Jeden z wiślaków, Kazimierz Węgrzyn, odpowiedział, że przecież nie trzeba wszystkich meczów zwyciężać - nic się nie stanie, jak czasem się zremisuje. Właściciel klubu był wyjątkowo zaskoczony tymi słowami. On chciał wygrywać zawsze.

Z Wisły zwalniani byli też m.in. byli selekcjonerzy Wojciech Łazarek i Jerzy Engel, a na trenerskiej karuzeli kręcili się również Adam Nawałka (który aż trzykrotnie obejmował drużynę), a także zagraniczni szkoleniowcy Werner Liczka, Dan Petrescu i Dragomir Okuka. Do Ligi Mistrzów nie awansował nikt.

Maciej Skorża jest pierwszym trenerem, który za czasów Cupiała trenował zespół przez całe dwa sezony. Teraz prowadzi go już trzeci rok z rzędu. W międzyczasie Wisła wywalczyła dwa mistrzostwa Polski, ale nie wywalczyła nic na arenie międzynarodowej. Najpierw nie awansowała do fazy grupowej Pucharu UEFA, a później... o kompromitacji pucharowej z Levadią Talinn do dziś jest głośno w mediach.

Klęska z Levadią przyszła w momencie najgorszym z możliwych. Droga mistrza Polski do Ligi Mistrzów miała być w tym roku tak łatwa, jak nigdy wcześniej. Tym razem przeszkody nie mogła stanowić Barcelona, Real Madryt, ani żaden klub tego pokroju. Przez kilkanaście lat polskie drużyny odpadały dopiero w ostatniej rundzie eliminacyjnej. Tym razem "Białej Gwieździe" nie było dane zagrać ani w trzeciej, ani w czwartej rundzie. Wisła popłynęła wyjątkowo szybko...

Kibice spodziewali się, że z klubu zostaną wyrzuceni niemalże wszyscy. Media spekulowały, że ze stanowisk polecą trener, asystenci, dyrektorzy i pozostali działacze, a wszyscy piłkarze trafią na listę transferową. Tymczasem Cupiał zaskoczył całą piłkarską Polskę i nie wyrzucił z klubu nikogo. Zamiast przeprowadzać rewolucję przez tydzień analizowano przyczyny kompromitacji.

"Przeprowadzona analiza wykazała też, że dotychczasowy model organizacyjny struktury klubu nie zdał egzaminu" - napisano w oficjalnym komunikacie klubowym. Od tej pory Skorża ma ponosić większą odpowiedzialność za transfery. Powinno mu to pomóc w budowaniu drużyny, jakiej sam oczekuje. Wcześniej transferami zajmował się przede wszystkim dyrektor sportowy, Jacek Bednarz.

Wisła rozpoczęła budowę siatki skautów. Prowadzić całe przedsięwzięcie ma czeski trener, Josef Csaplar, który przebywał na stażach w Milanie, Bayernie Monachium i pracował jako skaut w Evertonie. Za wyszukiwanie talentów odpowiedzialny ma być również Edward Klejndinst, mający za sobą współpracę z trzema selekcjonerami reprezentacji Polski.

W tej chwili najlepszą siecią skautów w Polsce może pochwalić się Lech Poznań. Zbudował ją Andrzej Czyżniewski, który miał udział w tym, że do Poznania ściągnięto m.in. Murawskiego, Bandrowskiego, Djurdjevicia, Rengifo, Peszkę, Lewandowskiego czy Stilicia. Obecnie za wyszukiwanie nowych piłkarzy dla "Kolejorza" odpowiedzialnych jest czterech współpracowników w kraju i kilku za granicą.

W krakowskiej drużynie skończyła się żonglerka trenerami. Czy przyniesie to efekty? Były trener Wisły, Dan Petrescu przyznaje, że są to zmiany na lepsze. Przed trzema laty Rumun został wyrzucony z Krakowa, a chwilę później z małym klubikiem Unirea Urziceni awansował do rumuńskiej pierwszej ligi. Teraz doprowadził do sensacji, wprowadzając ich do fazy grupowej Ligi Mistrzów! - Jeżeli zatrudnia się jakiegoś szkoleniowca, to trzeba dać mu czas. Miałem szczęście, bo większość rumuńskich prezesów działa tak samo, jak ci w Polsce. Trzy przegrane mecze i wyrzucamy trenera. Tak jest najprościej - ocenił Petrescu w rozmowie z "Dziennikiem".

Wygląda na to, że w Wiśle skończyły się czasy, kiedy po jednej porażce trener tracił pracę. Krakowianie poszli w ślady Lecha Poznań i zajęli się pracą u podstaw przy budowie siatki skautingu. Panie Bogusławie Cupiale, trenerze Macieju Skorża - idźcie tą drogą!

Michał Bugno

Do góry
Bonus: Unibet
#3345104 - 19/08/2009 16:15 Re: do poczytania [Re: AGASSI]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Peak oil, czyli kolejny koniec świata



Od czasów raportu Klubu Rzymskiego, a w zasadzie już od Malthusa, popularne są różnorakie prognozy zakładające załamanie się całej cywilizacji ludzkiej, czy to na skutek przyrostu ludności czy też emisji dwutlenku węgla. Wszystkie te prognozy mają jedną wspólną cechę - nie sprawdzają się. Czy jednak teoria peak oil w odróżnieniu od innych przepowiedni ma solidne podstawy naukowe? Świat bez ropy czyli plastik z elektryczności.

Peak oil, czyli inaczej teoria Hubberta, powstała w 1956 roku i zakładała osiągnięcie szczytu wydobycia ropy naftowej (ang. peak oil) w USA do roku 1970, a na całym świecie około roku 2000. O ile przewidywania odnośnie globalnego załamania się wydobycia na przełomie tysiącleci nie sprawdziły się, o tyle w USA rzeczywiście miał miejsce spadek wydobycia zgodnie z przewidywaniami.



Stany Zjednoczone poradziły sobie z problemem zwiększając import surowców energetycznych, co rozwiązało na krótką metę problem zaspokojenia potrzeb energetycznych kraju ale znacznie zmniejszyło bezpieczeństwo i samowystarczalność energetyczną. Jednak skąd importować ropę naftową, gdy peak oil będzie miał miejsce na całym globie?

Ropa naftowa jest surowcem nieodnawialnym i kiedyś musi nastąpić wyczerpanie się jej zasobów. Spodziewany światowy kryzys energetyczny nie ma wynikać jednak z całkowitego wyczerpania się ropy naftowej - co roku odkrywa się duże złoża - lecz z jednoczesnego wyczerpania się taniej ropy i wzrostu zapotrzebowania. Zgodnie z przewidywaniami amerykańskiej EIA, do 2030 roku nastąpi wzrost konsumpcji światowej o ponad 26 milionów baryłek dziennie, co odpowiadałoby dzisiejszej konsumpcji USA połączonych z Kanadą i Meksykiem. Za lwią część wzrostu zapotrzebowania odpowiedzialne będą Chiny i Indie, których potrzeby wzrosły od 1965 roku o odpowiednio 3850% i 900%. W stosunku do roku 1990, świat będzie potrzebował w 2030 roku niemal dwa razy więcej ropy naftowej.



Natomiast odkrywane na świecie wielkie złoża - np. brazylijskie czy kanadyjskie - są zupełnie innej jakości niż złoża arabskie. Ropę naftową trzeba dosłownie wyrywać z wnętrza ziemi lub dna oceanu - uzyskanie ropy z piasków czy łupków bitumicznych wymaga ogromnych ilości energii i nakładów. Na Bliskim Wschodzie wystarczy niemal dosłownie wydrążyć dziurę w ziemi, by czarne złoto zaczęło płynąć. Poza barierami ekonomicznymi - ropa z dna morza może kosztować nawet kilkukrotnie więcej niż ropa wydobywana dziś w Kuwejcie czy Arabii Saudyjskiej - istnieją także liczne bariery polityczne. Mało które państwo posiadające zasoby surowców o kluczowym znaczeniu dopuszcza do nich zagraniczne firmy - znakomitymi przykładami takiej polityki jest Wenezuela czy Rosja.

Realne zagrożenie jakie stanowi peak oil obrazują jednak najlepiej nie teorie naukowe i przewidywania ekspertów z IEA czy EIA, lecz polityka najbardziej zainteresowanych, tj. państw i koncernów naftowych. Amerykańskie Rządowe Biuro Obrachunkowe (GAO) przestrzega w swoim raporcie z 2006 roku skierowanym do Kongresu przed lekceważeniem peak oil i wzywa do skoordynowania wysiłków różnych agencji federalnych oraz wypracowania jednej, wspólnej strategii.



Zgodnie z raportem, największe zagrożenie niesie za sobą peak oil występujący nagle i bez ostrzeżenia, ponieważ "alternatywne źródła energii, w szczególności dla transportu, nie są jeszcze dostępne w odpowiednich ilościach".

Unijna Komisja Handlu Międzynarodowego w opinii załączonej do sprawozdania Komisji Gospodarczej i Monetarnej w sprawie makroekonomicznych skutków wzrostu cen energii z 5 stycznia 2007 roku twierdzi wręcz, że "wyższe ceny energii będą w przyszłości oczywiste, ponieważ świat osiąga szczyt produkcji ropy naftowej (ang. peak oil), po którym dostawy ropy naftowej zaczną się nieuchronnie zmniejszać w perspektywie długookresowej". BP spodziewa się wystąpienia peak oil w latach 2015-2020, natomiast prezes Shell wystosował nawet do pracowników list (22 stycznia 2008 r.) w którym podkreśla, że "niezależnie od obranej przez nas drogi, aktualna sytuacja na świecie ogranicza nasze możliwości. Jesteśmy o krok od znacznego wzrostu zapotrzebowania na energię ze względu na wzrost liczby ludności i rozwój gospodarczy, a Shell ocenia, że po roku 2015 zapasy łatwo dostępnej ropy naftowej i gazu nie będą zaspokajały popytu".

Zagrożenie jakie niesie ze sobą peak oil nie polega jednak wyłącznie na braku energii. W obiegowej opinii ropa naftowa kojarzy się z paliwami - paliwem lotniczym, benzyną, olejem napędowym, olejem opałowym. Brak ropy spowoduje daleko bardziej dotkliwe skutki, niż zamiana stacji benzynowych na ładowanie samochodu z gniazdka elektrycznego. Przede wszystkim, na ropie bazuje ogromna ilość wytwarzanych dziś towarów. Jak podaje Departament Obrony w serii prezentacji "Rozmowy o Energii", z ropy naftowej wytwarza się m.in.: aspirynę, asfalt, kamery, świece, płyty CD, gumę do żucia, komputery, linoleum, taśmę filmową, farby, spadochrony, perfumy, karty kredytowe, słodziki, rozpuszczalniki, telefony, magnetofony, rury wodociągowe, piłki nożne, nawozy, dezodoranty itd. Rzecz jasna, wymienione wyżej towary nie są stworzone w 100% z ropy naftowej - jednak to właśnie ropa naftowa umożliwia ich wytwarzanie na skalę przemysłową.

Zatem problem nie leży w zapotrzebowaniu na energię jako taką (w pewnej mierze dziurę energetyczną mogą pomóc załatać elektrownie atomowe czy, projektowane dopiero, elektrownie termojądrowe): problem tkwi w braku podstawowego surowca gospodarki światowej i podstawowego nośnika energii. Wynosić satelit na orbitę bez paliw wysokiej jakości się nie da, a pasażerskie samoloty elektryczne mają obecnie tyle wspólnego z rzeczywistością co kolonizacja Marsa. Choćby z tych względów peak oil zasługuje na uwagę - każdy surowiec nieodnawialny kiedyś się skończy, i choć można spierać się o horyzont czasowy, zagrożenie jest jak najbardziej realne.

Na szczęście do opinii publicznej zaczyna powoli przenikać świadomość, że przemysłowy świat stworzony w XIX wieku nie jest dany raz na zawsze, a silnik cywilizacji pozbawiony paliwa w końcu się zatrzyma. Dwa tygodnie temu w wywiadzie dla "Independent" dr Faith Birol, jeden z głównych specjalistów IEA, ostrzegał przed mającym nadejść w przeciągu kilku-kilkunastu lat szczytem wydobycia ropy naftowej. Wg prowadzonych przez niego badań, większość największych pól naftowych ma już szczyt wydobycia za sobą, a tempo spadku produkcji wynosi obecnie niemal 7% rocznie. "Nasz ekonomiczny i społeczny system oparty jest na ropie, dlatego zmiana wymagać będzie długiego czasu i nakładów. Im wcześniej zaczniemy uniezależniać się od ropy, tym dla nas lepiej i musimy do tej sprawy podejść bardzo poważnie" - stwierdził dr Birol.

Z kolei kilka dni temu w Wielkiej Brytanii w odpowiedzi na rządowy raport bagatelizujący peak oil, grupa robocza ds. peak oil i bezpieczeństwa energetycznego (ITPOES), powołana w 2007 r. przez prywatne firmy (m.in. Virgin, Scottish and Southern Energy, Solarcentury), stwierdziła na łamach "Financial Times", że peak oil nastąpi szybciej, niż się uważa. W swoim raporcie "The Oil Crunch - Securing the UK's energy future" grupa przewiduje, że efekty peak oil będą odczuwalne przez społeczeństwo brytyjskie w ciągu najbliższych pięciu lat i będą znacznie bardziej dotkliwe niż pozostałe zagrożenia, "preferowane" przez rząd (np. terroryzm).

O ile przewidywania są zgodne z prawdą, społeczeństwa państw rozwiniętych będą mogły w niedalekiej przyszłości przekonać się na własnej skórze o stopniu wpływu ropy naftowej na ich życie. Zgodnie z raportem ITPOES, w 2007 roku obserwowalny był spadek wydobycia ropy naftowej (w stosunku do 1997 r.) w Rosji, USA, Meksyku, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Iranie, Wenezueli oraz Indonezji. Wyzwanie stojące przed światem może być porównywalne tylko do przestawienia gospodarki na węgiel kamienny w XIX wieku. Niezależnie od tego, kiedy zaczną wysychać szyby naftowe, należy już teraz poszukiwać nowych źródeł taniej energii.

Horrendalnie drogie i zawodne źródła tzw. czystej energii (m.in. energia wody, słońca, wiatru) są raczej luksusowym kaprysem bogatego Zachodu niż realną alternatywą. Lecz nawet inwestując wielkie sumy w energię atomu, rozbijanego i łączonego, nie unikniemy bolesnych skutków peak oil. Jakkolwiek nie pragnęliby tego rozmaitej maści "zieloni", plastiku i tworzyw sztucznych nie można stworzyć z energii elektrycznej - nawet tej najczystszej.


Do góry
#3354367 - 23/08/2009 14:45 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30411
Skąd: Brama
Real ciekawszy niż Barcelona?

Już tylko 6 dni i jedna z największych piłkarskich zagadek wejdzie w fazę rozwiązania. W następną sobotę o 20 na Santiago Bernabeu poznamy nowy Real Madryt

Jeden z kolegów, zapamiętały kibic FC Barcelony wyznał mi niedawno, że tak w głębi duszy to on czeka najbardziej na pierwszy poważny test królewskich. Myślę, że inni fani klubu z Katalonii mu wybaczą, bo to, co się stało w obozie rywala jest ewenementem. Oczywiście fani Barcy będą śledzić mecz ze Sportingiem i postępy Ibrahimovica, ale sposób, w jaki zagra w poniedziałek drużyna z Katalonii jest w zasadzie przewidywalny.

Wszystko, co nieprzewidywalne wydarzy się 48 godzin wcześniej. Sobotni mecz Realu z Deportivo to będzie pierwsza odpowiedź na pytanie o największy futbolowy eksperyment.

Nie chodzi o bulwersującą wszystkich od UEFA po Watykan kwotę 260 mln euro. Problem polega na tym, że jeszcze nikt przed Florentino Perezem nie kupował na taką skalę, nawet on sam. Pierwszy okres galaktyczny, który Real ma za sobą (2000-2006) wyglądał przecież inaczej - Perez sprowadzał każdego lata jedną megagwizdę. Teraz rewolucja jest totalna, w Madrycie znaleźli się dwaj ostatni laureaci Złotej Piłki (Kaka, Ronaldo), padł transferowy rekord świata (96 mln euro), zmieniono wszystkie formacje, a nawet ci, którzy łapali się za głowy zarzucając prezesowi Realu transferowy obłęd, zamilkli przy zakupie Xabiego Alonso.

Dla wielu to wszystko musi się udać. Piłkarze klasy Kaki, Ronaldo, Benzemy, czy Alonso nie będą się nagle przewracać o własne nogi. A gdyby ktokolwiek z nich zawodził, lub został mocniej kopnięty w cenną nogę - Real ma ma wszelki wypadek najdłuższą ławkę świata (nawet dłuższą niż by chciał).
Ciekawe, jaki skład pośle Pellegrini na zespół z La Corunii. W obronie pół biedy, ale jak zmieścić w drugiej linii i ataku Alonso, Lassa, Ronaldo, Robbena, Kakę, Benzemę, Raula, a może jeszcze Higuaina? Jest przecież dla nich tylko sześć miejsc, nie mówiąc o sposobie i stylu, w jakim zagrają.

Finansowo Perez już raz wyszedł na swoje, da pewnie radę z długami sięgającymi pół miliarda. Dla mnie to wszystko co dotyczy nowej galaktycznej drużyny nie jest jednak oczywiste. Gra nie idzie o to, by Real pobił Deportivo, czy nawet kilka rekordów ligowych zwycięstw. Celem sportowym jest finał Ligi Mistrzów na Santiago Bernabeu, a marketingowym stworzenie stylu ocierającego się o poezję. To wszystko będzie tak trudne, jak skompletowanie wielkiej orkiestry z wybitnych solistów. A przecież konkurencja jest bardzo mocna, nie tylko w Champions League, ale i w Primera Division.

W zasadzie zgadzam się z moim kolegą. Pierwsze mecze Realu będą ciekawsze. Ale gdy wszystko wejdzie w fazę rozstrzygnięć, tak samo fascynujące staną się pojedynki Barcelony. Jak Pep Guardiola poradzi sobie po tak niewiarygodnym debiutanckim sezonie, zwłaszcza przy wąskiej kadrze biorącej udział w wyścigu po sześć tytułów? Czy wyjdzie drużynie na dobre zamiana Eto'o na Ibrahimovica za którą młody trener Barcy ręczy głową? Prawda jest jednak taka, że w pełni sił Xavi, Messi, Iniesta, Ibrahimovic i Henry - są w stanie wywindować wymagania tak wysoko, że i Real może być bezradny nawet gdy Pellegrini wykona w Madrycie kawał dobrej roboty.
Fantazjować można do woli, a każdy finał tych fantazji będzie możliwy. Nawet finał Champions League Real - Barcelona na Santiago Bernabeu.

wolowski

Do góry
#3356719 - 24/08/2009 19:41 polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Roger Guerreiro: Odchodzę z Polski, ale z Polską w sercu

Rozmawiał Robert Błoński
2009-08-24, ostatnia aktualizacja 2009-08-23 21:34



- Oferty były, i to sporo, ale Legia chciała za mnie dokładnie dwa razy więcej pieniędzy, niż dawały zainteresowane kluby. Kiedyś obiecałem, że jeśli przestanę być szczęśliwy w Legii, powiem to otwarcie. Ten moment nadszedł. Nie jest przyjemnie usłyszeć od prezesa, że jest się niepotrzebnym - mówi Roger Guerriero dla Sport.pl i "Gazety Wyborczej".

Robert Błoński: Po meczu z Grecją udzielił pan krótkiego wywiadu po polsku. Ciężko się było nauczyć naszego języka?

Roger Guerreiro: Wciąż się go uczę, jest trudny i wszystko idzie powoli. Nie mówię płynnie po polsku. Więcej rozumiem, niż potrafię powiedzieć.

W Bydgoszczy śpiewał pan hymn.

- Nie znam słów, zaśpiewałem tylko sam początek. A później tak jak zawsze modliłem się. Robię to przed każdym meczem.

Kiedy w grudniu 2005 roku przyjeżdżał pan do Polski, przez myśl przeszło panu, że tak się to wszystko potoczy?

- Przyjechałem tu robić to, co kocham, czyli grać w piłkę, osiągać sukcesy, dawać radość sobie i kibicom. Nigdy nie przypuszczałem, że zostanę Polakiem. Najpierw była moja dobra gra, potem pomysł Leo Beenhakkera. Nie byłem tym pomysłem ani zszokowany, ani wystraszony. Szybko przystosowałem się do życia w Europie. Nawet śnieg mnie nie zaskoczył, widziałem go wcześniej w Hiszpanii, kiedy grałem w Celcie Vigo. Ucieszyłem się, że mnie doceniono. Bóg, który kieruje moim losem, zdecydował, że będę miał polski paszport.

Teraz nadszedł czas rozstania z Warszawą...

- Zostawię klub, ale nigdy nie zostawię Polski. Dopóki będę miał siły, a trener wyśle powołanie - zawsze się stawię. Będę też wracał tutaj prywatnie, ale tylko latem. Żeby na spacerze patrzeć na piękne polskie kobiety [śmiech]. Ten kraj będzie we mnie już na zawsze. Czuję się jego obywatelem tak bardzo, że nawet prawo jazdy mam tylko polskie. Czuję wdzięczność i czułość do kibiców, którzy krzyczą moje imię na stadionach, którzy proszą o autografy i są serdeczni. To mnie wzrusza, zawsze będę do dyspozycji selekcjonera i będę grał dla Polski.

Zdarza się panu myśleć po polsku?

- W dwóch przypadkach: kiedy gramy mecz i trzeba użyć mocnego słowa. Widać było to w telewizji, kiedy podczas meczu z Grecją zdenerwowany decyzją sędziego przekląłem czystą polszczyzną. Jest nawet filmik w internecie. Drugi przypadek to wtedy, kiedy liczę pieniądze. Liczę po polsku. Cyfry to pierwsze słowa, jakich nauczyłem się po polsku.

Zachował się pan kiedyś bardziej jak Polak niż Brazylijczyk?

- Konkretnej sytuacji sobie nie przypominam. Ale o Polsce nie zapominam nawet na chwilę. Kiedy zimą wyjeżdżam do Brazylii, wszyscy pytają mnie, jak jest w Polsce, więc temat pojawia się na okrągło.

Czy ostatni rok był pana najtrudniejszym? Po świetnym występie na Euro był pan krytykowany za słabą grę.

- Prawda, trudny był ten rok. Wiele się w moim życiu wydarzyło i później odbiło na formie. Bolała mnie opinia, że zagram na Euro, by się wypromować i uciec z Polski. Że reprezentację potraktuję jak odskocznię do lepszej ligi, a potem o niej zapomnę. To nieprawda, mam już 18 występów i cztery gole w kadrze. Uczę się polskiego.

Oczekiwania wobec mnie były ogromne, każdy chciał, żebym już zawsze grał tak jak w Austrii. Zdaję sobie sprawę, że nie pomogłem Legii na tyle, ile mogłem. Jestem krytyczny wobec siebie, ale moja słaba gra nie wynikała z lekceważenia klubu, kolegów czy trenera. Nie ma piłkarza, który przez cztery lata utrzymałby świetną formę. Kryzys dopadł i mnie, ale już minął.

Najbardziej przykry moment?

- Tych, którzy na futbolu się nie znają, nie słucham. Sam najlepiej wiem, co było nie tak. Złych rzeczy staram się nie pamiętać. Byłem w słabszej formie, bo byłem zmęczony fizycznie i psychicznie. Stąd słaba jesień 2008 roku. Najgorsze minęło.

Dlaczego nie odszedł pan z Legii po Euro? Nie było ofert?

- Były, i to sporo. Przyczyna jest jedna: Legia chciała za mnie dokładnie dwa razy więcej pieniędzy, niż zainteresowane kluby oferowały. Kwoty znam, ale nie chcę ich podać.



Teraz pan odejdzie?

- Najpóźniej w grudniu. Mój los jest w rękach Boga. Miałem oferty z Dinama Zagrzeb, Chin i Emiratów Arabskich. Świetne finansowo, ale chcę pójść do dobrej ligi, grać na wyższym poziomie i rozwijać się, by i kadra miała ze mnie więcej pożytku. Zostało kilka dni do końca okienka transferowego, może coś się wydarzy? Sam na nic nie mam wpływu. Ale i ja, i Legia nie czujemy się komfortowo w obecnej sytuacji, więc jeśli pojawiłaby się dobra oferta, skorzystałyby obie strony. Mój agent cały czas odbiera telefony, ale nie wiem, czy choć jeden będzie takim, na który czekamy. Jeśli zostanę, starczy mi cierpliwości na trzy miesiące. Nie zawsze chcieć odejść znaczy móc odejść.

Ekspert Canal+ Grzegorz Mielcarski powiedział tak: "A może problemem Rogera jest to, że żąda niebotycznego kontraktu i dlatego nie może odejść?".

- Gdyby to była prawda, już by mnie w Legii nie było. W Emiratach, skąd miałem ofertę, płacą bajecznie. Nawet propozycja Dinama Zagrzeb była atrakcyjna finansowo. Ale ja chcę iść do mocnej ligi. Pieniądze są ważne, jednak nie one zdecydują, gdzie będę grał.

Po poprzednim sezonie prezes Legii Leszek Miklas powiedział w "Gazecie": "Właściciele zrobili wszystko, żeby zatrzymać Rogera w klubie. Nim zaczął się kryzys, dostał od nas bajeczną ofertę. Zawodnicy wyjeżdżający z Polski do klubów Ligi Mistrzów mogliby tylko pomarzyć o zaproponowanej przez nas kwocie. On oferty nie zaakceptował. Zażądał pieniędzy, jakie płaci się w bardzo dobrych klubach francuskich czy niemieckich". Mówiło się o nawet 480 tys. euro rocznie brutto. Rzeczywiście była taka oferta?

- Było mi przykro, kiedy przeczytałem w tym wywiadzie, że "czas Rogera w Legii już minął". Rozumiem prezesa, ma prawo tak powiedzieć. Słowa zabolały, bo zostały powiedziane pół roku przed końcem umowy.

Nigdy nie rozmawiałem z Legią o kwocie kontraktowej brutto. Wyłącznie netto. Zapewniam, że gdybym otrzymał propozycję, o jakiej pan mówi, czyli około pół miliona euro rocznie brutto, nie zastanawiałbym się ani chwili, tylko podpisał pięcioletni, nawet sześcioletni kontrakt. Oferta, o której mówi pan prezes, nie była bajeczna. Powiedzmy, że dobra jak na polskie warunki. Gdzie indziej płaci się lepiej.

Jeszcze jeden cytat z prezesa: "Po Euro Roger poczuł, że jest stworzony do gry na wyższym poziomie i w lepszym klubie. Odejdzie z Warszawy, bo przestał tu być szczęśliwy". Rzeczywiście gra w piłkę w Legii przestała panu sprawiać radość?

- To nie do końca tak. Kiedy po Euro okazało się, że zostaję przy Łazienkowskiej, poświęciłem drużynie wszystkie siły i energię. Nie zawsze byłem w wysokiej formie, nie zawsze grałem dobrze. Ale wypełniałem swoje obowiązki, nikt nie ma do mnie żadnych zastrzeżeń. Od kierownictwa Legii usłyszałem nawet, że choć jestem Brazylijczykiem, to jednak mentalność mam europejską. Wielu brazylijskich zawodników poszłoby do prezesa i powiedziało, że nie przystosowali się do warunków, że chcą wracać. Ja nigdy się nie zaniedbałem. Gorsze momenty zdarzają się każdemu i za swoje biorę odpowiedzialność.

Kiedyś obiecałem, że jeśli przestanę być szczęśliwy w Legii, powiem to otwarcie. Ten moment nadszedł. Teraz nie jestem szczęśliwy w Legii. Nie jest przyjemnie usłyszeć od przełożonego, że jest się niepotrzebnym. To rozczarowuje i demotywuje. Ja potrzebuję czuć, że ktoś we mnie wierzy i mi ufa. Dlatego jestem nieszczęśliwy i czuję się niekomfortowo. Ale postaram się, by w meczach tego nie było widać. Obojętnie, czy wejdę na minutę, dwie, czy pół godziny - zawsze postaram się pomóc.

Rezerwowym Legii został pan już późną jesienią 2008 r.

- Tak zdecydował trener Urban. W meczu z Zagłębiem Lubin posadził na ławce m.in. mnie i Edsona. Szanuję to, trener ma pełne prawo tak zrobić. Nie byłem wtedy w dobrej formie i to była wytłumaczalna decyzja. Ronaldinho też siedział na ławie.

Jest pan zdziwiony, że nie ma ofert z dobrych klubów? Legia chce za pana tylko 400 tys. euro.

- Jest kryzys, a w grudniu będę wolnym zawodnikiem. Może kluby wolą poczekać i zaoszczędzić nawet te kilkaset tysięcy euro?

Tylko jeden piłkarz odszedł tego lata z polskiej ligi za pieniądze. To Rafał Murawski z Lecha do Rubina Kazań. Nie ma chętnych na pana, na Pawła Brożka...

- Bo polska liga jest niezauważana w Europie. Kluby mało osiągają w pucharach, więc gdzie mają się promować ligowcy? Jedyne miejsce to reprezentacja. Dzięki niej w Europie zobaczono mnie. Poziom ligi nie jest za wysoki, ale będzie lepszy - zbliża się Euro 2012, nakręci się koniunktura, powstają piękne stadiony.

Co musiałoby się wydarzyć, żeby został pan w Legii?

- Nie ma takiej rzeczy. Na pewno odejdę. Nie wiem tylko, czy teraz, czy w grudniu. Już dawno pogodziłem się z tą myślą. Ostatnia rozmowa o kontrakcie z Legią odbyła się w grudniu, od tamtej pory nie wracaliśmy do tematu. Legia też nie wiąże ze mną żadnej przyszłości. Prezes tak mówił. A trener, jeszcze przed sezonem, zapowiedział, że będę rezerwowym. To jasny znak, że mnie tu nie chcą.

W Lidze Europejskiej był pan podstawowym zawodnikiem w obu meczach z Broendby, ale w ekstraklasie zagrał pan łącznie 56 minut w trzech meczach. Zawsze jako rezerwowy. W ubiegłym tygodniu gazety napisały, że za określoną liczbę występów minimum 45 minut ma pan dodatkową premię. To decyduje, że pan nie gra?

- To prawda, mam taki bonus, ale nie mam pojęcia, ilu występów brakuje, by został on wypłacony. Przyczyna tego, że nie gram, nie leży na boisku. Decydują o tym sprawy pozaboiskowe, a rezerwowym jestem nie z powodu słabej formy, jak mawia trener Urban. Uprzedził mnie, że w tej rundzie najwyżej będę wchodził na boisko po przerwie. W sparingach, Lidze Europejskiej czy kadrze grałem od początku, i to dobrze. Ale na ligę jestem za słaby. Powiedzenie "Roger nie gra, bo jest w słabej formie" to wygodna wymówka, ale nieprawdziwa. W zeszłym roku formę miałem gorszą, a grałem dużo więcej.

Co musiałoby się stać, żeby wrócił pan do składu Legii?

- Nie wiem. Na pewno żadnemu z kolegów nie życzę kartek czy - broń Boże - kontuzji. Trenuję, staram się, a o wszystkim decyduje trener. Temu się podporządkowuję. Legia to nie tylko Roger, Iwański czy Urban, ale coś więcej. Przede wszystkim kibice, dla których gramy.

Ma pan o coś żal do Legii?

- O jedną kwestię: że nie potrafi rozstawać się ze swoimi zawodnikami. Że nie szanuje i nie docenia tych, którzy coś dla klubu zrobili. Edson i Vuković odchodzili stąd skłóceni i niezadowoleni. Ja też odejdę zasmucony okolicznościami rozstania. Choć dobrych wspomnień, tak jak moich dobrych meczów dla Legii, było więcej niż tych złych. Mistrzostwo, Puchar, Superpuchar Polski, polskie obywatelstwo, wyjazd na Euro - za to jestem Legii wdzięczny. Dzięki niej zostałem Europejczykiem i trafiłem do reprezentacji Polski.

Czuje się pan jak piąte koło u wozu?

- Nie. Chcę być jak koło zapasowe. Dobrze napompowane, przygotowane, by wejść i pomóc drużynie bezpiecznie dojechać do celu.

Wie pan, że w drugiej kolejce w Gdyni po raz setny wystąpił pan w ligowym meczu Legii?

- Wiem, ale w klubie chyba nie wiedzieli. W Brazylii jest taki zwyczaj, że przy okazji takiego jubileuszu zawodnik gra w koszulce z numerem 100 i potem zachowuje ją na pamiątkę. Bo to coś wyjątkowego. Szkoda, że tak nie jest w Polsce. Mój jubileusz przeszedł bez echa. Ale ważne, że choć ja o nim wiedziałem.

Pogodził się więc pan już z tym, że następny mecz od pierwszej do ostatniej minuty zagra w Warszawie w 2012 roku przy okazji inauguracji mistrzostw Europy? W Legii już raczej nie wystąpi pan przez 90 minut.

- Może i tak być, ale chciałbym zagrać jeszcze w klubie. Marzenie mam inne. Po nocach śni mi się brazylijski mundial w 2014 i gol dla Polski. Do spełnienia tego marzenia będę dążył z całych sił.

Nie gra pan w klubie - traci na tym reprezentacja.

- Leo Beenhakker to inteligentny człowiek, orientuje się, czemu nie gram w Legii. Widział mnie na zgrupowaniu przed meczem z Grecją, widział w meczu i wie, że może na mnie liczyć. To, że nie gram, nie znaczy, że nie mam odpowiedniej formy, by grać. Zrobię wszystko, by moja sytuacja w klubie nie zaszkodziła mojej sytuacji w kadrze, w którą jestem zaangażowany i dla której chcę być bardzo pożyteczny. Chcę pomóc Polsce w awansie na mundial.

Nawet komplet zwycięstw w jesiennych meczach eliminacji MŚ nie gwarantuje wam pierwszego miejsca.

- Sytuacja jest trudna, ale nie beznadziejna. Przed meczem z Grecją sporo rozmawialiśmy w drużynie o tym, co było. Porażki w Bratysławie i Belfaście to koszmar. Więcej takie występy się nie powtórzą. Na boisko będziemy wychodzić maksymalnie skoncentrowani i teraz będzie bardzo ciężko z nami wygrać. Grecy się o tym przekonali pierwsi, następni - we wrześniu, potem w październiku.

Pomagał pan Ludovikowi Obraniakowi? Jest w podobnej sytuacji jak pan ponad rok temu.

- On miał polskich przodków, ja - nie. Moje obywatelstwo to była inicjatywa kilku osób, z Ludo jest inaczej. Ale starałem się go wspierać przed meczem z Grecją. Zamieniliśmy parę słów po angielsku. Najważniejsze, że wszyscy złapaliśmy wspólny język na boisku. Ludovik jest świetnie wyszkolony technicznie, lubię grać z takimi. W Bydgoszczy dał odpowiedź, czy przyda się drużynie.

Czuje się pan pełnoprawnym reprezentantem Polski?

- Wołają na mnie "Parejro" - to od przejęzyczenia pana prezydenta. Koledzy czasem jeszcze żartują i mówią "Roger, nigdy nie będziesz Polakiem", nawiązując do transparentu wywieszonego kiedyś w Białymstoku. Wyciągam wtedy czerwony paszport z orłem i mówię: "Zobacz, teraz jesteś moim bratem!". Atmosfera jest znakomita. Zaakceptowali mnie, rozmawiamy po polsku. I doskonale się rozumiemy.


Do góry
#3360666 - 27/08/2009 03:18 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: Baqu]
AGASSI Offline
Knockin' On Heaven's Door

Meldunek: 21/03/2007
Postów: 12041
Maraton Radwańskiej przed US Open
Agnieszka Radwańska tenis Polska US Open
Jakub Ciastoń
2009-08-25, ostatnia aktualizacja 2009-08-25 22:57
Żadna tenisistka z czołowej dwudziestki rankingu WTA nie gra przed US Open tak intensywnie jak Agnieszka Radwańska - już 13 meczów w pięciu turniejach. Bez odpoczynku

Polka (WTA 12) zagrała kolejno w Stanford, Los Angeles, Cincinnati, Toronto. Teraz jest w New Haven, gdzie dziś w II rundzie zmierzy się z Francuzką Virginie Razzano (WTA 17).

Oprócz Radwańskiej tylko Rosjanka Nadia Pietrowa wystąpiła w pięciu imprezach z rzędu, ale w dwóch ostatnich - Cincinnati i Toronto - odpadała w I rundach. W New Haven startują wyłącznie te tenisistki, które ostatnio grały mało lub odpadły we wczesnych fazach poprzednich imprez - np. wracająca po kontuzji Amelie Mauresmo (2 mecze w pięć tygodni), Swietłana Kuzniecowa (3), Caroline Wozniacki (5), Patty Schnyder (5).

Radwańska na brak ogrania narzekać nie musi. Pięć dni przed US Open (31 sierpnia) ma w nogach już 12 spotkań, dziś z Razzano zaliczy 13. Tydzień temu w Toronto była w ćwierćfinale, wcześniej doszła do tej fazy także w Los Angeles. W Stanford i Cincinnati grała w drugich rundach.

Z pierwszej dwudziestki więcej meczów zagrały wprawdzie Samantha Stosur (14) i Jelena Dementiewa (13), ale zrobiły to tylko w trzech turniejach i w ostatnim tygodniu przed US Open odpoczywają. Włoszka Flavia Pennetta (13) gra w New Haven, ale tylko dlatego, że szybko odpadła z Toronto.

- Decyzja, żeby grać w New Haven, też mnie zaskoczyła. Myślałem, że Agnieszce przydałby się jednak odpoczynek - mówi "Gazecie" Victor Archutowski, menedżer tenisistki. Decyzję o kolejnym starcie Agnieszka podjęła sama po konsultacji z ojcem trenerem Robertem Radwańskim. - Widocznie uznali, że nie czuje się zmęczona. Chce się jeszcze ograć przed US Open, ale zapewne traktuje ten start treningowo - zakończył Archutowski.

Sęk w tym, że już w pierwszym meczu treningowo nie było - Polka spędziła na korcie aż 2 godz. i 4 min! Wojciech Fibak wielokrotnie podkreślał, że dobór przez nią turniejów nie zawsze jest najszczęśliwszy. - Powinna się skupić jedynie na największych imprezach i pamiętać, że Wielki Szlem jest najważniejszy. Musi uważać - mówił Fibak.

Z drugiej strony intensywna gra przed US Open nie zawsze jest niebezpieczna - w zeszłym roku Radwańskiej nie przeszkadzała. Grała dużo przed Rolandem Garrosem i Wimbledonem (miała tylko dwa dni odpoczynku), a potem prezentowała się dobrze - w Paryżu doszła do 1/8 finału, w Londynie do ćwierćfinału.

Bukmacherzy w Radwańską jednak nie wierzą. Na liście faworytek US Open umieszczają ją dopiero na 20. miejscu ze stawką 101 dol. za jednego postawionego, czyli osiem miejsc poniżej jej rozstawienia! Polka od ponad roku nie miała tak niskich notowań. To efekt tego, że od maja nie udało jej się wygrać meczu z żadną tenisistką z dziesiątki.[b][/b]


ciekawe czy klakierzy z quasi dalej będa bronić papcia Radwańskich bo Isie to na pewno wink

Do góry
#3360723 - 27/08/2009 03:40 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: AGASSI]
AGASSI Offline
Knockin' On Heaven's Door

Meldunek: 21/03/2007
Postów: 12041
WTA New Haven. Pechowy nadgarstek Radwańskiej
szop, tka
Agnieszka Radwańska skreczowała w pojedynku z Francuzką Virginie Razzano w drugiej rundzie turnieju w New Haven. Polka poddała się przy stanie 6:3, 4:6, choć w perspektywie miała trzeci set.

W ostanich kilku tygodniach Radwańska grała dwa razy więcej meczów od Francuzki, a w pierwszej rundzie spędziła na korcie ponad 2 godziny w spotkaniu z Włoszką Robertą Vinci. Do pojedynku z Razzano podchodziła ze spuchniętą ręką.

Tak jak w pierwszej rundzie Radwańska męczyła się z Vinci, tak w drugiej miała spore problemy z Francuzką Razzano. Przegrała jednak nie z rywalką, tylko z kontuzją.

- Agnieszka ma zapalenie ścięgna w nadgarstku, jest na lekach przeciwzapalnych. Nie dała rady wygrać w dwóch setach, więc postanowiła oddać mecz i nie ryzykować zdrowia przed wielkoszlemowym US Open - tłumaczy Wiktor Archutowski, menedżer zawodniczki.

W pierwszym secie gra Polki nie wyglądała źle. Radwańska nadspodziewanie pewnie serwowała, nie tylko z pierwszego ale i drugiego serwisu (aż 5 z 7 takich akcji zakończyło się sukcesem). Dwukrotnie przełamała serwis Razzano i wygrała pierwszego seta 6:3.

W drugim sytuacja się odwróciła. Lepiej serwowała Francuzka i to ona przejęła inicjatywę na korcie. Przełamała Radwańską, i wygrała 6:4. - Serwis to jej pięta achillesowa. Jest po prostu za słaby. (...) rywalki widzą już, że przy drugim podaniu trzeba zrobić dwa kroki w przód i uderzyć mocno. Punkt jest prawie murowany." - pisał o Radwańskiej dziennikarz Gazety Wyborczej Jakub Ciastoń. &#187; Tak właśnie grała z Polka Razzano w drugim secie. Radwańska z drugiego serwisu zdobyła zaledwie 1 punkt na 11 prób.

jeśli to prawda wyp.ierdolić trenera i mendżera tongue

Do góry
#3364765 - 29/08/2009 04:24 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: AGASSI]
AGASSI Offline
Knockin' On Heaven's Door

Meldunek: 21/03/2007
Postów: 12041
2009-08-28
Ustawiany mecz snookera ?
Wielka Brytania: Dwaj szkoccy snookerzyści, Stephen Maguire (numer dwa w rankingu profesjonalnych graczy) oraz Jamie Burnett, zostali wczoraj zatrzymani przez policję i przesłuchani w związku ze sprawą nieuczciwych zakładów na mecz rozegrany w ramach turnieju UK Championship.

Sportowcy zostali zwolnieni bez postawienia im zarzutów. Podejrzany pojedynek między szkockimi zawodnikami odbył się 15 grudnia ubiegłego roku w ramach pierwszej rundy turnieju. Spotkanie, któremu przygląda się teraz World Snooker i brytyjska Komisja ds. Hazardu zakończyło się zwycięstwem Maguire`a 9-3. Przed meczem do World Snooker zgłosili się bukmacherzy zaniepokojeni dużą ilością typów na ten właśnie wynik. Szczególne wątpliwości budzi końcówka pojedynku, kiedy Jamie Burnett mógł bez większych trudności ustalić wynik na 8-4, jednak spudłował. Maguire dobił bilę kończąc spotkanie wynikiem 9-3.

Obydwaj zawodnicy stanowczo zaprzeczają jakiemukolwiek udziałowi w nieuczciwych zakładach i zapewniają o chęci współpracy z władzami w wyjaśnieniu sprawy. - Nie mam nic do powiedzenia poza stwierdzeniem, że nie mógł bym zrobić tego, co mi się zarzuca. Chciałbym, żeby ta sprawa już się skończyła i żebym nie musiał już odpierać zarzutów, tylko mógł skoncentrować się na snookerze - mówił Maguire.

Światowa Federacja Snokera (WPBSA) nie podjęła jeszcze oficjalnych działań w związku z całym tym zamieszaniem czekając na wynik dochodzenia prowadzonego przez policję. - Jesteśmy świadomi tego, że Stephen Maguire i Jamie Burnett zostali zatrzymani przez policję i że obaj zostali następnie zwolnieni bez stawiania im zarzutów. To jest obecnie sprawa policji i czekamy na rozwój wypadków. Dalszych komentarzy w tej kwestii na tym etapie nie będzie - oświadczył rzecznik organizacji. / NB

Do góry
#3365149 - 29/08/2009 07:01 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: AGASSI]
grey Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 11/07/2005
Postów: 4496
nie wiedzialem gdzie to wrzucic, i w koncu doszedlem do wniosku, ze tu bedzie najlepiej;

co prawda z "the sun" tongue ale artykul branzowy o tym jak duzi chlopcy manipuluja rynkiem:

http://www.thesun.co.uk/sol/homepage/spo...tting-scam.html




RAFA BENITEZ and Franck Ribery have been dragged innocently into a betting scam worth hundreds of thousands of pounds.

Neither Benitez nor Ribery had anything whatsoever to do with the bets but their names were all that a sophisticated syndicate needed to pull off the coup.

Last week, the odds on Benitez to become the first Premier League manager to lose his job were unexpectedly slashed from 18-1 to just 6-4 in three hours. One betting firm closed its book on the bet. Ribery, meanwhile, was backed from 66-1 to 3-1 to join Liverpool from Bayern Munich. Again, the majority of the bets were placed in a single day and there was absolutely no substance to the story.

Instead, there is grave concern both 'bets' were manufactured by an organised group, who deliberately placed thousands of pounds on Rafa leaving and Ribery moving in order to force the odds to tumble. Then, with the entire market braced for both events to happen, the syndicate bet even more money on the exact opposite - Rafa to STAY at Liverpool and Ribery to STAY at Bayern!

Analysts are convinced the syndicate bet five times more on Rafa remaining than they originally placed on him going, safe in the knowledge they had made it all up about his departure in the first place. So, for example, if Ł10,000 was staked on Benitez going, they then placed another Ł50,000 that he would not be the first manager sacked. When another boss is eventually fired, the syndicate will collect Ł50,000 at even money from bets made mainly on the betting exchange markets.

I can reveal these two instances of manipulation of a market in the last month have raised alarm bells within the gambling industry.

In the case of Benitez, the flurry of money started in Liverpool but subsequently spread across the north west and London. The initial money is believed to have been staked in a handful of large bets with two firms - placed on the accounts of 'high-roller' clients. And the people at the centre of it are very much aware of how best to whip up a storm. I am told an anonymous tip-off was made to a Mersey-side radio station, claiming Benitez had stormed out of Liverpool's training complex on Tuesday morning. With a game against Stoke at Anfield that night, the manager was not even at Melwood. Yet that fib got the rumour mill in full flow and football websites were soon trumpeting the news of a potential bust-up between club and manager. Betting firms looked at the money being staked and the gathering speed of the story and adjusted the odds. Some even had their PR teams putting out press releases, while others appeared on TV to debate the issue. All of which suggests this is a well-organised, well-funded racket exploiting the expanding interest in gambling.

Sources within the betting industry estimate that between Ł200-Ł300k has been placed.

In the case of the Ribery bet, the total amount that was staked was around Ł12,000. But that was enough to create a market interest, which allowed more than treble that amount to be laid off against him signing for Liverpool. It is believed Ribery was a trial run ahead of the much bigger plan for the Benitez bet.

Unfortunately, the biggest losers in this sting are the ordinary punters placing bets on Rafa to leave, trusting the sudden drop in odds means something is up at Anfield. They have no idea the entire market is being manipulated to present a fake picture. Bookies call it 'the chase', when one big bet on an unexpected outcome rolls into a flurry of smaller ones trying to get on the back of what they think is good information.

All of the major firms and exchanges are aware of the potential for manufactured or manipulated markets and this kind of betting is not illegal. But at a time when Football League players have been banned and fined for match fixing and sports from cricket to tennis are under scrutiny, how can they ignore the problem? This is a serious issue and one the industry needs to act upon.

Do góry
#3365334 - 29/08/2009 16:25 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: grey]
mgr Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 29/09/2003
Postów: 17851
Skąd: Kraków
Piękna akcja piwo

Do góry
#3365638 - 29/08/2009 20:24 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: mgr]
gnacik Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 22/03/2006
Postów: 4718
...a chciałoby się komuś to na polski przetłumaczyć ? smile

Do góry
#3375416 - 03/09/2009 03:04 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: gnacik]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30411
Skąd: Brama
Brazylia chce golić Argentynę

W takich wypadkach to nie Europa jest centrum futbolowego świata. Za trzy dni w eliminacjach MŚ 2010 Argentyna podejmuje Brazylię

Gillette zorganizowało wielkie golenie. Nad wspólnym zlewem pochyliło się z maszynkami pięciu ludzi z ekipy Brazylii wysyłając w świat przesłanie: "zostawimy Argentyńczyków bez brody i wąsów". "Canarinhos" mogą podejść do meczu z pewnym dystansem, bo na cztery kolejki przed końcem eliminacji są liderami grupy z pięcioma punktami przewagi nad drużyną Diego Maradony i siedmioma nad Ekwadorem, który zajmuje piątą pozycję uprawniającą już tylko do gry w barażach.

Na zwycięstwo skazana jest więc Argentyna. Drużyna Maradony jedzie potem jeszcze do Paragwaju i Urugwaju, a w meczach wyjazdowych wywalczyła dotąd zaledwie 4 pkt na 22 zdobyte. Po klęskach na wysokości (w Boliwii 1:6 i Ekwadorze 0:2) dla selekcjonera Maradony przyszedł czas egzaminu ostatecznego. Jeśli jego drużyna nie da rady Brazylii wymówek tym razem nie będzie.

Diego chce postawić na weteranów. Po 9 latach przerwy wraca 35-letni napastnik Boca Juniors Martin Palermo, który w tym tygodniu był straszony przez grupę fanatycznych kibiców, a potem zdobył gola w meczu z Lanús. Powołanie dostał też starszy od niego o rok Rolando Schiavi, obrońca z Newell's Old Boys, klubu, w którym zaczynał Leo Messi. Gwiazdami mają być jednak szczawie: Leo i rok młodszy od niego "Kun"| Aguero. Zięć selekcjonera uważa, że w eliminacjach nie ma znaczenia styl, w jakim zdobywa się punkty. "Jeśli nie damy rady piękną grą, wyrwiemy im punkty jajami" -mówi w latynoskim stylu, co w wolnym tłumaczeniu na polski znaczy tyle, iż kluczową rolę w tym hitowym meczu mogą odegrać nie tylko umiejętności, ale motywacja i charakter.

Leo Messi pojechał do Argentyny tuż po finale Superpucharu Europy. Pep Guardiola zwolnił go z inauguracji ligi ze Sportingiem, by przed batalią na śmierć i życie nie przeciążać organizmu. Organizm zbuntował się już przed towarzyskim meczem w Moskwie, Messi nie mógł zagrać z Rosją ze względu na uraz mięśni. Wiadomo, że to zmora Argentyńczyka, dlatego na wszystkie mecze kadry towarzyszy mu zatrudniany przez Barcelonę fizykoterapeuta Juanjo Brau. Kiedy Maradona został selekcjonerem Argentyny odwiedził Katalonię, by wspólnie z szefami klubu ustalić strategię ochronną dla bezcennych nóg zawodnika.

Ochrona Messiego na tym się jednak nie kończy. Argentyńska Federacja Piłkarska wynajęła podejrzanego typa, o kryminalnej przeszłości, by zapewnił Messiemu bezpieczeństwo na czas pobytu w ojczyźnie. Nazywa się Ariel Pugliese, pseudonim "Robak", chodzi za Leo krok w krok, co ma spowodować, że piłkarz Barcy będzie przed meczem w Rosario spokojny i wyluzowany. Drużyna narodowa Argentyny nie grała tam od 1995 roku, a więc nastrój mieszkańców miasta ociera się o zbiorową histerię.

Brazylijczycy przyjeżdżają do Rosario w piątek. Spekuluje się, że Carlos Dunga może wystawić na prawą obronę nie Maicona, ale Daniego Alvesa, by stoczył wielki bój z kumplem z Barcelony.

Maradona powołał 29 piłkarzy, bo kilku kluczowych: Diego Milito, Burdisso, Battaglia i Verón narzeka na urazy. Z nich wybierze dziesięciu, by partnerowali Messiemu. Jak dotąd jednak najlepszy piłkarz poprzedniej edycji Champions League nie odgrywa w kadrze roli takiej, jak na Camp Nou. Mecz z Brazylią jest jednak genialną okazją, by to zmienić.

wolowski d

Do góry
#3379127 - 04/09/2009 16:30 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30411
Skąd: Brama
Częsty gość na tym blogu - polonests - w ostatnich komentarzach poruszył sprawę powrotu Ronaldo do reprezentacji Brazylii.

Nigdzie bowiem selekcjoner Dunga nie dał głosu mówiącego o powrocie do kadry byłego asa Barcelony, Realu Madryt czy Interu Mediolan.W odpowiedzi na jeden z jego komentarzy pisałem aby rewelacje Globo brał z podobnym dystansem co sportowe informacje Super Expresu, Faktu czy Dziennika.
Ba, w świetle ogromnej rywalizacji jaka toczy się o miejsce w pierwszej linii taka niefrosobliwość związana z powołaniem 33-latka z 15-kilogramową nadwagą, z kolanami w niewiadomym stanie... toż to byłby sabotaż reprezentacji!

Skoro nie gra 29-letni Ronaldinho, będący na etacie w Milanie, to już wypalony Ronaldo nie zagra na pewno
. Nie po to przecież Dunga szlifuje z takim mozołem drużynę aby zaprzepaścić ponad 2,5 roku pracy pod presją telewizji i prezydenta CBF.

Presja Globo (brazylijski koncern medialny)

Miałem dziś pouczającą rozmowę z pewnym brazylijskim dziennikarzem, który zwrócił mi uwagę, że Fenomeno udziela wywiadów telewizyjnych tylko Rede Globo! Żaden Band Sports, Record czy Espn albo Fox nie potrafią się przebić. Globo ma monopol, a co więcej, tylko Globo dochodzi do sensacyjnych informacji o liposukcji, kolejnych sex-skandalach, o transwestycie, który rzekomo miał AIDS, o propozycjach Tottenhamu i Blackburn....

Dlaczego? Ano, tajemnicą poliszynela jest, iż największy koncern medialny w Ameryce Południowej maczał palce w podpisaniu kontraktu Ronaldo z Corinthiansem.

Nie darmo brazylijska telewizja tak gęsto transmitowała w 2008 roku mecze z udziałem Timao. Za takie promo trzeba sobie trochę odbić. A co jak co, ale dwukrotny mistrz świata, król strzelców mundialu, trzykrotny zdobywca nagrody dla najlpeszego piłkarza świata w Brazylii jest towarem, który sprzeda się na pewno. Tymbardziej, że w liczącym ponad 30 mln ludzi stanie Sao Paulo to najpopularniejszy z klubów.

Corinthians w europejskich transmisjach telewizyjnych gościł do końca sierpnia trzy razy częściej od najlepszej drużyny w kraju - FC Sao Paulo. Rede Globo ustawia plan meczów, które pooglądamy na Starym Kontynencie...

Od kilku tygodni Ronaldo nie gra...Corinthians spadł z ramówki. Wrócili FC SP i... Flamnego z Adriano;)

Jestem jednak pewnien, że od drugiej połowy września, gdy Gordo wróci do gry, Timao znów będą ogrywani jak przeboje Michaela Jacksona.


A Dunga? Cóż, dopóki Brazylia nie pojedzie na mundial, cały czas będzie pytany o Ronaldo (europejscy dziennikarze pewnie będą dopytywali się o Diego i Grafite, ale przecież ilu europejskich dziennikarzy na codzień ma dostęp do selekcjonera?).

Jeśli wygra mundial to absencje wszystkich "medialnych" gwiazd zostaną mu odpuszczone. Jeśli przegra, to Rede Globo zapewne narobi mi takiego bigosu, że Ricardo Teixeira pogoni go z posady.

W końcu i CBF i Rede Globo rezydują w Rio i ręka w rękę podejmują decyzje.

Nie wierzycie?

Record wygra kontrakt na nadawanie Paulistao w 2010 roku. No to od 2011 zmieniony zostanie kalendarz rozgrywek...

Zaś brazylijscy dziennikarze spekulują, iż rozgrywki stanowe lada chwila w ogóle zostaną wypare przez puchar kraju. Puchar ma telewizja z grupy finansowej Globo....

PS

Acha, w Brazylii, w przeciwieństwie do Polski, rodzime rozgrywki są absolutnie najpopularniejsze. Telewizje transmitują ligę, puchar, mistrzostwa stanowe. Zawodnicy grają na okrągło, a widownia jest naprawdę niezła.

Konkurencją dla rozgrywek brazylijskich są TYLKO największe ligi w Europie. "Od zawsze" najpopularniejsza jest włoska Serie A, o drugie miejsce biją się Primera Division i Premier League. Za nimi próżnia, po czym w Brand Sports popularną pozycją jest Bundesliga. Tam też transmitują portugalską Ligę Sagres, która jednak do hitów nie należy. Jest też Liga Mistrzów i Liga Europejska. Można także pooglądać francuską Ligue 1, ale to już impreza dla naprawdę wytrwałych i zagorzałych maniaków futbolu.

Brazylia to nie Polska. Pucharów krajowych z Europy nie transmitują, bo mają w środku tygodnia sporo meczów w Copa Libertadores i własnych pucharach.

Holandia, Rosja?
To zbyt mało elitarne rozgrywki aby miały szansę powodzenia w rywalizacji z lokalnymi turniejami.

U nas, gdzie lokalna liga prezentuje kiepski poziom, a sportowych telewizji funkcjonuje 8 (a większość ma po 2 kanały), nawet Belgia, Grecja czy Szkocja mogą liczyć na jako-taką oglądalność.

Tylko presja na selekcjonera podobna. Mimo, iż w Polsce nie mamy do wyboru partnera dla Lucio między Juanem, Thiago Silvą, Luisao, Mirandą i Alexem na stoperze oraz Adriano, Ronaldo, Grafite, Brandao i Luisem Fabiano na szpicy...

brasileirao , Brazylia

Do góry
#3395954 - 12/09/2009 04:32 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: forty]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30411
Skąd: Brama
Maradonie mówimy: NIE!



Kompromitacją okazały się ostatnie występy reprezentacji Argentyny. Dwukrotni mistrzowie świata po porażce u siebie 1-3 z Brazylią, przegrali również w Asuncion z Paragwajem.

Porażki się zdarzają. Przegrywa nawet Manchester United, Barcelona i Isinbajewa. Ważny jest jednak styl. A w dziewiątym i dziesiątym meczu pod wodzą Maradony, Argentyna gra w sposób okropny, nużący i nijaki.

Jak to możliwe w kraju, którego młodzież wygrała dwa ostatnie mundiale do lat 20, dwa ostatnie turnieje opimpijskie, a klub Estudiantes wygrał Copa Libertadores? Jak to możliwe, że zawodnicy, za którymi zabijają się prezesi największych klubów świata nie są w stanie w meczu o punkty zagrać dobrego spotkania?

Trener też człowiek, mysli się i myli...

Dla mnie odpowiedź jest diametralnie inna niż w przypadku reprezentacji Polski - chodzi o sztab trenerski. O ile naszej kadrze nawet Fabio Capello niewiele pomoże, o tyle argentyńskiej Maradona zaszkodził jak mało kto!

Dalej twierdzę, że facet ma nie po kolei w głowie
i selekcjonerem w ogóle być nie powinien. Cóż, został... więc warto byłoby go... spuścić i zrobić miejsce komuś z pomysłem na zespół. Zaskoczyły Maradonę góry Bolwii i Ekwadoru, zaskoczyła go organizacja gry Brazylii, zaskoczyła go też panika przeciwko Paragwajowi...

Przegrać 1-6 z Boliwią to skandal, polec u siebie 1-3 z Brazylią to powód by albo zeżreć trawę w następnym meczu albo podać się do dymisji. Mardona przegrywa dalej... i dalej mami biednych Argentynczyków, bredząc o powołaniu jeszcze większego kontyngentu z ligi argentyńskiej, jakby problemem jego kadry byli słabi zawodnicy!

Bo brak pomysłu na drużynę razi mnie u El Diez najbardziej. Roszady, roszady, roszady. Najbardziej żalosnym ich przykładem jest ciągłe żonglowanie bramkarzami, oraz powoływanie do kadry zasłużonych weteranów, których Diego zna z boiska. A to Schiavi, a to Palermo, a to Fuertes...

Do wczoraj Maradona trzymał się przepisu na grę w systemie 4-4-2. Ale w Asuncion zagrał jak Guardiola w Barcelonie, czyli 4-3-3.

Sęk w tym, że ustawienie w futbolu to jednak nie to samo co w szachach. Zmiany w pracy na boisku poszczególnych piłkarzy implikują zmiany zachowań u wszystkich innych członków drużyny. A tego w trzy dni zawodników nauczyć się nie da. Pomysł El Diez można więc uznać za kolejny przejaw chaosu i braku zimnej krwi w decydującym dla kadry momencie.

No i sama kadra... naprawdę nie wiem co musi zrobić Lisandro Lopez aby wyjść w pierwszym składzie. Bycie asem w FC Porto i Olympique Lyon widać nie ma wpływu na obsadzenie w drużynie Maradony. Za to Jesus Datolo, chociaż nie wyróżnia się jakoś szczególnie (gra przyzwoicie, ale czy lepiej niż w czasach Boca?) w obydwu meczach grał od pierwszej minuty.

Dobór stoperów o wzroście 178 i 183 cm to kpina na całego. Wiem, że dla mikrusa jakim jest Maradona to chłopy na schwał, ale światowa norma to 190 i więcej centymentrów.

I jeszcze ten Gabriel Heinze, który popełnia mnóstwo indywidualnych błędów, co rusz prosi się kartki, ale z tym swoim siermiężnym wyszkoleniem tachnicznym jakoś bez wyjątku dostaje powołania na wszystkie ważne mecze Argentyny!

No i jeszcze Messi. Od peanów na jego cześć już głowa pęka, a przecież kolejny raz pokazał, że ci, którzy wierzą, iż jeden zawodnik odmienia losy meczu tkwią w błędzie. Dryblingi, dryblingi, dryblingi... A przecież siła tkwi w drużynie!

Grondona też do zmiany

Od kilku lat Argentyna na stanowisko selekcjonera dostaje nie tego człowieka, który najbardziej by pasował, lecz tago, którego trudno sie spodziewać.

Kiedy po mundialu w Azji oczekiwano na dymisję
Bielsy i powołanie Pekermana, Cupera lub Bianchiego... Julio Grondona przedłużył kontrakt z El Loco. Pekerman mu odmówił, na Cupera AFA stać nie było, a Bianchiego prezydent federacji szczerze nie znosi więc wolał zostawić wszystko po staremu niż cokolwiek zmienić.

Za to, kiedy w 2004 roku Bielsa wygrał igrzyska w Pekinie... przejął po nim schedę Pekerman. Po tym duecie wizjonerów, Argentyna postawiła na nudnego, przewidywalnego i od lat nie odnoszącego sukcesów Coco Basile.

Dwa lata zajęło Grondonie i jego świcie dochodzenie do powszechnie znanego wniosku, iż z tym trenerem Argentyna gra najnudniejszy futbol od mundialu w Hiszpanii.

I wtedy Don Julio wyczarował Maradonę. Faceta, któremu jakikolwiek prywatny przedsiebiorca nie powierzyłby prowadzenia budki z burgerami, dostał w swoje ręce drużynę wartą prawdopodobnie najwięcej na świecie!

Nie Sergio Batista, nie Cholo Simeone, nie Russo... ale były narkoman, krętacz i szarlatan, który niczym Jan Tomaszewski zajmował się głównie krytykowaniem i namaszczaniem swoich następców.

Przyznam sie szczerze, miałem nadzieję, że po meczu z Paragwajem DM wyleci z hukiem z posady. Że wreszcie kibice i część działaczy przejrzą na oczy i wywołają ferment, który pociągnie za sobą zmiany.

Ale nie! Grondona spi spokojnie, gra tą kartą do samego końca, aż do zgrania jej na amen. Może to i dobrze, bo jak Argentyna nie pojedzie na mudial to kariera Maradony wreszczie się skończy. A i Grondona pewnie WRESZCIE odejdzie w niełasce.

Tylko, do diabła, co to za mundial bez Argentyny?!

brasileo

Do góry
#3403011 - 15/09/2009 19:56 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: forty]
Stalion Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 19/10/2006
Postów: 2651
Skąd: Ruda Śląska
Smród wokół złota. Siatkarze nie spotkali się z prezydentem

Nie mogło być normalnie, jak w cywilizowanym świecie - triumf, feta, spotkanie z kibicami, głowami państwa. W Polsce jak zwykle, nawet sportowy sukces jest pretekstem do politycznej hucpy. Takiej, jaką urządzili w poniedziałek... No właśnie - kto? - zastanawia się na blogu Przemysław Iwańczyk z Gazety Wyborczej i Sport.pl. - Mogło być wyjątkowo, wyszło jak zawsze. Wstyd. Lub po prostu wiocha...

Kimkolwiek by prezydent RP nie był, nawet jeśli jest to Lech Kaczyński - skoro wysyła złotej drużynie zaproszenie, a w dodatku chce ją uhonorować medalami, to takie zaproszenie należy przyjąć. Siatkarze, a właściwie ich zwierzchnicy, go nie przyjęli. Piotr Gruszka w "Kropce nad i" u Moniki Olejnik: - Zdecydowali o tym nasi przełożeni, menedżerowie... Paweł Zagumny w programie "Teraz my": - To działacze zawalili, nie my...

Obawiałem się, że prędzej czy później w rolę bohaterów z Izmiru wcielą się nie ci, którzy powinni - a więc działacze i politycy. Bo jak wytłumaczyć, że o odwołaniu wizyty u prezydenta informuje... minister sportu Mirosław Drzewiecki, który wspólnie z premierem gościł siatkarzy na śniadaniu następnego dnia. Jak wytłumaczyć wieczorny, dość dwuznaczny komunikat PAP: "Dwie godziny przed planowanym spotkaniem prezydenta z siatkarzami rzecznik prasowy PZPS Kamil Fedorowicz poinformował PAP, że siatkarze nie będą w stanie w poniedziałek dotrzeć do Pałacu Prezydenckiego"... Jak wytłumaczyć telewizyjne wystąpienie szefa PZPS Mirosława Przedpełskiego, który z rozbrajającą szczerością wypalił: "Byliśmy w takim stanie, brudni, może lepiej inny termin... Straciłem kontrolę nad tym, co się dzieje"...

Radosław Sobiech, socjolog z UW, w TVN 24 ujął to w dyplomatyczne ramy: "Nie wyobrażam sobie, żeby inna grupa zawodowa odmówiła prezydentowi". Będę dosadniejszy - mogło być wyjątkowo, wyszło jak zawsze. Wstyd. Lub - jak to powiedział Tomek Kin z Radia Roxy FM - po prostu wiocha...


http://www.sport.pl

Nic w tej Polsce nie moze byc normalnie...

Do góry
#3409408 - 19/09/2009 02:22 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: Stalion]
forty Online   karty


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30411
Skąd: Brama
Kaka najlepiej zarabiającym piłkarzem z Brazylii. Astronomiczny kontrakt z galaktycznym Realem nikogo nie dziwi, chociaż suma ok. 750 tys. euro za miesiąc roboty robi wrażenie.

Drugi jest Robinho
, któremu Manchester City płaci 637,5 tys. euro miesięcznie. I w tym wypadku pensja godna pozazdroszczenia, chociaż i w przypadku tego gracza można było się spodziewać królewskiej gaży. W końcu MC podkupili go właśnie z królewskiego klubu....

Ciekawie wygląda sytuacja Ronaldinho, który wprawdzie jest w kiepskiej formie, ale rocznie ma dostawać 6,5 mln euro, co czyni go czwartym (za Diego, który ma świeżutki kontrakt z Juventusem) najlepiej opłacanym Brazylijczykiem w rankingu.

Zaskoczyło mnie natomist siódme miejsce Roberto Carlosa
. I to nie dlatego, żebym go nie cenił - przeciwnie, uważam, że to wybitny sportowiec - ale dlatego, że jeszcze dwa-trzy miesiące temu przymierzali się do niego we Fluminense i Palmeirasie. Boże, z czym do ludzi! Facet dostaje 375 tys euro/m-c, 4,5 mln za rok! A w Sao Paulo czy Rio nawet połowy z tego by nie wyciągnął, skoro Adriano z Fredem razem wzięci dostają mniejsze pensje we Fla i Flu.

Szóste miejsce 37-letniego Rivaldo
za to nie dziwi wcale. Łatwo się domyślić, że dla drobnych nie rujnuje swojej piłkarskiej sławy w Uzbekistanie (Felipao prowadząc klub, w którym udziela się były as Barcy dostaje najwyższy trenerski kontrakt na świecie!). 5 mln rocznie za kopanie w tym kraju to wystarczający ekwiwalent za docinki ze strony kolegów piłkarzy. Niech no, który zarobi więcej, skoro taki mądry...

Niestety, w raporcie nie obyło się bez byków. Na szczęście brasileirao czuwa:)

W czołówce brakuje Daniela Alvesa z Barcelony. Jego kontrakt to 5 mln euro za sezon.

Brak też Luisa Fabiano, który podpisał dwa miesiące temu nową umowę z Sewillą. Kontrakt wprawdzie nie został upubliczniony, wiadomo jednak, że klauzula sprzedaży skoczyła do 30 mln euro. A ponieważ jego kolega z ataku Frederic Kanoute po podpisaniu mniej więcej w tym samym czasie nowej umowy z Sewillą zarabia 6 mln rocznie, to śmiem twierdzić, że LF dostaje w Andaluzji niewiele mniej. Przecież jego pierwsza umowa z FC Porto już gwarantowała mu 1,2 mln euro. Od tego czasu jest dalej o: dwa kontrakty, negocjacje z Milanem, Puchar Konfederacji i tytuł wiec-superstrzelca Primera Division.

Na listę Futebol Finance załapać się powinien. A się nie załapł, co również jako przeoczenie im poczytuję.

Wyciąg z działu rachuby podaję w realach:( euro=2.65 reala)

1-) Kaká (Real Madrid) - R$ 1,980 milh&#227;o
2-) Robinho (Manchester City) - R$ 1,681 milh&#227;o
3-) Diego (Juventus) - R$ 1,539 milh&#227;o
4-) Ronaldinho (Milan) - R$ 1,429 milh&#227;o
5-) Deco (Chelsea) - R$ 1,320 milh&#227;o
6-) Rivaldo (Bunyodkor) - R$ 1,098 milh&#227;o
7-) Roberto Carlos (Fenerbahce) - R$ 990 mil
8-) Cris (Lyon) - R$ 924 mil
9-) Dida (Milan) - R$ 871 mil
10-) Doni (Roma) - R$ 871 mil
11-) Ricardo Oliveira (Al Jazeera) - R$ 871 mil
12-) Belletti (Chelsea) - R$ 845 mil
13-) Maicon (Inter de Mil&#227;o) - R$ 792 mil
14-) Lúcio (Inter de Mil&#227;o) - R$ 792 mil
15-) Ronaldo (Corinthians) - R$ 792 mil
16-) Júlio César (Inter de Mil&#227;o) - R$ 768 mil
17-) Alexandre Pato (Milan) - R$ 768 mil
18-) Mancini (Inter de Mil&#227;o) - R$ 768 mil
19-) Amauri (Juventus) - R$ 768 mil
20-) Diego Cavalieri (Liverpool) - R$ 739 mil
21-) Thiago Neves (Al-Hilal) - R$ 702 mil
22-) Thiago Mota (Inter de Mil&#227;o) - R$ 660 mil
23-) Grafite (Wolfsburg) - R$ 660 mil
24-) Elano (Galatasaray) - R$ 660 mil
25-) Maxwell (Barcelona) - R$ 660 mil

Do góry
#3409692 - 19/09/2009 03:47 Re: polecam, moim zdaniem bardzo dobry wywiad [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Nawet w kręglach ustawiają mecze?!

Wielka afera wybuchła w świcie kręgli. Zawodnicy reprezentacji Nowej Zelandii zostali oskarżeni przez rywali z Kanady i międzynarodową federację o to, że specjalnie przegrali z Tajlandią podczas mistrzostw Azji i Pacyfiku, które odbyły się w sierpniu. Te oskarżenia tak wkurzyły mistrza świata Gary'ego Lawsona, że postanowił on zrezygnować z występów w kadrze. Uczynił to przed kamerami ogólnokrajowej telewizji. Największy żal Lawson ma do swojej rodzimej federacji, która rozpoczęła śledztwo i procedurę dyscyplinarną wobec reprezentantów kraju. - Zostaliśmy uznani za winnych i teraz mamy udowodnić swoją niewinność. Trudno się z tym pogodzić, że publicznie zostaliśmy okryci hańbą - mówił wzburzony 43-letni Lawson.
Według oskarżycieli Nowozelandczycy przegrali, aby mieć łatwiejszego przeciwnika w ćwierćfinale.



Do góry
#3414550 - 21/09/2009 15:30 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Przegrał w karty... własną córkę

W indyjskim stanie Bengal Zachodni notoryczny hazardzista przegrał w karty swoją córkę. Dziewczynę odnalazła dopiero po kilkudziesięciu godzinach policja zawiadomiona przez radę wsi, w której doszło do incydentu.

Mężczyzna znany był we wsi z zamiłowania do hazardu. Kiedy podczas nieszczęśliwej dla niego partii kart przegrał wszystkie swoje pieniądze, zaproponował grę, w której stawką była jego córka chodząca do jedenastej klasy. Karty nie sprzyjały hazardziście. Przegrał córkę, którą mimo jej protestów zabrał zwycięzca.

To współczesne zdarzenie przypomina historię opisaną w staroindyjskim eposie Mahabharata Jeden z bohaterów tego eposu król Nala zasiadał do gry w kości ze swymi wrogami. Kiedy przegrał wszystkie pieniądze, pałace i posiadłości, postanowił zagrać o własną żonę. Przegrał ją także, ale zwycięzcy gry wspaniałomyślnie zgodzili się nie zabierać mu małżonki. Skazali go natomiast na wspólne z nią wygnanie.

gazeta.pl

Do góry
#3416064 - 22/09/2009 19:01 Re: do poczytania [Re: Baqu]
Golffour Offline
addict

Meldunek: 31/07/2005
Postów: 698
Skąd: Opole
Cała Bułgaria śmieje się z działaczy Lewskiego Sofia.

Oto przestroga dla innych klubów. Do Lewskiego Sofia zgłosili się członkowie międzynarodowej mafii bukmacherskiej, którzy podszyli się pod działaczy rosyjskiego Rubina Kazań.

Oszuści wyrazili chęć pozyskania do rosyjskiej drużyny czterech czołowych piłkarzy Lewskiego. Bułgar Zhivko Milanov, Brazylijczyk Ze Soares, Macedończyk Darko Tasevski i Marokańczyk Usef Rabeh znaleźli się na liście życzeń potencjalnych kupców.

W bułgarskim klubie potrzebują pieniędzy, więc niemal natychmiast zgodzili się na sfinalizowanie transakcji. Na podstawie (spreparowanej) oferty przesłanej faksem działacze z Sofii zgodzili się, by piłkarze opuścili zespół przed arcyważnym meczem ligowym z lokalnym rywalem - CSKA - i polecieli do Rosji podpisać kontrakty.

Czwórka piłkarzy zorientowała się dopiero w Rosji, iż padła ofiarą podstępu. Nikt bowiem na nich nie czekał, nikt nie oferował kontraktów...

Okazało się, że w jednej z azjatyckich firm bukmacherskich już przed spotkaniem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Kurs na zwycięstwo CSKA zaczął gwałtownie spadać - z 1,96 do 1,67. Dlaczego? Bo duże sumy pieniędzy zostały postawione właśnie na wygraną CSKA.

Sprawę bada już Interpol, ale głupota działaczy z Sofii zapewne długo będzie przedmiotem żartów i drwin w innych klubach.

Do góry
#3416065 - 22/09/2009 19:01 Re: do poczytania [Re: Golffour]
Golffour Offline
addict

Meldunek: 31/07/2005
Postów: 698
Skąd: Opole
Originally Posted By: Golffour
Cała Bułgaria śmieje się z działaczy Lewskiego Sofia.

Oto przestroga dla innych klubów. Do Lewskiego Sofia zgłosili się członkowie międzynarodowej mafii bukmacherskiej, którzy podszyli się pod działaczy rosyjskiego Rubina Kazań.

Oszuści wyrazili chęć pozyskania do rosyjskiej drużyny czterech czołowych piłkarzy Lewskiego. Bułgar Zhivko Milanov, Brazylijczyk Ze Soares, Macedończyk Darko Tasevski i Marokańczyk Usef Rabeh znaleźli się na liście życzeń potencjalnych kupców.

W bułgarskim klubie potrzebują pieniędzy, więc niemal natychmiast zgodzili się na sfinalizowanie transakcji. Na podstawie (spreparowanej) oferty przesłanej faksem działacze z Sofii zgodzili się, by piłkarze opuścili zespół przed arcyważnym meczem ligowym z lokalnym rywalem - CSKA - i polecieli do Rosji podpisać kontrakty.

Czwórka piłkarzy zorientowała się dopiero w Rosji, iż padła ofiarą podstępu. Nikt bowiem na nich nie czekał, nikt nie oferował kontraktów...

Okazało się, że w jednej z azjatyckich firm bukmacherskich już przed spotkaniem zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Kurs na zwycięstwo CSKA zaczął gwałtownie spadać - z 1,96 do 1,67. Dlaczego? Bo duże sumy pieniędzy zostały postawione właśnie na wygraną CSKA.

Sprawę bada już Interpol, ale głupota działaczy z Sofii zapewne długo będzie przedmiotem żartów i drwin w innych klubach.

sfora.pl

Do góry
#3417661 - 23/09/2009 15:58 Re: do poczytania [Re: Golffour]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Ekstraklasa w klinczu z bukmacherami

W pięciu największych firmach bukmacherskich nie można obstawiać wyników meczów, bo ligowa spółka Ekstraklasa SA domaga się za to pieniędzy, których nie mają zamiaru płacić.

Do tego sezonu zasada była prosta - każdy bukmacher (chodzi o firmy "stacjonarne", nie internetowe) płacił Ekstraklasie SA 500 zł rocznie od tzw. punktu (czyli lokalu, w którym przyjmowane są zakłady). Miał za to prawo do używania nazw klubów. Takich punktów jest w Polsce ok. 1,2 tys., ligowa spółka mogła zatem liczyć na stały dochód w wysokości ponad 600 tys. zł (po niespełna 40 tys. zł dla każdego klubu).

- To nieporównanie mniej niż na Zachodzie, dlatego przed sezonem postanowiliśmy podnieść stawki - ujawnia Jacek Masiota, który odpowiada w Ekstraklasie SA za kontakty z bukmacherami. Nieoficjalnie udało się nam dowiedzieć, że podwyżka jest ośmiokrotna, a więc do poziomu 4 tys. zł za punkt, co dawałoby lidze już niemal 5 mln zł rocznie. To nie wszystko, Ekstraklasa zażądała, by firmy bukmacherskie płaciły jej również stały ryczałt. - Tak jest w całej cywilizowanej piłce. To wielkości rzędu kilku procent obrotów - uzasadnia Masiota.

Bukmacherzy się zbuntowali. Odmówili płacenia większych pieniędzy, co oznacza, że nie mogą przyjmować zakładów na mecze polskiej ligi, a oprócz tego stworzyli koalicję i poszukali pomocy prawnej. Znana warszawska kancelaria Stolarek & Grabalski bardzo szybko znalazła w ustawie o sporcie kwalifikowanym kruczek, który może mieć fundamentalne skutki. - Ligowa spółka w kontaktach z bukmacherami samozwańczo określa się mianem "wyłącznego organizatora ligowego współzawodnictwa" - wyjaśnia pełnomocnik bukmacherów Michał Stolarek. - To sprzeczne z prawem, ponieważ w myśl ustawy kimś takim może być wyłącznie związek sportowy. I nie ma tłumaczenia, że PZPN scedował te prawa na Ekstraklasę SA, bo nie wolno mu tego zrobić. Umową nie można cedować uprawnień i funkcji ustawowych, a więc zmieniać zasad określonych aktem prawa bezwzględnie obowiązującego. Równie dobrze moja kancelaria mogłaby wystąpić do ministra finansów, by pozwolił nam egzekwować podatki.

W pierwszej chwili wiadomość, że zarządzanie rozgrywkami (do czego Ekstraklasa SA rzeczywiście ma tytuł prawny) to zupełnie co innego niż ich organizowanie, wzbudziła popłoch w ligowej spółce. Mijała kolejka za kolejką, a działacze wciąż zastanawiali się, jak wybrnąć z pata. Liga nie dostawała pieniędzy za zakłady (bo ich nie było), a prawnicy bukmacherów coraz głośniej mówili o ewentualnym oddaniu sprawy do sądu, co mogłoby przewrócić do góry nogami polski futbol - gdyby np. okazało się, że od czterech lat liga jest nielegalna. - Owszem, rozważamy skierowanie sprawy do sądu - przyznaje Stolarek.

Na razie ostatnią rundę przepychanki wygrała chyba jednak Ekstraklasa. Przede wszystkim udało jej się przekonać jedną z sześciu największych firm bukmacherskich, by wyłamała się z koalicji. - Podpisaliśmy z nią umowę, która nas satysfakcjonuje - opowiada Masiota. Nie chce zdradzić szczegółów, ale nie jest tajemnicą, że chodzi o Totalizator.pl, który - jak się dowiedzieliśmy - sam płaci w tej chwili więcej niż wcześniej wszyscy bukmacherzy razem wzięci. Ba, pierwszy zgodził się na stałą kwotę od obrotu. Ponoć 2-3 proc. rocznie.

Inna firma próbuje ostatnio delikatnie obchodzić brak porozumienia z Ekstraklasą SA i nawet opracowała sposób, jak dokonywać jednak zakładów na polską ligę - przekierowując klientów do internetu (na marginesie - cyberdziałalność bukmacherska jest w ogóle zakazana w Polsce, tyle że... nie ma narzędzi do jej zwalczania). Masiota pozbawia ją jednak złudzeń: - Monitorujemy wszystkie takie próby. Jesteśmy gotowi zgłaszać je do Ministerstwa Finansów jako przypadki łamania ustawy o grach losowych.

Ligowa spółka doszła też do porozumienia z PZPN. Na tajnym spotkaniu w piątek dostała obietnicę, że związek będzie bronił jej praw do zawierania kontraktów z bukmacherami. - My czekamy. I tak dostajemy już z zakładów więcej niż w poprzednich sezonach, a firmy bukmacherskie tracą, pozbawiając swoich klientów możliwości obstawiania wyników naszych meczów - mówią działacze Ekstraklasy SA.

źródło: sport

Do góry
Strona 12 z 23 < 1 2 ... 10 11 12 13 14 ... 22 23 >




Kto jest online
1 zarejestrowanych użytkowników (forty), 3376 gości oraz 11 wyszukiwarek jest obecnie online.
Key: Admin, Global Mod, Mod
Statystyki forum
24772 Użytkowników
97 For i subfor
45047 Tematów
5583161 Postów

Najwięcej online: 4506 @ 14/05/2024 20:07