Strona 11 z 23 < 1 2 ... 9 10 11 12 13 ... 22 23 >
Opcje tematu
#3256565 - 07/07/2009 01:44 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Można stawiać pomnik

Cytat:



Po ostatniej piłce wimbledońskiego finału pomyślałem sobie o przeznaczeniu, które musi wpływać na nasze życie.

Rok temu Roger Federer, lider męskiego tenisa, przegrał na londyńskim trawniku mecz stulecia z Rafaelem Nadalem i w konsekwencji zaraz potem stracił pozycję nr 1.
Reputację uratował na krótko, w Nowym Jorku. Cztery miesiące później w Melbourne płakał na korcie jak bóbr po kolejnej bolesnej porażce z chłopakiem z Majorki i cokół pod pomnik najlepszego tenisisty wszech czasów wciąż stał pusty.
Ale wiosną tego roku wszystko się odwróciło.
Na pewno znaczenie miały kontuzje rywali albo ich słabsza forma, ale tak naprawdę Federerowi pomógł przede wszystkim własny geniusz. W Paryżu odwrócił losy trzech przegranych już właściwie pojedynków: z Jose Acasuso, Tommym Haasem i Juanem Martinem Del Potro. W Londynie przez cały turniej szedł jak burza, ale w finale poczuł presję i zagrał mniej agresywnie. Mimo to wyszedł w tie-breaku drugiego seta z opresji, z której na dobrą sprawę nie ma wyjścia, a w piątej partii, dłuższej od kobiecego finału, przypominał szachowego arcymistrza zręcznie omijającego wszystkie pułapki.

Federer definitywnie przeskoczył wszystkich sławnych kolegów zgromadzonych w niedzielę w loży królewskiej
, a ponieważ zapowiedział, że nie odkłada rakiety, to w przyszłości będzie się mierzył już tylko z własnymi rekordami. Znany z sentymentalnych reakcji Szwajcar przyjął wszelkie hołdy bez emocji. Za to- o paradoksie -łez nie potrafił powstrzymać pokonany Andy Roddick. Chłopak z Teksasu zagrał w Londynie turniej życia. Nie dość, że popsuł Brytyjczykom święto z Andym Murrayem w roli głównej, to jeszcze prawie skradł finałowy spektakl samemu Federerowi i omal go nie pokonał.

Na londyńskiej trawie atak przy siatce niestety wyszedł z mody
, ale wciąż górą są tam przede wszystkim ludzie doświadczeni. Na końcu rywalizacji w singlu oraz w deblu zostali w stawce dwaj żonaci dżentelmeni z rakietą, ojcowie albo ludzie właśnie oczekujący potomków, no i dwie panie zbliżające się do końca swoich karier.

Jeśli idzie o polskie akcenty, to ćwierćfinał Agnieszki Radwańskiej raz jeszcze określił jej miejsce w szyku. Szlagierem był ogromnie krytyczny wobec córki wywiad taty potwierdzający wszystko, o czym od dawna szepcze się w środowisku tenisowym. Rzadko się zdarza, by trener samemu sobie wystawił tak krytyczną cenzurkę.
K.Stopa

Do góry
Bonus: Unibet
#3257368 - 07/07/2009 13:02 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Marzyłem, by być kimś takim jak Boris Becker, wywiad z Królem Rogerem

Jak niedzielny mecz z Amerykaninem Andym Roddickiem wypada w Pana ocenie, na tle poprzednich Pańskich finałów Wimbledonu?
Był ogromnie ciężki, bo Andy grał wspaniale. Ja miałem przewagę doświadczenia. Wiedziałem, jak się rozgrywa piąty set w finale Wimbledonu . On nie, bo nigdy wcześniej nie miał takiej okazji. Tym razem było inaczej niż z Rafą Nadalem rok temu, gdy rozegraliśmy mecz oceniany jako klasyk. Tenis Nadala opiera się na grze z linii końcowej, podczas gdy Roddick atakuje serwisem i świetnie zagrywa returny. Gra w sposób bardziej klasyczny na trawie. Przez większość meczu nie mogłem sobie poradzić z tym jego serwisem. Tym większa jest moja satysfakcja, że w końcu udało mi się przełamać jego podanie.

Co poza serwisem w grze Andy'ego Roddicka zagroziło Panu najbardziej?
Jego odważne rozgrywanie punktów, wiara i ogromna wola walki. To jeden z najrówniej grających zawodników ostatnich lat. Odkąd pamiętam, jest w czołowej dziesiątce rankingu. Miło, że znów doszedł tu do finału, bo lubię z nim grać. To nasz trzeci mecz o tytuł w Wimbledonie . Tyle razy graliśmy też przeciw sobie w różnych turniejach. Jesteśmy niemal w tym samym wieku.


Porażka była dla Amerykanina bardzo bolesna.
Taki jest niestety ten sport. W tenisie może być tylko jeden zwycięzca. Sam wiem, jak boli taka porażka. Rok temu sam czułem się podobnie po przegranej z Nadalem. Ale z drugiej strony Andy może być z siebie dumny, bo rozegrał wspaniałe spotkanie. Na pewno się nie podda. Przed nami sezon na amerykańskich twardych kortach, jestem pewien, że Andy wróci na nie silniejszy niż kiedykolwiek.

Był Pan szczególnie zdenerwowany, stając przed szansą pobicia rekordu Pete'a Samprasa w liczbie wygranych turniejów wielkoszlemowych?

Presja pojawia się przy każdym takim finale. Koncentrujesz wszystkie siły na tym właśnie meczu, bo wiesz, że później nie ma już następnego. Wiedziałem, że w finale muszę dać z siebie wszystko. Teraz robię sobie wolne na parę tygodni. Szansa pobicia rekordu była częścią wielkiego meczu, jaki rozegraliśmy z Andym. Dawała mi dodatkową motywację w ważnych momentach spotkania.

O takich chwilach marzył Pan pewnie jako chłopiec?

Od zawsze chciałem być tenisistą albo piłkarzem. Pamiętam, jak siedziałem w pokoju dziennym i oglądałem któryś z finałów Beckera z Edbergiem. Chciałem być jak oni. Ważne, żeby mieć takiego idola. To pcha cię do przodu. Wygrywasz mecz z jakimś kumplem i udajesz, że właśnie zdobyłeś tytuł na Wimbledonie. Wtedy to wydawało się takie surrealistyczne. To niesamowite, że udało mi się wspiąć aż tak wysoko.

Sukces wimbledoński znaczy więcej niż każdy inny?

Cieszę się, że pobiłem rekord akurat tu. Ten turniej zawsze był dla mnie szczególny. O tym marzyłem jako junior. Tu 6 lat temu zdobyłem mój pierwszy tytuł wielkoszlemowy. Dziś bijąc rekord 15. zwycięstw w Wielkim Szlemie, zatoczyłem koło. Tu się to zaczęło i tu się dopełniło. Oczywiście jestem daleki od kończenia kariery.

W czasie meczu na trybunach niespodziewanie pojawił się sam Pete Sampras.
Jego obecność w tym finale wiele dla mnie znaczy. Mam wrażenie, jakbym dzielił z nim ten moment. Wciąż ma ode mnie jeden wimbledoński tytuł więcej. On darzy mnie szacunkiem, a ja jego. Gdy zobaczyłem go w loży, nagle poczułem tremę, choć już dawno jej nie miewam. Od wczoraj wiedziałem, że przyjedzie, ale tak naprawdę obiecał mi to już dawno. Miał nadzieję, że będę bił jego rekord na US Open, bo wtedy miałby niedaleko. Najgorsze byłoby oczywiście Australian Open. Londyn wypada w pół drogi, chyba w sam raz.

Co ma pan napisane na koszulce?
Nie widać linii mety. Jestem daleki od finiszu.
roz.A.Depowska

Do góry
#3261940 - 10/07/2009 02:31 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Bayern bez charakteru


Przez osiem lat Bayern Monachium nie przebrnął ćwierćfinału Champions League zmieniając się z europejskiej potęgi, w zespół drugiej kategorii. Stracił też opinię drużyny niezłomnej. Czas pomyśleć o powrocie do korzeni

Powaga, praca, dyscyplina - czy to nie paradoks, że naczelne zasady niemieckiej piłki graczom Bayernu będzie wpajał Holender? Louis van Gaal zobligował piłkarzy (włącznie z Riberym) do podpisania kodeksu postępowania. - Współżyć bez jasnych reguł, jest trudno - wyjaśnił.
Kilka dni temu kuszony przez Real Madryt i Zinedine'a Zidane'a francuski skrzydłowy nie przyszedł na trening, co bardzo poruszyło szefów klubu. Bayern może być lepszy, lub gorszy, ale musi mieć zasady. Tak było w czasach, gdy piłkarzami byli jego dzisiejsi prezesi. Może jednak Rummenigge, Beckenbauer, albo Hoeness sami są sobie winni?
Louis van Gaal to nie jest paradoks, raczej znak czasu. Już od dawna Bayern przestał być zespołem o mentalności niemieckiej, co paradoksalnie sukcesów mu jednak nie przyniosło. Ostatni triumf na swoją miarę odniósł w 2001 roku, kiedy na San Siro wygrał po karnych z Valencią finał Champions League. Bohaterami tamtego mało efektownego meczu (gole zdobywano tylko z jedenastu metrów) byli Effenberg i Kahn. Dziś symbolami klubu są obcokrajowcy Ribery i Luca Toni - obaj niepewni, czy w Bayernie chcą w ogóle grać.
Kryzys niemieckiej piłki, o którym zaczęło być głośno po dwóch spektakularnych porażkach kadry w finałach mistrzostw Europy (2000 i 2004) spowodował, że prezesi "FC Hollywood" uznali tamtejszy futbol za niezdolny do wychowania gwiazd godnych jednej z najlepszych drużyn na kontynencie. Bayern stał się otwarty, międzynarodowy, czyli jak wszystkie kluby Europy. Naturalne jest, że zatrudnia graczy z zagranicy, problem zaczyna się w chwili, gdy to oni, a nie ich pracodawca określają charakter klubu i drużyny. Z zespołu walczaków, który nigdy się nie poddaje, Bayern stał się "paczką" himeryczną, bez nadzwyczajnego charakteru. Kolos z Bundesligi zatracił więc swoją największą wartość, a dopuściły do tego rządzące nim niemieckie legendy.
Budowa najpiękniejszego stadionu świata Allianz Arena miała dać Bayernowi nowe możliwości. Na razie jednak "FC Hollywood" ma kłopoty nie tylko w Europie, ale i w Bundeslidze, gdzie powinien być hegemonem. W tym roku tytuł odebrał mu Wolfsburg, przed rokiem klub z Bawarii nie zakwalifikował się nawet do Champions League. Przez osiem ostatnich edycji tych rozgrywek nie przebrnął ćwierćfinału. Dla czterokrotnego triumfatora Pucharu Europy, to nawet nie porażka, ale klęska.
Bayern stał się na kontynencie klubem drugiej kategorii nie dorównując nie tylko zespołom Premier League, Primera Division i Serie A. A przecież przez dekady należał do ścisłej czołówki. Kwietniowa klęska z Barceloną na Camp Nou (0:4) była pierwszą w historii porażką, jaką Bawarczycy ponieśli w oficjalnym spotkaniu z klubem z Katalonii. Dopiero w ćwierćfinale ostatniej edycji Champions League wielka Barca po raz pierwszy poznała jak to jest wyrzucić Bayern z jakichkolwiek rozgrywek!
Oczywiście Budnesliga nie jest miejscem, gdzie gracze zarabiają najwięcej, więc marzeniem Cristiano Ronaldo gra w Bayernie z pewnością nie jest. Trzy lata temu bawarski klub poniósł symboliczną stratę - kapitan reprezentacji Niemiec Michael Ballack, na którym chciał budować swoją przyszłość, czmychnął do Chelsea. Podrażniony porażkami na wszystkich frontach Bayern sprowadził właśnie graczy dobrych, ale nie wybitnych: Olica, Mario Gomeza i Tymoszczuka. To także pokazuje jego miejsce w europejskiej hierarchii, choć zakusom Realu na Ribery&#8217;ego dzielnie się opiera.
Bezwzględnie jednak solidność, kult ciężkiej pracy i niezłomnego charakteru podupadły w klubie w ostatnich latach. Bayernu nie stać na model Realu, czy Chelsea, musi szukać swojej drogi prowadzącej go z powrotem na szczyt. Trzeba znaleźć Kahnów i Effenbergów, czyli po prostu wrócić do korzeni. Pierwszym krokiem ma być kodeks van Gaala.

"Docent"

Do góry
#3263122 - 10/07/2009 19:51 Re: do poczytania [Re: forty]
AGASSI Offline
Knockin' On Heaven's Door

Meldunek: 21/03/2007
Postów: 12041
2009-07-10
Obalony mit o e-hazardzie
Bezpodstawność jednej z oklepanych tez na temat hazardu online mówiącej o tym, że rozrywka ta służy praniu brudnych pieniędzy, została wykazana w nowej analizie przygotowanej przez firmę MHA Consulting na zlecenie branżowej organizacji Remote Gaming Association.





Główne wnioski przeprowadzonej analizy :

- brak przykładów powiązań między hazardem online a praniem brudnych pieniędzy i finansowaniem terroryzmu wskazuje na to, że ryzyko wystąpienia takiego zjawiska jest niskie

- branża e-hazardowa jest mocno zaangażowana w zapobieganie i wykrywanie prania brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu; operatorzy spełniają wymagania narzucone im przez kraje, w których są zlokalizowani i współpracują z władzami tych krajów

- chociaż nie ma sektora gospodarki, który byłby odporny na zagrożenia kryminalne, nic nie wskazuje na to, że branże e-hazardowa jest szczególnie podatna na zagrożenie prania brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu

- hazard online nie jest szczególnie wygodną formą prania brudnych pieniędzy ponieważ: dane gracza są znane; transakcje finansowe między graczem a operatorem zapisywane są w formie elektronicznej, podobnie jak wszystkie zawierane zakłady

MHA Consulting stwierdziła, że dzięki regulacjom ustawowym oraz wewnętrznym regulacjom firm ryzyko prania brudnych pieniędzy przez hazard online zostało efektywnie zredukowane. Nie ma żadnych przykładów na występowanie tego groźnego zjawiska w krajach, które uregulowały branżę e-hazardową.

Powyższe wnioski poparte zostały analizą systemów koncesjonowania e-operatorów w krajach europejskich. Wykorzystano też międzynarodowe inicjatywy służące wykrywaniu prania brudnych pieniędzy - standardy European Money Laundering Directives oraz Financial Action Task Force (FATF).

MHA zaznaczyła jednak, że branża e-hazardowa powinna zachować czujność w kontekście wspomnianych zagrożeń. Zarekomendowano dalszą współpracę z władzami i wszelkimi instytucjami, które mogą być w tym pomocne.

- W przeszłości połączenie błędnego postrzegania sprawy i dezinformacji prowadziło do dość powszechnego przekonania, że pranie brudnych pieniędzy jest charakterystycznym problemem hazardu internetowego. Jest rzeczą oczywistą, że to nieprawda i mamy nadzieję, że ta analiza przyczyni się do obalenia tego mitu i wprowadzi obiektywizm do dyskusji e-hazardzie. - komentuje sprawę dyrektor RGA, Clive Hawkswood.

- Jednakże jesteśmy wciąż relatywnie młodą branżą z relatywnie nowymi regulacjami w zakresie prania brudnych pieniędzy. Przed nami czekają wyzwania, nie możemy spocząć na laurach i z pewnością powinniśmy zastosować się do rekomendacji zawartych w analizie. Jest to obszar działań w którym musimy pozostać aktywni i kontynuować nasz wysiłek, indywidualnie i zbiorowo, z ustawodawcami, odpowiednimi instytucjami, grupami takimi jak FATF itd. - dopowiada Hawkswood. / NB

reviewed-casinos.com

Do góry
#3267663 - 13/07/2009 03:11 Re: do poczytania [Re: AGASSI]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Rekord?

Derbowy (stan Pernambuco) mecz Santa Cruz (Recife) - Central (Caruaru) w CZWARTEJ lidze brazylijskiej oglądało - uwaga! - 45 tys. luda!!!

CZTERDZIEŚCI PIĘĆ TYSIĘCY!!! (Dokładnie: 45 007)

Nie będę mówił, że to rekord Świata, bo nie mam danych ze wszystkich IV lig na świecie, ale spokojnie można to nazwać czymś niezwykłym i wartym odnotowania. Dodam, że IV liga istnieje w Brazylii dopiero od tego roku, a na trzech wyższych poziomach gra łącznie 60 drużyn, a więc podobnie jak w Anglii.

Oczywiście, gdyby to zdarzyło się w Anglii właśnie lub Hiszpanii bądź Francji, każdy dziennik telewizyjny trąbiłby o tym na cztery strony. Ale skoro zdarzyło się to w nieeuropejskiej Brazylii, żaden "fachowy" i "profesjonalny" portal się o tym nie zająknie. Bo niby skąd ma o tym wiedzieć? Założę się, że Lech jest jedną z niewielu osób, która o tym napisała.

Kilka tygodnii temu natrafiłem na informację w jednym z naszyc
h "największych" dzienników, że podczas meczu III ligi niemieckiej (Fortuna Düsseldorf - Werder Brema B) na widowni zasiadło 50 tys. kibiców, bo Fortuna walczyła o awans. Podano, że to rekord (chyba Niemiec) i że poprzedni, należący do tego samego stadionu i drużyny, wynosił 27 375 widzów... Bardzo się tym zachwycano.

Liczba ta nie zrobiłaby zapewne na dziennikarzach zbyt dużego wrażenia, gdyby wiedzieli, że pod koniec 2007 roku na mecze Bahii z Salvadoru, grającej wtedy też w III lidze i też o awans, przychodziło (kilka razy z rzędu!) prawie 60 tys. kibiców, a rekord wyniósł 60 007 (też "007"...). Tego nikt w Europie nie dostrzegł, choć to fenomen na skalę światową. Dostrzegli natomiast inną rzecz: jedna z trybun stadionu Fonte Nova, który przyjął tylu chętnych, zawaliła się (czy raczej zerwała się podłoga w jednym z rzędów) podczas ostatniego meczu - Bahia właśnie uzyskiwała awans - i zginęło 7 osób.

Stadion wbrew pozorom nie był przeludniony (jego pojemność szacowano na ok. 80 tys.), a po prostu stary i nienadający się do użytku. Dziś już chyba jest zburzony, ale pewności nie mam.

Mecz Santa Cruz - Central zakończył się remisem 2-2.

Polones

tu amatorski filmik z tego meczu

Do góry
#3270349 - 15/07/2009 00:06 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Silni, zwarci, gotowi

Tym razem wszyscy czołowi zawodnicy potwierdzili, że chcą grać w reprezentacji Polski.

Drużyna może być jeszcze mocniejsza, jeśli prezydent Lech Kaczyński podpisze wniosek o nadanie polskiego obywatelstwa Amerykaninowi Davidowi Loganowi.
Bardzo istotne jest również, że czołowi zawodnicy rozpoczną przygotowania z już podpisanymi kontraktami na przyszły sezon. W takiej sytuacji łatwiej jest skoncentrować się wyłącznie na szykowaniu formy na mistrzostwa.
Najbardziej komfortowo z kadrowiczów może się czuć Marcin Gortat. Jedyny Polak w NBA, po udanych występach w zespole Orlando Magic, stał się w ostatnich dniach jednym z najlepiej zarabiających polskich sportowców. Kontrakt, jaki podpisał z Dallas Mavericks, gwarantuje mu w najbliższych pięciu latach zarobki o łącznej wysokości 33 953 200 dolarów. Drugi z zawodników podkoszowych Maciej Lampe przeniósł się niedawno z Chimki Moskwa do słynnego Maccabi Tel Awiw. Podpisał tam roczny kontrakt z opcją przedłużenia o kolejny sezon.
Kolejny środkowy Szymon Szewczyk (Lokomotiw Rostów) gra właśnie w lidze letniej NBA w Las Vegas. Czwarty z naszych eksportowych koszykarzy Michał Ignerski po trzech latach gry w Cajasol Sewilla, gdzie był kapitanem i najlepiej zarabiającym graczem drużyny, przeniósł się do innego zespołu -hiszpańskiej ACB - Bruesy GBC San Sebastian.
Nie wszyscy kadrowicze już podpisali kontrakty na nowy sezon. Wciąż zastanawia się Łukasz Koszarek, który ma oferty i z kraju, i z zagranicy. Z jego dotychczasowym klubem Anwilem Włocławek związał się natomiast Krzysztof Szubarga, kolega i rywal w reprezentacji na pozycji rozgrywającego.
Paweł Kikowski, zdobywca Pucharu Polski z Kotwicą Kołobrzeg, który w minionym sezonie ligowym wsławił się m.in. tym, że w zwycięskim meczu z Polpharmą Starogard Gdański zdobył dla swojego zespołu 20 punktów z rzędu, był w czerwcu na Florydzie, gdzie trenował pod okiem słynnego rozgrywającego NBA i reprezentacji USA Tima Hardawaya. Teraz, podobnie jak Robert Skibniewski grający dotychczas w czeskim BK Prostejov, jest bliski podpisania kontraktu z wicemistrzem Polski Turowem Zgorzelec, gdzie trenerem ma zostać Andrej Urlep, ostatni szkoleniowiec kadry przed Katzurinem.
Klub ze Zgorzelca prowadzi także rozmowy z kapitanem reprezentacji Adamem Wójcikiem, najbardziej doświadczonym zawodnikiem, legendą polskiej koszykówki.Polska rozpoczyna mistrzostwa Europy meczami we Wrocławiu: z Bułgarią, Litwą i Turcją (7, 8 i 9 września).
M.Ceglinski

Do góry
#3274384 - 17/07/2009 01:39 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
[b]Piotr Małachowski jest w tej chwili drugim dyskobolem na świecie. Dalej rzuca tylko Estończyk Gerd Kanter. Taka sama była kolejność na igrzyskach w Pekinie.


We wtorek po konsultacji u dr. Roberta Śmigielskiego jeden z naszych najlepszych lekkoatletów nie jest już taki pewien, czy podczas mistrzostw świata w Berlinie w ogóle wystartuje.


Diagnoza nie była zbyt ciekawa: zwapnienie, naciągnięcie więzadła środkowego palca prawej ręki. Na razie mają mi pomóc środki przeciwbólowe - analizuje zmartwiony mocarz.

Nie tak miał wyglądać ten sezon. Małachowski po zdobyciu srebrnego medalu olimpijskiego przerzucił setki ton żelastwa na treningach w przerwie zimowej. Oczekiwania były duże.

Chcę zbliżyć się do granicy 70 m
- zapowiadał zawodnik WKS Śląsk Wrocław.
Wielki jak niedźwiedź chłop nie rzuca słów na wiatr. Już w maju o 10 cm pobił własny rekord Polski wynikiem 68,75.

Ale w maju zaczął mi dokuczać palec
. Początkowo miałem nadzieję, że jakoś mi przejdzie. W życiu oddałem tysiące rzutów, więc to nie pozostaje bez wpływu na ręce - dodaje Piotr.
Ból jednak nie ustępował. Dyskobol z czasem rzucał coraz mniej na treningach.
Doszło do tego, że teraz w ogóle nie mogę brać do ręki dysku. Rzucam specjalnymi kulami - tłumaczy zawodnik.

Najbliższy start ma zaplanowany na 25 lipca[/b]. W Barcelonie wystartuje po... 2-3 treningach z dyskiem. Nawet do udziału w tych zawodach będzie musiał wziąć środki uśmierzające ból.

Zobaczę, jak daleko rzucę w lipcu i na mistrzostwach Polski
. Jeśli to będą wyniki poniżej 65 m, podejmę decyzję o rezygnacji ze startu w mistrzostwach świata w Berlinie - dodaje Małachowski.
Dla biało-czerwonych byłby to dotkliwy cios. Dyskobol jest jednym z nielicznych kandydatów do medalu. Miejsca w czołówce światowych rankingów zajmują jeszcze: Monika Pyrek w skoku o tyczce i mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski.

Jestem wkur... wkurzony. Fizycznie czuję się doskonale. Na siłowni czy podczas zajęć ogólnorozwojowych nic mi nie jest. Tylko ten palec... Jedyną rzeczą, której nie mogę robić, to rzucać dyskiem - mówi zawodnik.

Nie poddaje się jednak. Teraz ćwiczy na zgrupowaniu w Spale. Pociesza się, że wychodził już z podobnych opresji. W ubiegłym roku stracił wiosną 3,5 tygodnia treningów z powodu urazu mięśnia piersiowego i barku. Potrzebował miesiąca, po tym następnego, by wrócić do formy. Czasu jest więc niewiele.

Finał dysku w Berlinie odbędzie się 19 sierpnia, to za 34 dni
, a Małachowski cały czas zmaga się z bólem i nie jest w stanie normalnie trenować. Wyniki w zawodach też odbiegają od jego rekordu życiowego. Potwierdza to choćby start w Madrycie tydzień temu. Wówczas uzyskał zaledwie 64,57 m.
Po całej pielgrzymce do lekarzy specjalistów Małachowski zdaje sobie sprawę, że prawdopodobnie będzie potrzebował operacji i nie wystartuje w mistrzostwach. Jego trener Witold Suski stoi po stronie zdrowia zawodnika i uważa, że trzeba wyleczyć palec nawet kosztem przerwy, by móc walczyć przez kolejne lata o najwyższe laury.

Polak nie ma się gdzie spieszyć
. Małachowski to 26-latek. Lider rankingów Kanter ma 30 lat. Przez ostatnią dekadę królował w rzutni Litwin Virgilijus Alekna (37 lat).

O.Berezowski

Do góry
#3282881 - 21/07/2009 13:17 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Czterdzieści lat od wojny futbolowej




"Dzisiaj szósta wieczorem rozpoczęła się wojna Hondurasu z Salwadorem" - pisał z Tegucigalpa do PAP Ryszard Kapuściński 14 lipca 1969 roku, kiedy armie obu krajów przekroczyły granicę. Wojna trwała 100 godzin, kosztowała życie 6 tys ludzi. Pretekstem był mecz piłkarski eliminacji do Mundialu w Meksyku

"Wojna futbolowa" - Kapuściński wymyślił ten termin jakiś czas po jednym z najbardziej absurdalnych konfliktów w dziejach świata. Dwa małe państwa Ameryki Środkowej przez sto godzin dokonywały rzezi ostrzeliwując się i bombardując. Kapuściński był wtedy korespondentem Polskiej Agencji Prasowej w Meksyku, jak pisał w swojej książce, do wyjazdu do stolicy Hondurasu namówił go Luis Suarez, redaktor tygodnika "Siempre". Było to niedługo po porażce drużyny narodowej Hondurasu z Salwadorem w eliminacjach meksykańskich MŚ'70.

Wszystko zaczęło się 8 czerwca, gdy obie jedenastki stanęły naprzeciw siebie pierwszy raz. Tłum mieszkańców Hondurasu nękał całą noc piłkarzy Salwadoru. Nazajutrz, na boisku, ci opierali się ich drużynie do 90. minuty. Wtedy Roberto Cardona zdobył bezcennego gola dla Hondurasu. Fanka drużyny z Salwadoru, 18-letnia Amelia Bolonios, która oglądała mecz w telewizji złapała rewolwer ojca i przestrzeliła sobie serce, bo jak napisał następnego dnia dziennik "El Nacional" "nie mogła znieść, że jej ojczyzna została rzucona na kolana". Podczas pogrzebu za trumną dziewczyny szedł prezydent kraju, a za nim cała przegrana drużyna, która za chwilę, w drugim meczu w San Salwadorze miała wziąć rewanż.

Piłkarzy Hondurasu przywieziono na stadion "Biały kwiat" wozami pancernymi. Tłum rozwścieczonych Salwadorczyków atakował ich od samego przyjazdu. Wiedzieli, że tylko przegrana może uratować im życie. Kapitana Hondurasu wspomina nawet o domowej produkcji bombie, którą rzucono w ich kierunku, a która nie wybuchła. Po meczu zabito dwóch fanów z Hondurasu, innych pobito, spalono im samochody. Wieczorem granica obu krajów została zamknięta. To właśnie ten mecz posłużył, jako bezpośredni pretekst do wojny.

Ale był jeszcze trzeci. 27 czerwca, na Estadio Azteca w mieście Meksyk, czyli obiekcie neutralnym piłkarze Hondurasu i Salwadoru zagrali decydujące starcie. Porządku pilnowało pięć tysięcy uzbrojonych policjantów. Salwador zwyciężył 3:2. Mauricio "el Pipo" Rodríguez, który zdobył decydującego gola, do dziś nie może zaakceptować jego konsekwencji. Tymczasem pułkownik Armando Velazquez ambasador Hondurasu oznajmił swoim piłkarzom, że stosunki z Salwadorem zostały zerwane i, że będzie wojna.

Konflikt zaczął się 14 lipca. Kosztował życie od 3 do 6 tys osób (według różnych źródeł). Mecze drużyn narodowych, były rzecz jasna tylko pretekstem, dziś wspominający je sędziwi piłkarze obu drużyn proszą świat, by o tym pamiętał.
W rzeczywistości główną przyczyną sporu byli salwadorscy chłopi, którzy przez lata osiedlali się na przygranicznych terenach Hondurasu. Honduraski rząd jakiś czas to akceptował, ale w końcu postanowił zmusić ich do opuszczenia kraju, by odzyskać ziemię. Wojskowe władze Salwadoru obawiały się powrotu dużej liczby biedaków. Po meczu w San Salwadorze honduraskie radio zaapelowało do rodaków o wypędzenie Salwadorczyków z honduraskiej ziemi. W Salwadorze doszło do masowych demonstracji przeciwko Hondurasowi. Doprowadziło to do zerwania stosunków między krajami.

Wojna została zakończona 18 lipca po interwencji Organizacji Państw Amerykańskich, jednak napięcie między krajami trwało aż do 1972 roku. 30 października 1980 roku Salwador i Honduras podpisały traktat pokojowy i zagrały ze sobą mecz piłkarski.

Kapuścińskiego poznałem w 1998 roku, przy okazji mundialu we Francji robiłem z nim wywiad o sile oddziaływania i magii futbolu. Przytaczał wiele niezwykłych przykładów z Afryki, Ameryki Łacińskiej, Europy i Azji. Próbował też wyjaśnić, kiedy i gdzie narodziła się w nim futbolowa pasja. Nie znał wszystkich bieżących wyników, a mimo to piłka była jedną z jego miłości. Bywała też kluczem do rozwikłania wielu zagadek świata - z pozoru nie mających z nią nic wspólnego. Z Kapuścińskim był jednak jeden problem: bardziej niż mówić, lubił słuchać.
wolowski

Do góry
#3282926 - 21/07/2009 15:51 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Barcelona chce mieć kłopoty

Michał Kołodziejczyk 20-07-2009, ostatnia aktualizacja 20-07-2009 03:07

Zlatan Ibrahimović blisko Camp Nou. To ma być odpowiedź na zakupy Realu Madryt. Trener Josep Guardiola dużo ryzykuje



Inter długo odrzucał oferty klubów, które chciały kupić Ibrahimovicia. Real proponował nawet 70 milionów euro, ale w Mediolanie nikt nie chciał słyszeć o odejściu gracza, którego umiejętnościami zachwycali się wszyscy, a najbardziej on sam.

W Interze zarabiał 12 milionów euro rocznie, był najlepiej opłacanym piłkarzem świata, mimo że zwykle zawodził w najważniejszych meczach, a zachowaniem dawał pożywkę tanim gazetom. Budował wizerunek najlepszego piłkarza na świecie, przyznawał, że lepszy od niego był tylko Marco van Basten.

Syn Beenhakkera


Ibrahimović od zawsze sam stawiał się w centrum świata i wymagał specjalnego traktowania. Historia jego kłótni z trenerami i kolegami z drużyny jest prawie tak długa jak historia jego pięknych goli.

Barcelona za Szweda zaproponowała Interowi 40 milionów euro oraz odstąpienie Aleksandra Hleba i Samuela Eto&#8217;o. Trener zespołu z Katalonii Josep Guardiola, który nie radził sobie z trudnym charakterem Eto&#8217;o, nie wiedzieć czemu, liczy na to, że ujarzmi Ibrahimovicia.

Zlatan to Szwed tylko z paszportu. Ojciec Sefik jest Bośniakiem, matka Jurka &#8211; Chorwatką. Wyjechali do Malmö na początku lat 60. Ibrahimović wychowywał się w dzielnicy Rosengard, która od faveli Rio de Janeiro różni się tylko wyższym standardem budynków.

Zlatan grał w lokalnej drużynie o nazwie Balkan, gdzie poza dziećmi uchodźców z ogarniętej wojną Jugosławii występowali synowie uciekinierów z Afryki, głównie z Somalii. Do Malmö FF trafił w wieku 14 lat, a jego kariera nabrała rozpędu, gdy podczas zgrupowania w Hiszpanii dyrektor sportowy Ajaksu Amsterdam Leo Beenhakker poszedł zobaczyć sparing Szwedów z norweskim Moss. Po dziesięciu minutach wiedział, że musi sprowadzić Zlatana do Holandii.

W serwisie YouTube.com można zobaczyć nagranie amatorską kamerą z rozgrzewki piłkarzy przed meczem Szwecja &#8211; Trynidad i Tobago na mundialu w 2006 roku. Ibrahimović, wtedy już gwiazda, przerwał swój pokaz sztuczek i podbiegł do trenera rywali. Wyściskał Beenhakkera, o którym mówi jak o drugim ojcu. Ale ten sporo się nacierpiał, zanim Zlatan potwierdził jego trenerską intuicję.

Musi być najważniejszy

&#8211; Zapłaciliśmy za niego 8 milionów euro, Ajax od dawna nie płacił tak dużo za piłkarzy, a Zlatan nie potrafił się porozumieć z trenerem Co Adrianse, nie strzelał goli. Patrzyli na nas wilkiem, na niego, że zawodzi, na mnie &#8211; bo namówiłem do kiepskiego interesu. Czasami wydawało mi się, że tylko ja go rozumiem. To wspaniały chłopak, wcale nie jest arogancki &#8211; wspomina Beenhakker.

Wszystko się zmieniło, kiedy nowym trenerem został Ronald Koeman, który pogodził się z tym, że krnąbrnemu piłkarzowi trzeba zaufać niezależnie od tego, co pokazuje na treningach.

Ibrahimović nie chciał się uczyć niderlandzkiego, powiedział, że skoro nie chodził do szkoły, kiedy był mały, nie widzi powodu, dlaczego nagle miałoby to się zmienić. Do starych historii &#8211; kiedy w Szwecji, podając się za policjanta, próbował aresztować prostytutkę &#8211; doszły nowe. Nie zgodził się na służbowy samochód, wolał własny, sportowy, który prowadził tak szybko, że policja chciała odebrać mu prawo jazdy. Były też nocne kluby i próba stratowania szwedzkich dziennikarzy, którzy przyjechali zrobić z nim wywiad.

Kiedy Zlatan odchodził wreszcie z Ajaksu do Juventusu Turyn za 17 milionów euro, wielu odetchnęło. Kolega z boiska Rafael van der Vaart powiedział, że nie wytrzymałby z nim ani jednego dnia dłużej. Ostro było także na zgrupowaniach szwedzkiej kadry, Ibrahimović ciągle kłócił się z Fredrikiem Ljungbergiem. Doszło do bójki. Był groźny, bo ma czarny pas taekwondo.

W Juventusie znowu trafił na trenera, który wiedział, że Zlatan da z siebie wszystko tylko wtedy, gdy będzie się czuł najważniejszy. Fabio Capello ryzykował dużo, bo musiał sadzać na ławce rezerwowych Alessandro Del Piero &#8211; ulubieńca kibiców.

W rękach Eto&#8217;o

Ibrahimović poza zwodami (dały mu pseudonim Ibrakadabra) ciemną stronę swojego charakteru pokazał, dyskutując z sędziami i mszcząc się na rywalach, którzy ośmielili się przerwać jego akcję faulami. Opuścił Turyn, gdy klub został zdegradowany za korupcję. Jego menedżer Mino Riola postraszył Juventus sądem i transfer do Interu za 25 milionów euro stał się faktem.

W Mediolanie zdobył kolejne trzy mistrzostwa Włoch, w ostatnim sezonie z 25 golami został królem strzelców, rok wcześniej wybrano go na najlepszego piłkarza Serie A. W Lidze Mistrzów jednak zawodził &#8211; w 16 meczach fazy pucharowej nie zdobył nawet jednej bramki. Oczywiście uznał, że to nie jego wina, ale za słabych partnerów z drużyny. Właśnie dlatego postanowił dołączyć do Barcelony. Menedżer Riola w negocjacjach z Katalończykami powiedział, że Ibrahimović jest lepszy od Kaki, Cristiano Ronaldo i Karima Benzemy razem wziętych, a to sztandarowe transfery Realu Madryt.

Teraz problemem jest tylko Eto&#8217;o, który oczywiście nie chce iść na rękę Guardioli. Od Interu żąda 10 milionów euro za sezon i dodatkowych 25 za odejście z Barcelony, z której tak naprawdę bardzo chciał odejść.

Do góry
#3289198 - 24/07/2009 03:18 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Poznajcie Obraniaka


Leo Beenhakker w towarzyskim meczu z Grecją sprawdzi piłkarza Lille Ludovica Obraniaka. I bardzo słusznie, im więcej w kadrze graczy, którym standardy ligi polskiej są obce, tym lepiej

Ilu mamy w drużynie narodowej piłkarzy, którzy prowadzą grę swoich klubów w silnej lidze? Z Obraniakiem będziemy mieli jednego. Bez obrazy dla Kuby Błaszczykowskiego, ale on choć jest ważną postacią w Dortmundzie, nie kieruje Borussią.
Pomocnik Lille, który w ostatnim sezonie ligowym we Francji zdobył 9 goli, jest specjalistą od stałych fragmentów gry, których Beenhakker także nie ma. Może grać w środku, może na skrzydle, jest uniwersalny, a przy tym piłka nie odbija mu się od kolan. Jest absolwentem szkółki Metz, jak na przykład Robert Pires. Obraniak zagrał jeden mecz w młodzieżowej reprezentacji Francji do lat 21, w lidze francuskiej jest firmą uznaną, i ma 25 lat. Jego dziadek pochodził z Pobiedzisk pod Poznaniem stąd wnuk czuje się związany z Polską. Obywatelstwa, które otrzymał na początku czerwca, nie potrzebował, by swobodnie poruszać się po Europie. Uczy się też ponoć polskiego, w czym wspierał go Marcin Żewłakow.
Zapyta ktoś, dlaczego woli grać dla Polski? On odpowie, że tak zdecydował. Na pewno konkurencja w reprezentacji Francji jest bez porównania większa, grają tam Ribery, Molouda, czy Gourcuff.
Beenhakkerowi Obraniak może dać wiele. Szczególnie przy słabszej formie Krzynówka i Smolarka oraz postawie Rogera, któremu chce się biegać w jednym meczu na siedem. Oczywiście nie chodzi o to, by liczyć na kolejnego zbawcę. Sparing z Grekami to tylko szansa na debiut, on da selekcjonerowi odpowiedź czy powinien nastąpić ciąg dalszy. Do stracenia nie ma jednak absolutnie nic. Czy Obraniak mógłby poważnie wesprzeć kadrę już w walce o mundial w RPA? A dlaczego nie? Nie jest przecież produktem polskiej myśli szkoleniowej, który adaptuje się w nowym miejscu długo i nieudolnie.
Nie możemy mieć chyba złudzeń, że tym lepiej, im więcej w drużynie narodowej graczy, którym standardy polskiej ligi są obce.
docent

Do góry
#3292257 - 26/07/2009 03:01 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Polscy pływacy raczej będą statystami na MŚ w Rzymie


Rekordowo liczna -bo 27-osobowa - reprezentacja Polski w pływaniu ruszy w niedzielę do walki podczas mistrzostw świata w Rzymie. Ruszy, ale po co? Raczej po kompromitację

Bronimy dwóch złotych medali z Melbourne
(1500 m Mateusza Sawrymowicza i 800 Przemysława Stańczyka). Żaden z nich nie startuje. Sawrymowicz był chory, a Stańczyk związek ma w nosie, nie włączono go do kadry, bo minimum zrobił po terminie.

Dwa krążki (srebrny i brązowy) zdobyła w Australii Otylia Jędrzejczak, ale tym razem będzie komentowała (dla Eurosportu), a nie pływała. Pozostaje nam cieszyć się, jeśli do finału 200 m delfina zakwalifikuje się były mistrz świata w tej konkurencji Paweł Korzeniowski. No i sztafeta 4 x 100 m st. dow. (już w niedzielę).

To nie znaczy, że o mistrzostwach świata należy zapomnieć. Coraz odważniej poczynają sobie młodzi polscy pływacy i choć są tłem dla wielkich gwiazd, to niebawem będą musieli zastąpić Korzeniowskiego, Jędrzejczak i spółkę.

Jest jeszcze jeden argument przemawiający za tym, że MŚ trzeba śledzić. Ten argument ma 193 cm wzrostu, waży ok. 88 kg, ma stopy wielkie jak yeti, jest chudy, bywa nieodpowiedzialny (popalając choćby marihuanę albo jeżdżąc pod wpływem alkoholu samochodem). W domu trzyma 14 złotych medali olimpijskich, 17 tytułów mistrza świata. 33 razy bił rekordy świata, a w garści trzyma ich osiem. Nazywa się Phelps. Michael Phelps. Niejeden maruda powie: ale w Rzymie popłynie tylko w trzech konkurencjach indywidualnych: 200 m kraulem, 100 i 200 stylem motylkowym. No i w sztafetach.

Wyprawa Phelpsa do Rzymu będzie ciekawa pod wieloma względami
. Michael musi udowodnić, że jest szybki w każdych warunkach. Właśnie zmienia technikę pływania i to może wpłynąć na jego wyniki negatywnie. Na dodatek będzie się ścigał z ludźmi w wodolotach, czyli pływakami, którzy założą kontrowersyjne stroje z poliuretanu, które w wodzie zachowują się trochę jak piłeczka ping-pongowa. On takich nie używa.
Berezowski O.

Do góry
#3301199 - 30/07/2009 04:12 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Śliska droga do kasy

Walka Tomasza Adamka z Andrzejem Gołotą zapewne dojdzie do skutku, bo można na niej zarobić, choć ze sportowego punktu widzenia nie ma sensu. Zygmunt Solorz, szef Polsatu, który ponoć sam wymyślił ten pojedynek, wie jak pomnażać pieniądze.

Gołota to bokser legenda
, niespełnione marzenie rodaków, którzy widzieli w nim już mistrza świata wagi ciężkiej. Jego walki mocno wbijały się w pamięć, ale czas Gołoty już się skończył. Natomiast Adamek, mistrz świata wagi półciężkiej i junior ciężkiej, jest niecierpliwy, chce zarabiać dużo i szybko. Liczył na pojedynek z Bernardem Hopkinsem, wmawiano mu, że jest szansa, by walczył z inną gwiazdą amerykańskiego boksu - Royem Jonesem Juniorem, ale nic z tego nie wyszło.
Gdy kilka miesięcy temu pojawiły się informacje, że jesienią zmierzy się z Gołotą, Adamek stwierdził, że to bzdury. Później nie był już tak kategoryczny. Mówił, że jeśli boss Polsatu dobrze zapłaci, wszystko jest możliwe. Ziggy Rozalski, jego współpromotor, człowiek, który w New Jersey pociąga za wszystkie sznurki związane z życiowymi, nie tylko bokserskimi, wyborami Adamka, początkowo też żartował sobie z tego pomysłu, ale chyba już wtedy wiedział, że to może być dobry interes. &#8211; Nie znam się na boksie, ale pieniądze czuję na odległość, jak pies kiełbasę &#8211; zwykł mawiać Ziggy, który wcześniej związany był z Gołotą, tak jak teraz z Adamkiem.
Droga do kasy może być jednak bardzo śliska dla obu pięściarzy. Adamkowi zwycięstwo w takim pojedynku da niewiele. Gdyby tak jak sześć lat temu Roy Jones Junior rzucił wyzwanie mistrzowi świata wagi ciężkiej i go pokonał, byłby bohaterem. A jeśli przegra? Tytułu nie straci, pieniądze zarobi, ale upadek może być bolesny.
Więcej ryzykuje jednak Gołota. Nie będzie faworytem, choć jest cięższy, wyższy i silniejszy. Szybkość i wiek są atutami Adamka. Gołota sądzi, że wygra łatwo, i to jest jego błąd. Młodszy, lżejszy rywal, którego prywatnie nie lubi, może go upokorzyć.
Gdyby dla obu pieniądze nie były najważniejsze, to zamożny już Gołota odmówiłby takiej konfrontacji i zakończyłby karierę. Adamek zaś przyjąłby propozycję Steve&#8217;a Cunninghama, który ma prawo do rewanżowej walki o tytuł należący do Polaka. Jednak Gołota zmierzy się z Adamkiem, bo liczy się tylko pieniądz. Ale raczej nie 10 października, tylko później.
J.Pindera

Do góry
#3305719 - 01/08/2009 03:22 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Kibol - bezkarny wróg publiczny

To co zrobili w Kopenhadze kibole Legii dowodzi ostatecznie, że klub z Warszawy nie toczy walki z grupą fanów niechętnych jego władzom, ale z dobrze zorganizowanymi oddziałami profesjonalnych bandytów. I w pojedynkę tę wojnę przegra.

Walkę władz Legii z kibolstwem popieram w stu procentach. Wiem, jakie ryzyko niosą ze sobą stwierdzenia kategoryczne, ale popieram nawet w 200 procentach, bo i tak przez ostatnie lata zaniedbano w tej kwestii zbyt wiele.
Kiedy jeszcze bywałem przy Łazienkowskiej codziennie, widziałem jak bandyci, którzy w niedzielę demolowali własny stadion, od poniedziałku przesiadywali w klubie bratając się z piłkarzami i szefami klubu. Liderzy kibolstwa panoszyli się po stadionie załatwiając na nim ciemne interesy i interesiki. Taka była i ciągle jest w naszej lidze świecka tradycja, żeby nie czepiać się jednej Legii - w wielu klubach bandy kibolskie miały, lub wciąż mają wiele do powiedzenia.
Bandyckie zwyczaje były w Legii tolerowane latami, a nawet ukrywane przez jej szefów, kibice uciekali, lub byli spychani na margines i niedoczekanie, jeśli trafili kibolom pod rękę.
Nowe władze wiedzą jednak, że futbolowego biznesu na dużą skalę nie robi się z kibolami. Logiczne więc, że ich działania napotkały na tak silny protest kibolstwa. Ono walczy o przetrwanie i zachowanie swojej strefy wpływów.

Dyskusja nad chuligaństwem, rasizmem, antysemityzmem i ksenofobią na stadionach jest w istocie debatą o tym, dla kogo ma być w Polsce piłka nożna. Czy dla bandy chuliganów wyładowujących przy okazji meczu swoje najgorsze instynkty, czy dla normalnych ludzi, którzy chcą się bawić bezpiecznie i na poziomie?
Odpowiedź jest w zasadzie banalna, większość z nas wskaże tę drugą. Kibol to człowiek z marginesu, który niszczy stadiony i odstrasza normalnego widza od wydania pieniędzy na bilety. Nikt przytomny nie chodziłby przecież do teatru, gdyby obok siadali ludzie niebezpieczni. W ten sposób kibolstwo z hasłami pełnymi frazesów o miłości do klubu, w rzeczywistości go niszczy. Bez normalnych biznesowych reguł, piłka może istnieć najwyżej w klasie B.


Dlaczego zwalczanie patologii na stadionach napotyka na tak potężny opór? Zbyt wielu ludzi w Polsce jest po przeciwnej stronie barykady, ale też zbyt wielu po cichu uznaje, iż stadion jest właśnie miejscem dla kibolstwa. Taki polski kompromis z marginesem: jeśli gdzieś musi istnieć, to przecież, nie w kinie, teatrze, albo filharmonii.
Na mecze piłkarskie chodzi hołota - ten stereotyp obowiązywał przez lata i wciąż ostatecznie nie wyszedł z modny. Piłkę uważa się za rozrywkę niskich lotów w związku z tym nie ma się co dziwić, że lubią ją ludzie niskich lotów. A jeśli uwielbiamy ją sami, to raczej przyznajemy, iż to słabość zbłąkanej duszy.

W 1989 roku Polak wziął się za budowę nowego kraju. Skupił się na polityce, biznesie, podróżach po świecie. Sport, a szczególnie piłkę pozostawił w łapkach oszustów, krętaczy i kibolstwa, a ci przeniknęli do sportowego krwiobiegu. Czy to coś dziwnego, że czują się w nim gospodarzami? Kibole przy Łazienkowskiej krzyczą z trybun: "Legia to my, a nie wy" na serio wierząc, że to oni, a nie właściciele klubu są u siebie.
Niedawno nastała w Polsce moda na sport, a z nią powszechne zdziwienie, że tak wielu prezesów klubów ma mentalność kiboli, że działacze PZPN nie reagują na rasizm, albo antysemityzm. Oni zwyczajnie nie nawykli do wysokich standardów. Cieszą się, gdy jadą na mecz, na którym nikt nie zginie. Okrzyk: "j..PZPN" jest na polskich stadionach tak powszechny, tak bezkarny, że aż całkowicie normalny. PZPN toleruje takie okrzyki, dlaczego miałby nie tolerować transparentu, że "Widzew to Żydzi", a "Roger nigdy nie będzie Polakiem"?
Prezes klubu, działacz piłkarski, piłkarz, a nawet wielu kibiców to ludzie obyci i oswojeni z kibolstwem: dla nich ono było, jest, będzie i nie ma o co kopii kruszyć. Sądy i policja skarżą się na prawo i kluby rozkładając ręce. Ile razy widzieliśmy burdy na polskich stadionach, które rejestrowała kamera, a policja ogłaszała, że nikomu nic udowodnić nie było można? Jakby rozbój na ulicy i na stadionie, to nie było takie samo przestępstwo.

Wszyscy mamy na tym polu przynajmniej dwie dekady zaniedbań. Euro 2012 mogłoby być impulsem i w tej dziedzinie. Albo powalczymy o piłkę, albo zostawimy ją na pastwę kibolstwa. To co się stało w Kopenhadze to dowód, że władze Legii nie toczą wojny ze zbuntowaną grupą fanów, którym nie podobają się ich rządy, ale z profesjonalnie przygotowaną do konfrontacji mafią kibolską.
Ta wojna jest bardzo trudna. Nikt nie chce się w niej babrać dopóki nie musi. A UEFA myśli szablonowo: każdy, kto ma flagę Legii jest jej kibicem, dlatego za burdy z Kopenhagi, odpowiadał będzie klub i drużyna Jana Urbana. Bez wsparcia wszystkich: od rządu, sądów i PZPN, Legia tę wojnę z chuligaństwem przegra.

Nadzieją na dłuższą metę są jednak nie tylko kampanie rządowe, policyjne czy PZPN-owskie, ale tłumy normalnych ludzi, które zaczęły jeździć na mecze reprezentacji. Oni (czyli piłkarscy konsumenci wysokiej klasy) najszybciej wymuszą na futbolowych "sprzedawcach"wzrost jakości ich produktu.

Jak poradzimy sobie z problemem chuligaństwa? - To będzie jedno z kryteriów odległości, która dzieli nasz futbol od świata cywilizowanego. Tam kibolstwo, to rzeczywiście tylko margines.
wolowski

Do góry
#3307400 - 01/08/2009 21:57 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Spółka Bogusława Cupiała organizowała wycieczki na pucharowe mecze Wisły Kraków dla VIP-ów. Uczestniczyli w nich ważni prokuratorzy i sędziowie.

W latach 2001-2003 grupa wpływowych krakowskich sędziów i prokuratorów uczestniczyła w darmowych wyjazdach organizowanych przez krakowskie biuro podróży Kraktel na pucharowe mecze Wisły Kraków.

Zarówno firma, jak i klub piłkarski należą do Bogusława Cupiała, jednego z najbogatszych Polaków. W tym czasie piłkarze Wisły grali z potentatami europejskiej piłki: FC Barceloną, AC Parmą, Schalke Gelsenkirchen, Lazio Rzym i Realem Madryt. Średni koszt wyjazdu na mecz wynosił około 2 tys. zł od osoby. To cena za luksusowy hotel, przelot i bilet na mecz.
W tej sprawie rzeszowska prokuratura apelacyjna wszczęła śledztwo dotyczące podejrzenia korupcji. Niedawno jednak zostało umorzone. Dlaczego? - Nie wykazaliśmy, że korzyść majątkowa w postaci wyjazdów, została uzyskana przez nich w związku z pełnioną funkcją. Gdy wyjeżdżali na mecze pozostawali w stosunku towarzyskim z członkami zarządu Wisły Kraków lub działali w klubie kibica - tłumaczy "Rz" Rafał Telug z Rzeszowskiej Prokuratury Apelacyjnej. - Część osób przesłuchanych w charakterze świadków przyznało się, że jeździły na mecze nie płacąc za to - dodaje.
Sędziowie i prokuratorzy nie poniosą jednak żadnych konsekwencji służbowych. Powód? - Postępowanie dyscyplinarne można wszcząć trzy lata po czynie. Teraz jest już więc za późno - wyjaśnia Telug.
Kto uczestniczył w darmowych wyjazdach? Spółka Cupiała sponsorowała wyjazd m.in. Janowi Kościszowi, od ponad roku zastępcy szefa Prokuratury Okręgowej w Krakowie (nadzoruje wydział śledczy i przestępczości gospodarczej). W rozmowie z "Rz" Kościsz przyznał, że skorzystał z trzech takich wyjazdów opłaconych przez sponsora.
Zaznacza, że był wtedy szeregowym prokuratorem. Na większość pytań jednak nie odpowiada zasłaniając się dobrem postępowania w prokuraturze w Rzeszowie. - Fakt ten ogranicza zdolność mojej wypowiedzi w tej kwestii. Oficjalnie nie wiem, że śledztwo jest umorzone - stwierdza w rozmowie z "Rz". Czy prokurator powinien wyjeżdżać na imprezy sponsorowane? - pytamy. - Tego też nie skomentuję, bo takie pytanie zadał mi prokurator w Rzeszowie - ucina.
Oprócz Kościsza, ze sponsorowanych wyjazdów korzystał Piotr Niezgoda, od 11 lat prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, delegowany do Biura Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej. O swych podróżach z &#8222;Rz&#8221; rozmawiać nie chciał.
Spółka Cupiała opłaciła również wyjazdy na mecze Wisły dwóm sędziom Sądu Okręgowego w Krakowie - Andrzejowi Jaworskiemu i Sławomirowi Nodze. Ten ostatni w rozmowie z "Rz" przyznaje, że poleciał na mecz do Rzymu z Lacio, bo jest w klubie kibica Wisły, od pięciu lat w loży honorowej. Zgłosił się sam, został wybrany przez zespół: zarząd Wisły i klub kibica. - Zapłaciłem za wyżywienie i noc w hotelu - zapewnia.

Resztę samolot i bilet na mecz płaciła FIFA, a nie Wisła czy Tele-Fonika, bo "wyjazd był wymianą kibiców". - Gdyby było inaczej nie skorzystałbym z zaproszenia - dodaje sędzia Noga. Podkreśla, że kilka lat temu wyłączył się z orzekania w sprawie piłkarza Wisły. - Bo jestem fanem tego klubu -tłumaczy.
Za wyjazdy na mecze Wisły nie płacił sędzia Sądu Apelacyjnego w Krakowie Adam Liwacz. Nie widzi w tym jednak niczego niestosownego. - Jeździłem, jeżdżę i będę jeździł - zapewnia w rozmowie z "Rz". Jak twierdzi jest byłym zawodnikiem Wisły, a klubowi kibicuje od 1954 r. Liwacz w okresie, którym interesowała się prokuratura, był sędzią Sądu Lustracyjnego. Odrzuca więc sugestie, że "ktoś chciałby coś na tym ugrać". - Pierwszy wyjazd do Barcelony opłaciłem sam, co prawda w biurze podróży należącym do TeleFoniki, ale sam. Zapłaciłem 2200 zł - opowiada. Według niego, drugi wyjazd był za kolegę, który nie mógł jechać, a na trzeci zaprosił go prezes Wisły, którego bardzo dobrze zna. Osoby, które &#8222;Rz&#8221; poprosiła o skomentowanie sprawy, uważają ją za naganną.
- W świetle prawa te osoby prawa nie złamały, jednak co do zasad etyki to uważam, że należy się przyjrzeć granicy między obowiązkami a przywilejami tych osób - mówi Waldemar Żurek, rzecznik krakowskiego sądu i członek stowarzyszenia prokuratorów "Iustitia". I dodaje - Prokurator czy sędzia to też człowiek, który może mieć pasje. Podobnego zdania jest Kazimierz Olejnik, były prokurator krajowy. - To rzecz kontrowersyjna z moralnego punktu widzenia. Sędziowie i prokuratorzy nie powinni uczestniczyć w działaniach, które mogłyby narazić ich na utratę zaufania -podkreśla.
Izabela Kacprzak

Do góry
#3308665 - 02/08/2009 15:49 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Mecz Żiliny z Hajdukiem Split zakończył się największymi w historii Słowacji zatrzymaniami. Ponad dwustu Chorwatów przez najbliższe 5 lat ma zakaz wjazdu do Unii Europejskiej - podaje Canadian Press.

Kibice Hajduka przyjechali w liczbie przekraczającej tysiąc na mecz Ligi Europejskiej do Żiliny mimo zakazu uczestnictwa w dwóch wyjazdach swojej drużyny. Udało im się kupić bilety na spotkanie, jednak policjanci odmówili wstępu na stadion. Według relacji policji byli agresywni wobec mieszkańców miasta, dewastowali sklepy, restauracje i wdali się w bijatykę z funkcjonariuszami.

Policja zatrzymała 230 osób
- najwięcej w historii. 219 zatrzymanych otrzymało nakaz opuszczenia kraju wraz z pięcioletnim zakazem wjazdu do Unii Europejskiej. Mecz obstawiało 600 policjantów. Kibice twierdzą, że ich agresywna postawa wpłynęła na eskalację przemocy.

W doniesieniach medialnych pojawiają się duże rozbieżności co do skali zajść. Według serwisu "Croatian Times" ośmiu funkcjonariuszy zostało rannych, ale już agencja Canadian Press mówi o 51 rannych funkcjonariuszach. Liczba rannych kibiców jest podobna w obu relacjach, odpowiednio 15 i 18.


Do góry
#3321512 - 09/08/2009 04:04 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
My rządzimy światem, a nami kobiety - ten wyświechtany cytat zapewne wzbudziłby jedynie uśmieszek, gdyby... Gdyby nie była to najświętsza prawda!

W tym tygodniu z całego świata sportu parę spraw zrobiło na mnie wrażenie, no i traf chce, że oto w osłupienie wprowadziły mnie damy!

Najpierw Dorota Świeniewicz, moja serdeczna koleżanka, ogłosiła zakończenie kariery. Jako reprezentantka Polski, po wygranym turnieju Grand Prix, z dwoma mistrzostwami Europy, Pucharem Mistrzów i milionem euro na koncie. Boże, każdy by tak chciał! Ale ona zaskoczyła mnie absolutnie.

Mianowicie ogłaszając tę decyzję... popłakała się. Z jakiego powodu? Że ma szczęśliwą rodzinę? Syna (co wśród sportsmenek jest rzadkością). Nie, ona popłakała się, bo jest kobietą! Słaba płeć?

Absolutna nieprawda. Oto dowiaduję się o wyjeździe Natalii Partyki do Chin. To nasza tenisistka stołowa, która pojechała za Wielki Mur wraz z reprezentacją Europy w ping-ponga. Już sama ta chińska nazwa ping-pong wskazuje, że właśnie tam można się czegoś nauczyć.

No i Pani Natalia wybrała się na treningi. I co mówi? Że bardzo się cieszy, że z przedstawicielkami różnych stylów gry może ćwiczyć osiem (!!!) godzin dziennie. Osiem. Boże, gdyby którykolwiek z naszych piłkarzy tak ćwiczył (i jeszcze cieszył się z tego!), to byśmy nie tylko nie przegrywali z Levadią Tallin, ale i z Barceloną. Osiem godzin dziennie trenuje dziewczyna, która coś chce osiągnąć, gdy dla nas, facetów, katorgą jest pięciominutowe zmywanie talerzy!

Wytrzepanie dywanu! Wyrzucenie śmieci! Wszystkim Panom, tak bez okazji, życzę, by kończyli kariery z takimi sukcesami jak Dorota i zachowali jej wrażliwość. Albo by o karierach myśleli z takim entuzjazmem jak Natalia. I dopiero potem - wybrali się na piwo.
Zarzeczny

Do góry
#3327523 - 12/08/2009 03:47 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama

Do góry
#3327889 - 12/08/2009 05:25 Re: do poczytania [Re: forty]
AGASSI Offline
Knockin' On Heaven's Door

Meldunek: 21/03/2007
Postów: 12041
forty...trzeźwiejesz czy to jakiś głebszy przekaz ? grin

Do góry
#3328517 - 12/08/2009 13:03 Re: do poczytania [Re: AGASSI]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Argentyna ruszy, ale spóźniona


Odarta z wielu czołowych graczy, z ograniczonymi do minimum budżetami klubów, spóźniona, a jednak wyczekiwana... argentyńska Primera Division rusza do akcji. Wprawdzie nie w ten weekend, ale w kolejny, ważne jednak, że Veron, Riquelme, Palermo, Ortega i Gallardo wracają.

21 sierpnia liga wystartuje - tak odczytać trzeba komunikat federacji AFA.

- Z telewizją lub bez - dodaje rzecznik argentyńskiej centrali. Bo kluby wsparte przez prezesa federacji domagają się wiekszych pieniędzy od TyC Sports, który transmituje mistrzostwa Argentyny.Oczywiscie firma medialna na zmianach kontraktu słyszeć nie chce, zatem mamy przepychankę. Nic nowego. W świecie biznesu kolejne starcie dwóch ostro grających gigantów: klubów piłkarskich i telewizji.

Ot, znane nam doskonale problemy, bo przecież podobne mamy w Polsce. Zresztą, gdyby tak ktoś dobrał się do rządzącego od ponad 30 lat argentyńską piłką Julio Grondony to pewnie mielibyśmy w światowej piłce skandal jakiego jeszcze nie było... A właśnie JG to człowiek, który w argentyńskiej piłce od lat rozdaje karty. Podpadasz Grondonie nie ma Cię w reprezentacji, nie zostaniesz selekcjonerem (vide Carlos Bianchi w okresie, gdy był uznawany za jednego z najlepszych trenerów świata, zresztą, zawodnikiem będąc też się juncie wojskowej nie kłaniał i na mundialu w 1978 roku nie zagrał), a i Twojemu klubowi zbyt różowo nie będzie. Ale jak założony przez Julia i jego brata Arsenal Sarandi (dziś jego prezesem jest bratanek Don Julia) obchodził 50-lecie istnienia, to i w Copa Sudamericana wygrać się udało!

To się nazywa mieć szczęście (chody, plecy, zaplecze...właściwe wstawić) w futbolu!

Mamy w Polsce piękne powiedzenie: w mętnej wodzie łatwiej się łowi. W Argentynie wprawdzie tak się nie mówi, ale zamiast ględzenia o rybkach lody kręci się na całego.

Brasileiroblog

Do góry
#3340686 - 17/08/2009 15:40 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30414
Skąd: Brama
Nie można sępić na transferach



W tym sezonie, pierwszy raz w historii, przychody angielskiej Premier League przekroczą miliard funtów. Nie ma sensu szukać dziur w całym - ta liga to sukces sportowy i finansowy

Mecz ekstraklasy będzie można zobaczyć w 575 mln telewizorów w 211 krajach. W sumie transmisje trwać będą 90 tysięcy godzin. Kontrakt z BSkyB obowiązuje od 2007 do 2010 r. i wart jest 625 mln funtów. W przygotowaniu jest kontrakt z Abu Dhabi Sports Channel za 194 mln funtów - pokażą mecze w północnej Afryce i na Środkowym Wschodzie Azji. Do tej pory 73 mln funtów przychodziło z Showtime Arabia.

Gdy grają MU lub Liverpool mecze ogląda w całym świecie 600-700 mln ludzi. W Chinach powrócono do transmisji w niekodowanych stacjach - przed odbiornikami ślęczy wtedy nawet 30 mln fanów futbolu. Gdy spotkania z Anglii pokazywała płatna telewizja - chętnych było o wiele mniej. A mniej chętnych na oglądanie to mniej chętnych na kupowanie koszulek oraz innych pamiątek i utrata pieniędzy.

Angielskie kluby zrozumiały dobrze co jest interesem - grać w ekstraklasie, być pokazywanym w tv i występować przed zagraniczną publicznością dla budowania marki klubu. Przed startującym sezonem WSZYSTKIE drużyny wyjeżdżały za granicę na towarzyskie turnieje. Najczęstszy kierunek to Azja i USA - największe rynki zbytu. Chelsea w Stanach zarobiła 2 mln funtów. Kluby muszą szukać pieniędzy poza Anglią - 12 sprzedało więcej sezonowych karnetów, cztery - tyle samo, cztery zaś - mniej. Widać efekty kryzysu gospodarczego na rynku wewnętrznym. Np. w Arsenalu - oferuje się karnety kibicom, którzy byli od lat na liście oczekujących. Nie można zapełnić sporego stadionu bowiem "Kanonierzy" wyprzedają najlepszych graczy, zaufanie kibiców spada.

Na razie jednak fani futbolu kochają tę dyscyplinę w wyspiarskim wydaniu. Wszyscy bez wyjątku podniecają się kwestią mistrzostwa Anglii. MU, Chelsea, Liverpool a może MC? Wyścig zbrojeń potrwa jeszcze w lecie dwa tygodnie, potem w styczniu. Emocje zapewnione, ale nie można sępić na transferach panie Ferguson.
Mrówka K.

Do góry
Strona 11 z 23 < 1 2 ... 9 10 11 12 13 ... 22 23 >




Kto jest online
6 zarejestrowanych użytkowników (Irek, Sensei, igea23, alfa, VVega, wHiTe_StAr), 3318 gości oraz 8 wyszukiwarek jest obecnie online.
Key: Admin, Global Mod, Mod
Statystyki forum
24772 Użytkowników
97 For i subfor
45048 Tematów
5583254 Postów

Najwięcej online: 4506 @ 14/05/2024 20:07