Strona 10 z 23 < 1 2 ... 8 9 10 11 12 ... 22 23 >
Opcje tematu
#3188427 - 07/06/2009 01:39 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama



W czasie sobotniego meczu z RPA, ciekawsze od gry biało-czerwonych było to że jeden z piłkarzy na boisku był niemiłosiernie "wybuczany" przez kibiców, ktorzy w liczbie 8 tys. stawili się na stadionie Orlando Pirates. I co najciekawsze nie był to żaden z naszych, ale Matthew Booth - obrońca RPA.

Jak się buczy na piłkarza, to albo jest to ten z przeciwnej drużyny (ale RPA grało w RPA), albo, jesli jest nasz to gra w klubie absolutnie wrogim temu na stadionie którego rozgrywany jest mecz. Nie wiem czy Orlando Pirates mają kosę z Mamelodi Sundowns. Być może, bo ten pierwszy klub jest z Johannesburga a drugi z Pretorii, ale na innego piłkarza z Mamelodi - Siboniso Gaxę - nie gwizdano.

Booth wyróżniał się tylko jednym, był jedynym białym na boisku (oczywiście poza Polakami). A to źle wróży przyszłorocznemu Mundialowi, bo znaczy, że w RPA niespecjalnie uporano się z przeszłością. Dla FIFA walka z rasizmem jest jednym z głównych zadań organizacji. Mudial w RPA może być wyzwaniem też pod tym względem.
dybalski k.

Do góry
Bonus: Unibet
#3188496 - 07/06/2009 02:14 Re: do poczytania [Re: forty]
!zari Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 24/08/2005
Postów: 8048
Nie wiem czy mnie pamiec nie myli, ale chyba Szymon Ziołkowski kiedys wspominal, ze w RPA jest wielkie uprzedzenie do białych. Mysle,ze za rok na mundialu bedzie duzo 'pracy' z rasizmem.

Do góry
#3188544 - 07/06/2009 02:34 Re: do poczytania [Re: !zari]
Stoin Offline
Profesor

Meldunek: 19/08/2005
Postów: 28891
Skąd: ॐ नमः ...
Może skandowali Jego nazwisko ... Booooooooooooooooooooooooooooooth

wink

Do góry
#3188705 - 07/06/2009 03:42 Re: do poczytania [Re: Stoin]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Wrocław zasługuje na porządny klub piłkarski

Połowa 2009 roku staje się cezurą kończącą ważny etap w historii wrocławskiego klubu. Właśnie teraz władzę w Śląsku od miasta będą przejmować ludzie najbogatszego Polaka Zygmunta Solorza. To dobry czas na ocenę i analizę bezprecedensowego przedsięwzięcia w polskim profesjonalnym futbolu.

Od momentu upadku PRL Wrocławiem rządzili zwolennicy liberalnego podejścia do gospodarki, a także sportu. Przedstawiciele miejscowych władz przez lata konsekwentnie podkreślali, że nigdy nie będą z publicznych pieniędzy finansować prywatnych klubów sportowych. Żadnych. Co prawda przekazywano pewne środki - choćby koszykarskiemu Śląskowi - w zamian za reklamę miasta na arenach europejskich, ale nie były to duże pieniądze. Stanowiły niewielką część klubowego budżetu.

Paradoksem jest fakt, że na pomysł promocji miasta poprzez zbudowanie silnego piłkarskiego Śląska wpadł ktoś, kto prywatnie nie interesuje się futbolem - prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Co było impulsem, iskrą, która zapaliła Dutkiewicza do piłkarskiego przedsięwzięcia? Gdy przed kilkoma laty Wrocław starał się o organizację Expo, w mieście gościła delegacja z Turcji. Prezydent zabiegał o ich przychylność i głosy podczas specjalnego wieczornego spotkania. Początkowo atmosfera była dość sztywna, drętwa. Rozmawiano na różne tematy, ale bez większych emocji. W pewnym momencie dyskusja zeszła na tematy piłkarskie. Na szczęście w kolacji uczestniczył też Rafał Guzowski, wielki fan futbolu, który znał w oryginale jeden z okrzyków kibiców tureckiego Fenerbahce Stambuł. Gdy zaczął skandować, Turcy, fani Fenerbahce, dosłownie oszaleli z radości. W sekundę przełamane zostały lody, od tej chwili Wrocław mógł być pewien poparcia Turków, którzy we Wrocławiu spotkali sympatyków ich ukochanej drużyny.

Prezydent Dutkiewicz przyglądał się całej sytuacji z nieukrywanym zaskoczeniem. Może rzeczywiście wówczas zrozumiał i docenił, jak we współczesnym świecie istotny jest sport, a przede wszystkim piłka nożna - najważniejsza i najpopularniejsza dyscyplina globu. Dziś nie ma już znaczenia, czy Turcy rzeczywiście poparli nasze starania o Expo, czy tylko blefowali. Najważniejsze, że owo zdarzenie w nieoceniony sposób przysłużyło się piłkarskiemu Śląskowi.

W której lidze gracie?

Oczywiście zdarzenie podczas kolacji z turecką delegacją można traktować anegdotycznie, ale miało wpływ na zmianę stosunku wrocławskiego magistratu do piłkarskiego Śląska. Należy też przypomnieć, że wielu przedstawicieli zagranicznych firm namawianych do inwestowania we Wrocławiu pytało: jaki w waszym mieście jest klub piłkarski i w której lidze gra? A w pewnym okresie naprawdę nie było czym się chwalić.

Władze miasta powoli dochodziły do wniosku, że prężne, nastawione na sukces europejskie miasto powinno mieć przyzwoity klub piłkarski. Takie też były sugestie osób z otoczenia prezydenta Dutkiewicza namawiających go do promowania miasta właśnie przez piłkę nożną. Największą pracę wykonał Rafał Jurkowlaniec, dziś wojewoda dolnośląski, wówczas pracownik urzędu miejskiego, a także Michał Janicki, dziś pełnomocnik miasta ds. organizacji Euro 2012.

Kolejnym kluczowym momentem było podjęcie w 2005 roku decyzji o budowie nowego stadionu piłkarskiego oraz zgłoszenie kandydatury Wrocławia do organizacji Euro 2012. Wtedy idea przeprowadzenia piłkarskich mistrzostw Europy w Polsce był tak abstrakcyjna, że tylko garstka niepoprawnych optymistów traktowała ją poważnie. Czas pokazał wagę dalekosiężnego myślenia, którego zabrakło na przykład w Krakowie. Tam wyśmiewano pomysł Euro 2012, we Wrocławiu dostrzeżono szansę nie tylko sportowego, ale przede wszystkim infrastrukturalnego skoku cywilizacyjnego.

Śląsk na nowym torze

Pomysł z nowym stadionem okazał się zbawieniem dla Śląska Wrocław. Bo wtedy prezydent zrozumiał, że w przyszłości na tym stadionie musi grać dobra, a nawet bardzo dobra drużyna, bo tylko klasowa ekipa przyciągnie na stadion tysiące kibiców. A Śląsk takim klubem nie był. Nie zapominajmy, że wiosną 2005 roku wrocławska drużyna grała jeszcze w III lidze, po której tułała się przez dwa lata, mając za rywali takich przeciwników, jak Motobi Kąty Wrocławskie, Swornica Czarnowąsy czy TOR Dobrzeń Wielki. Zresztą z tym ostatnim zespołem Śląsk na Oporowskiej przegrał. Mecze z takimi rywalami nie interesowały wrocławskiej publiczności. Dodatkowo kilkumilionowe zadłużenie odstraszało ewentualnych inwestorów, którzy mogliby wprowadzić zespół do ekstraklasy.

Pomysł przejęcia i zainwestowania miejskich pieniędzy w Śląsk był naprawdę ostatnią szansą dla wrocławskiej piłki na wyrwanie się z marazmu i zorganizowanie profesjonalnego klubu, który będzie się liczył w Polsce. W 2006 roku tak komentowaliśmy te plany: "Przede wszystkim Śląsk stanie się spółką wiarygodną dla poważnych kontrahentów. Bo gwarantem tej wiarygodności są władze Wrocławia, miasta przeżywającego inwestycyjną hossę. Jeśli Wrocław potrafił stworzyć warunki inwestycyjne dla poważnych przedsięwzięć gospodarczych i finansowych, jeśli może sponsorować duże imprezy kulturalne, to również skuteczny powinien okazać się w poszukiwaniu strategicznego inwestora sportowego".

Przez socjalizm do Drzymały

Plan był prosty. Po pierwsze, miasto wspólnie z biznesmenem Andrzejem Mazurem wykupiło większość akcji w SSA Śląsk od innych akcjonariuszy. Kolejnym krokiem miała być restrukturyzacja spółki, spłacenie starych długów i oczywiście poszukiwanie sponsorów, a przede wszystkim solidnego inwestora, który w przyszłości miał odkupić od miasta klub.

- Na awans do I ligi i zbudowanie dobrego zespołu dajemy sobie trzy lata - mówił jesienią 2006 roku Rafał Jurkowlaniec, wtedy kandydat na nowego prezesa Śląska.

Ówczesna I liga dziś nazywa się ekstraklasą, ale Śląsk awansował do niej o rok wcześniej, niż zakładano. Co równie ważne, a może jeszcze istotniejsze, udało się zrealizować plan sprowadzenia poważnego inwestora, którym został najbogatszy Polak - Zygmunt Solorz.

Ale początki poszukiwań sponsorów nie były takie proste, a przekazywanie Śląska z publicznych w prywatne ręce nie takie łatwe. Nie dość, że klub utrzymywano z publicznych pieniędzy, to pierwszymi sponsorami, których ratusz przyprowadził do Śląska, okazały się dwie miejskie spółki - MPWiK i MPK. Napisaliśmy wtedy, że liberalny prezydent miasta prowadzi Śląsk w kierunku socjalizmu, a obrażony i zły Rafał Dutkiewicz długo nam to wypominał.

Z czasem było już znacznie lepiej. Dutkiewicz podjął rozmowy z biznesmenem Zbigniewem Drzymałą, który w niewielkim Grodzisku zbudował silny klub - Groclin. Drzymała zrozumiał, że naprawdę wielki - jak na polskie możliwości - futbol można tworzyć w dużych miastach, dlatego chciał przenieść swój zespół do Wrocławia. Negocjacje były już praktycznie sfinalizowane, gdy kilkanaście godzin przed definitywnym podpisaniem transakcji prezydent Wrocławia wycofał się z przedsięwzięcia. Krytykowaliśmy wówczas tę decyzję, wychodząc z założenia, że Śląsk tylko czasowo miał być klubem miejskim, utrzymywanym z publicznych pieniędzy. Zerwanie umowy z Drzymałą wydłużało okres transformacji, przekształcania klubu w prywatną spółkę.

Czas pokazał, że Dutkiewicz, ale i przeciwni wtedy tej transakcji politycy PO - mieli rację. Po kilku miesiącach negocjacji znaleziono potężniejszego inwestora, choć jestem przekonany, że w momencie zrywania rozmów z Drzymałą nikt nie był pewny, jak dalej potoczą się losy Śląska.

Wzorzec dla innych

Wrocławski pomysł na zbudowanie silnego klubu piłkarskiego za pomocą miejskich pieniędzy stał się krajowym wzorcem. Podobny wariant chcą zastosować u siebie władze Gdyni, Bydgoszczy, także Szczecina. Dlatego przedstawiciele tych miast przyjeżdżają do Wrocławia, dopytując się o szczegóły transakcji.

Sukces wspólnego przedsięwzięcia miasta i piłkarskiego Śląska rozbudził nadzieje w innych wrocławskich klubach sportowych. Ekipa Wrocławskiego Towarzystwa Żużlowego miała nadzieję, że miasto zainwestuje też w żużel i wykupi przynajmniej pięć procent akcji w ich spółce. Tak się nie stało. Prezydent Dutkiewicz konsekwentnie podkreślał, że miasto nie jest zainteresowane właścicielskim wejściem w żaden inny klub poza piłkarskim Śląskiem.

Promocyjna strategia miasta od początku była prosta i jednoznaczna - promujemy się przez futbol i na to mamy pieniądze. Śląsk ma być czołowym polskim klubem, który niedługo zagra na nowoczesnym stadionie budowanym na Euro 2012. Marketingowo przekaz jest konsekwentny i sensowny: żadna dyscyplina promocyjnie nie dorówna futbolowi, więc stawiamy na piłkarski Śląsk.

Poza tym wreszcie w Polsce powoli zbliżamy się do rynkowych, europejskich zasad obowiązujących w profesjonalnym sporcie. W dużych miastach dominuje futbol, w mniejszych ośrodkach pozostałe dyscypliny drużynowe. Ostatni sezon ligowy dobitnie udowodnił, że najsilniejsze polskie kluby wywodzą się z Krakowa, Warszawy, Poznania i Wrocławia, a między nimi znalazł się tylko GKS Bełchatów. Ta tendencja będzie tylko się utrwalać, bo kluby z Wodzisławia, Bytomia czy Gdyni raczej nie będą w stanie zbudować takich budżetów jak Wisła, Legia czy choćby Widzew Łódź.

Ludzie Solorza wkraczają na boisko

W połowie 2009 roku władza w Śląsku przechodzi w ręce Zygmunta Solorza i jego ludzi. Miasto nadal pozostanie współwłaścicielem klubu, ale Solorz ma stopniowo wykupywać jego udziały. Bo od początku zakładano, że inwestycja miasta będzie tylko czasowa, a za dwa, trzy lata publiczne pieniądze przestaną być inwestowane w prywatny klub.

Wkrótce rozpocznie się też realizacja kolejnego elementu planu - budowa wielkiej galerii handlowej, z której zyski mają trafiać do kasy Śląska. Solorz pomysł ten określił mianem "finansowego wehikułu", który na lata zapewni finansową stabilizację piłkarskiemu klubowi.

Teraz wrocławscy kibice będą czekać na sukcesy, do których Śląsk powinni doprowadzić ludzie Zygmunta Solorza. Piłka nożna jest wymierną dziedziną sportu, a wyniki meczów zweryfikują skuteczność działań nowej ekipy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

Do góry
#3193551 - 09/06/2009 04:46 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Nowym właścicielem londyńskiego klubu piłkarskiej Premier League West Ham United FC został skarb państwa Islandii. Dzisiaj przejął aktywa islandzkich właścicieli klubu.

Właścicielem klubu był do poniedziałku CB Holding. jego większościowy pakiet akcji posiada islandzki bank Straumur Burdaras Investment Bank, który z kolei zbankrutował i został przejęty przez państwo. Islandia jest od dzisiaj prawowitym właścicielem West Ham.

Poprzedni właściciel klubu, którego akcje wchodziły w skład CB Holding i jednocześnie jego prezes Islandczyk Bjolgorfur Gudmundsson ustąpił dzisiaj ze stanowiska. Tymczasowym prezesem klubu został Andrew Bernhardt jeden z dyrektorów nowo upaństwowionego banku.

- Będziemy inwestować w nowych piłkarzy, w miarę zdrowego i finansowego rozsądku - powiedział Bernhardt.

Do góry
#3198231 - 11/06/2009 03:02 Re: do poczytania [Re: forty]
bartoss99 Offline
member

Meldunek: 11/01/2009
Postów: 191
Skąd: bialystok/lublin
Piotr Kalisz, Foea

Gdyby na Ziemi wylądował statek kosmiczny, a nie mający zielonego pojęcia o naszej planecie zielony ludzik zapytałby, co to jest piłka nożna, należałoby go wysłać do Bośni i Hercegowiny, na międzynarodowy festiwal piłki ulicznej. Tam znalazłby odpowiedź, której wielu z nas już nie pamięta.

- Piłka nożna to coś więcej, niż okrągły przedmiot, poruszany przez ludzi na placu, na którym stoją dwie bramki. Piłka to przyjaźń, emocje, współpraca i porozumienie. Zjednoczenie we wspólnym celu i symbol integracji - mówił na oficjalnym otwarciu drugiego międzynarodowego festiwalu piłki ulicznej jego gospodarz - burmistrz malowniczego bośniackiego miasteczka Foea, Zdravko Krsmanovie. To tu, przez dwa dni - 23 i 24 maja - na dwóch małych boiskach, uczniowie z piętnastu krajów Europy dawali wszystkim mądrą lekcję futbolu.

Składna akcja

Uczestniczące w festiwalu drużyny zostały wystawione przez organizacje pozarządowe. Każda była symbolem integracji. Niemiecki zespół składał się z rodowitych Niemców i tureckich imigrantów, irlandzki - zarówno z katolików, jak i protestantów. Gospodarze, choć szkoły w Bośni są jednolite narodowościowo - serbskie albo bośniackie - wystawili drużyny złożone z uczniów obu nacji. We wszystkich zespołach znalazły się osoby obu płci i z różnych środowisk społecznych, w tym "dzieci ulicy". Skąd to parcie na różnorodność?

- To może procentować zaangażowaniem w tego typu akcje wielu środowisk społecznych. Gdy ci młodzi ludzie wrócą do Polski i opowiedzą znajomym co robili, niektórym zaświeci się lampka nad głową. Ich wąski świat się rozszerzy i zobaczą, że daje im on więcej możliwości, niż się spodziewali - tłumaczy opiekun polskiej grupy z organizacji Forum Kultur z Poznania, Arkadiusz Mierkowski. Dagmara, Paula, Natalia, Karolina, Mariusz, Rafał, Sebastian i Hubert, ubrani w stroje reprezentacji Polski, zobaczyli ten szeroki świat na własne oczy.

Pocałuj się w... policzek

- Najfajniejsze było to, że porozumiewaliśmy się, choćby w najprostszy sposób, z ludźmi z innych narodowości, o innej kulturze, mówiącymi innymi językami - opowiada Mariusz, który uczestniczył w poprzedzających turniej warsztatach. - W ramach zajęć młodzież poznawała zasadę fair play. Np. po nieczystym zagraniu, zawodnicy mieli do siebie podejść i pocałować się - opowiada Weronika Duda, która podczas turnieju obserwowała mecze i pełniła rolę mediatora, gdy dochodziło do spornych sytuacji. Ponieważ nie było sędziów, zawodnicy przeciwnych drużyn sami ustalali szczegółowe zasady, które obowiązywały w konkretnym spotkaniu. Miały one w symboliczny sposób pokazać, jak ludzie powinni rozwiązywać konflikty.

- Jeśli jednej z drużyn brakuje zawodniczki, to skład można skompletować zawodniczką z drużyny przeciwnej. Jeśli ktoś nie ma jednego buta, to można się umówić, że wszyscy zawodnicy grają cały mecz w niekompletnym obuwiu, itd. - wyjaśnia Weronika. Gdy dochodziło do spornych sytuacji, sygnalizowano przerwę, podczas której zawodnicy mieli dojść do porozumienia. Takie rozmowy odbywały się również po meczu - oceniano, które zachowania nie były w porządku, a które zasługiwały na pochwałę. Do bramkowego wyniku dodawane były punkty za gesty fair play.

Turniej, w którym gole były najmniej ważne, wygrała miejscowa drużyna Doboj. Zwycięzcami byli jednak wszyscy uczestnicy. W miasteczku, w którym podczas wojen bałkańskich dochodziło do krwawych rzezi na miejscowej ludności, zamiast strzałów, padały gole. "Chodząca" od nogi do nogi piłka była zaś łącznikiem, komunikatorem oraz symbolem wymiany pozytywnych myśli. I to, zielony ludziku, było w tym wszystkim najważniejsze.

Do góry
#3201527 - 12/06/2009 15:23 Re: do poczytania [Re: bartoss99]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Tarasiewicz będzie następcą Beenhakkera?

Działacze PZPN już ustalili, kto zostanie następcą Leo Beenhakkera. Jak dowiedziała się "Polska" od jednej z najważniejszych osób w związku, nowym selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji będzie Ryszard Tarasiewicz, obecny trener Śląska Wrocław. Decyzja ma ogromne znaczenie, bo nowy szkoleniowiec poprowadzi kadrę w Euro 2012 i będzie jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Polsce. Jeśli nawet Beenhakkerowi uda się awansować do mistrzostw świata w 2010 r. w RPA, choć po ostatnich wpadkach szanse mamy nikłe, uratuje posadę tylko na pół roku. Pojedzie z kadrą na mundial, ale po jego zakończeniu straci pracę.


W PZPN od dawna mają dość Holendra
. Wypominają mu nie tylko to, że poza prowadzeniem naszej reprezentacji podjął współpracę z Feyenoordem Rotterdam. Leo bardziej naraził się tym, że niejednokrotnie krytykował w mediach PZPN. Ponadto pouczał, że Polacy powinni wyjść z drewnianych chatek i przestać pić wódkę o ósmej rano. Choć później przepraszał za te słowa, pozostały one w pamięci działaczy.

Prezes PZPN Grzegorz Lato dawno wyrzuciłby Holendra (zapowiadał to w kampanii wyborczej), ale chroni go wysokie odszkodowanie.

- Gdybyśmy go zwolnili dziś, musielibyśmy mu płacić pensję do końca obowiązującego do grudnia kontraktu - mówi "Polsce" jeden z czołowych działaczy PZPN. - Mało tego, jeśli wyrzucimy Leo teraz, a kolejny trener jakimś cudem awansuje do mistrzostw świata, to premię dostałby... Beenhakker. Tak stanowi jego kontrakt. W przypadku awansu Holender otrzyma 800 tys. euro premii, czyli łącznie z podstawową pensją 1,2 mln! - dodaje nasz rozmówca.

47-letni Ryszard Tarasiewicz to dla PZPN idealny kandydat na następcę Leo. Po pierwsze, to Polak, a jak zarzekali się przedstawiciele zarządu, obcokrajowiec nie poprowadzi kadry przez najbliższe 30 lat. Poza tym działacze chcą, by selekcjonerem został młody, ale charyzmatyczny trener. Tarasiewicz spełnia te wymogi.

Wcześniej spekulowano, że największe szanse na schedę po Leo mają: Franciszek Smuda, Maciej Skorża, Henryk Kasperczak i Jan Urban. W przeciwieństwie do Tarasiewicza wszyscy odnosili sukcesy jako trenerzy. Szkoleniowiec Śląska wie, że nominacja będzie na wyrost i działacze liczą po cichu, że dzięki temu wspólpraca z nim będzie łatwiejsza. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Tarasiewicz podobnie jak wicepremier Grzegorz Schetyna pochodzi z Wrocławia. PZPN jak nigdy zależy na dobrych stosunkach z rządem
Skorża nie, bo zachował się nieelegancko, gdy był asystentem Pawła Janasa (Jak? Nie wiadomo. To ściśle strzeżona tajemnica PZPN). Urban niech jeszcze w ekstraklasie popracuje. Kasperczak nie dał rady utrzymać Górnika Zabrze. Najlepsze lata ma już za sobą. A Smuda? Jest 151. na liście - uzasadnia działacz związku.
R.Romaniuk

Do góry
#3204105 - 13/06/2009 15:40 Re: do poczytania [Re: forty]
bartoss99 Offline
member

Meldunek: 11/01/2009
Postów: 191
Skąd: bialystok/lublin
Dariusz Czykier: Nie jestem pijakiem

To nie zarząd mnie zwolnił, ale Michał Probierz. Nie pasowałem mu. Nie lubił tego, że jestem zawsze uśmiechnięty - mówi drugi trener Jagiellonii Dariusz Czykier.


Kurier Poranny: Dziś chcesz rozmawiać. Ale kiedy pod koniec kwietnia zostałeś zwolniony, nie odbierałeś telefonów.

Dariusz Czykier: Może to i lepiej, bo pewnie powiedziałbym wiele rzeczy, które wywołałyby burzę i byłoby z tego jeszcze więcej konsekwencji. Miałem półtora miesiąca, żeby wszystko przemyśleć, i nadszedł czas, by wyjaśnić, dlaczego do tego wszystkiego doszło.

Wiadomo, że zostałeś zwolniony z powodu niesportowego trybu życia, w szczególności nadużywania alkoholu. Masz z tym problem?

- Nie jestem pijakiem i nie ma mowy o uzależnieniu od alkoholu. Ale piłka nożna to nie tylko trening i mecz. To też rodzina, miłość, seks, alkohol, hazard i wiele innych rzeczy. Sportowcy są też ludźmi. Czasami nie wszystko idzie tak, jak sobie planujemy, i są kłopoty. Sytuacja, w której się znalazłem, była dla mnie wielkim dyskomfortem, ale zapewniam, radzę sobie z tym wszystkim. Popełniłem błędy, nie ukrywam tego, ale nie były one tak rażące, by zdyskredytować mnie w oczach całej Polski.

Podobno decyzja nie zapadła od razu. Problemy zaczęły się już na zimowym zgrupowaniu w Turcji.

-Czytałem o tym w prasie i byłem zdziwiony. Prawda jest taka, że pozwoliłem sobie na trochę więcej tylko raz, kiedy spotkałem "księcia Paryża". Na drugi dzień spóźniłem się na zajęcia, ale zostały one przeniesione z godzin popołudniowych na poranne bez powiadomienia mnie.

Czy poza tym incydentem nigdy nie miałeś problemów w pracy z powodu alkoholu?

- Nigdy. Nie zdarzyło się, bym przyszedł na trening pod wpływem alkoholu. Prawda jest taka, że zwolniono mnie, bo chciał tego Michał Probierz. Nie pasowałem mu, nie lubił tego, że jestem uśmiechnięty, że mam dobry kontakt z piłkarzami. Robił z siebie ich przyjaciela, ale wcale tak nie było. Zawodnicy woleli przychodzić do mnie. To go bolało. Ma jakieś kompleksy, a struga się na macho. Wcale jednak taki nie jest.

Oficjalnie jednak zostałeś zwolniony przez zarząd, a trener wstrzymał się od komentarzy. Może pretensje powinieneś mieć do sterników klubu?

-Postawmy sprawę jasno: nie zostałem zwolniony przez zarząd, tylko przez Michała Probierza. I jeszcze raz powtórzę, że nie chodziło o rzekome nadużywanie alkoholu. Nie chcę oceniać, jakim trenerem jest Probierz, ale jakim jest człowiekiem. Wiele osób ostrzegało mnie przed nim, a ja nie wierzyłem i mam teraz za swoje. Wyglądał mi na człowieka z zasadami, a pokazał, że nie ma żadnych zasad. Jest pierwszą osobą, której nie podałem i nie podam ręki.

Tylko do trenera masz pretensje?

- Uważam, że inaczej powinien się zachować Cezary Kulesza. Graliśmy razem w piłkę, znamy się wiele lat. Nie wiem, czy chciał rozgłaszać to w ten sposób, czy ktoś mu kazał. Niech sam rozstrzygnie to w swoim sumieniu, bo ja go rozgrzeszać nie będę. Ma takich, a nie innych doradców, jakiś Mucha, Grucha, Dąbek, Ząbek, którzy chcą się wkupić w jego łaski i czasami za dużo mówią, widzą, dzwonią i opowiadają.

Powodem zwolnienia było też podobno "rozprowadzanie" zawodników.

-Jak już mówiłem, piłka nożna to nie tylko mecze i treningi. Zawodnicy przychodzili do mnie, by im pomóc. A że miałem lepszy kontakt z nimi niż pierwszy trener, robiłem to.

Jak wyglądało zwolnienie?

- Dowiedziałem się, że Probierz jeździ po białostockich lokalach i szuka mnie. Odezwał się pewnie któryś z Rąbków czy Ząbków, że rozprowadzam jednego z piłkarzy. Mniejsza o nazwisko, nie chcę, by miał kłopoty. Fakt, że byliśmy tam, gdzie nie powinniśmy być ani razem, ani osobno. No i pan P. dopadł mnie około północy w jednym z lokali. Byłem sam, wcale nie pod wpływem alkoholu, a na dodatek następnego dnia mieliśmy wolne. Probierz wparował jak burza i krzyknął: Jesteś zwolniony! Po czym wybiegł. I tyle. Nie ja pierwszy zostałem tak potraktowany. Wystarczy wspomnieć Jacka Markiewicza czy Janusza Jedynaka. Ale co tam piłkarze. On nawet prezydenta miasta nie wpuścił do szatni po meczu z Legią, kiedy ten chciał pogratulować zwycięstwa.

Czyli zwolnienie było przygotowane wcześniej i chodziło o pretekst?

- Pewnie. Przecież tej samej nocy był mój następca. Nie chcę tu płakać i wylewać żalów, ale Probierz robi bardzo złą atmosferę w Jagiellonii. I taka jest prawda, a nie to, że Czykier jest pijakiem.

Co dalej?

-Na razie prowadzę drużynę amatorów Podlasia. A potem chcę skończyć w Warszawie szkołę i mieć licencję UEFA PRO A. Zamierzam pracować w jakimś klubie z niższej ligi, ale z aspiracjami. Nie czuję się skończonym czy wypalonym facetem, jakby tego niektórzy chcieli. I dlatego był ten wywiad.
W.Kononczuk

Do góry
#3206536 - 14/06/2009 14:58 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Cytat:
Tarasiewicz będzie następcą Beenhakkera?

Działacze PZPN już ustalili, kto zostanie następcą Leo Beenhakkera. Jak dowiedziała się "Polska" od jednej z najważniejszych osób w związku, nowym selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji będzie Ryszard Tarasiewicz, obecny trener Śląska Wrocław. Decyzja ma ogromne znaczenie, bo nowy szkoleniowiec poprowadzi kadrę w Euro 2012 i będzie jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Polsce. Jeśli nawet Beenhakkerowi uda się awansować do mistrzostw świata w 2010 r. w RPA, choć po ostatnich wpadkach szanse mamy nikłe, uratuje posadę tylko na pół roku. Pojedzie z kadrą na mundial, ale po jego zakończeniu straci pracę.




C.D

Ujawniając wczoraj decyzję działaczy PZPN i podając nazwisko następcy Leo Beenhakkera, czyli Ryszarda Tarasiewicza, wywołaliśmy burzę. Wiele osób, nawet wydział szkolenia związku, ma wątpliwości, czy to właśnie obecny trener Śląska Wrocław powinien być nowym selekcjonerem.

Tarasiewicz był wspaniałym piłkarzem, ale szkoleniowcem jak na razie jest żadnym. Nie ma sukcesów. W zawodzie pracuje krótko, nie ma doświadczenia - wylicza minusy Tarasiewicza Jan Tomaszewski, legendarny bramkarz reprezentacji Polski.

- Niech mi nikt głupot nie opowiada, że trzeba najpierw pracować we wszystkich klubach przez sto lat, żeby zostać selekcjonerem. Ja chcę nim być teraz! To, co mam wiedzieć, to już wiem, i chcę to przekazać jak najszybciej. Jeżeli będę selekcjonerem, reprezentacja będzie dobrze grała - zapewnia Tarasiewicz.

Pewni tego nie są zaś w wydziale szkolenia. - Nie wiem, czy to dobry pomysł. I tyle. Więcej nie powiem, bo czuję się zniesmaczony tym, że jeśli już naprawdę zdecydowano o następcy Beenhakkera, nie porozmawiano o tym z nami. To nie fair - mówi były selekcjoner Wojciech Łazarek.
- Wcale nie dziwi mnie oburzenie wydziału szkolenia. Ale myślę, że tu nie było kiedy i co omawiać, bo ta decyzja powstała zapewne pod wpływem "rozluźnionej" atmosfery naszych działaczy w RPA. Tylko zastanawia mnie, kto ją podjął, bo przecież na zgrupowaniu nikogo od spraw szkolenia nie było. Bo nie żartujmy - Grzesiu Lato to się na pewno na tym nie zna - dodaje Tomaszewski.

Drugiego dna w całym tym zamieszaniu doszukuje się Stefan Białas, były trener m.in. francuskiego Paris S.C., Legii Warszawa i Cracovii. - Wszyscy podają, że Rysiek zastąpi Leo po eliminacjach do mundialu lub, gdybyśmy się na te mistrzostwa zakwalifikowali, po turnieju. Toć to jeszcze kupa czasu! Zbyt szybko podano wiadomość o nominacji Tarasiewicza. Być może któryś z działaczy specjalnie puścił farbę, aby kandydaturę Ryśka spalić! Zrobił mu niedźwiedzią przysługę. Często jest tak, że trenerem zostaje ten, o którym się najmniej mówi. Myślę, że nie skreślono jeszcze Frania Smudy ani Heńka Kasperczaka.

Entuzjaści Tarasiewicza przeżywają teraz chwilę radości i głoszą, że reprezentacja lepiej trafić nie mogła. A jaki właściwie jest Tarasiewicz? Jako piłkarza przedstawiać go nikomu szerzej nie trzeba. Legenda Śląska Wrocław, lider reprezentacji, jego znakiem firmowym były doskonale wykonywane rzuty wolne.

Jako trener nie ma się za bardzo czym pochwalić. Na obczyźnie prowadził klub amatorski, a także dokonywał selekcji młodych zawodników dla związku klubowego w Lotaryngii. Jego pierwszą poważną pracą zawodową było objęcie Śląska w 2004 roku. Wywalczył z wrocławskim zespołem awans z III do II ligi [dwukrotnie awansował też później do ekstraklasy: także ze Śląskiem i z Jagiellonią - red.]. Po sezonie wdał się jednak w konflikt z ówczesnym właścicielem klubu Edwardem Ptakiem.

Tarasiewicz ma wielki temperament. Mimo że przed każdym meczem całuje krzyżyk i obrazki z wizerunkami Matki Boskiej i Jana Pawła II, w trakcie spotkania wpada w szalony trans: tańczy przy linii, żywiołowo komentuje każde zagranie, krzyczy na piłkarzy, sędziów, a nawet trenerów innych drużyn.

Na konferencji po meczu z Lechem nawrzucał Franciszkowi Smudzie: - Jak mnie ktoś nie atakuje, to nie kąsam. Ale jeśli ktoś ma inny punkt widzenia ode mnie, a ja bym nie powiedział o tym głośno, to później męczyłyby mnie wyrzuty sumienia. Nie poniżam, nie robię nikomu krzywdy, bo to nie leży w mojej naturze, ale bardzo mnie denerwuje, kiedy inni to robią. Trener Smuda robił dramat, że wypadł mu jeden zawodnik z 22-osobowej pełnowartościowej kadry. Pokazał brak szacunku dla przeciwnika i reszty zawodników - gorączkował się Tarasiewicz, jeden z najinteligentniejszych trenerów w Polsce. Jego specjalnością jest zwłaszcza gra w szachy. Także te piłkarskie
P.Drażba

Do góry
#3209554 - 15/06/2009 22:10 Re: do poczytania [Re: forty]
Szewa Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 07/09/2004
Postów: 27489
Florentino Perez przystąpił do kierowania Realem Madryt z rozmachem, który nawet jak na niego musi robić wrażenie. Kaka już przyszedł, Cristiano Ronaldo ma przyjść do końca czerwca, a David Villa podobno jest już o krok. Czy to oznacza, że znów zobaczymy Real godzien tej nazwy? Pewnie tak, istnieje jednak kilka potencjalnie niebezpiecznych scenariuszy.

1. Kaka się obraża

Ciekawe, jak Kaka zareagował na transfer Criatiano Ronaldo. Przez dwa dni był najgorętszym ziemniakiem okna transferowego, rekordzistą wszech czasów, fundamentem i największą gwiazdą Nowego Wspaniałego Realu. Dziś jest Tym Kolesiem, Który Przyszedł Chwilę Przed Ronaldo. Wiecie, przed najgorętszym ziemniakiem tego okna transferowego, rekordzistą wszech czasów, fundamentem i największą gwiazdą Nowego Wspaniałego Realu. Można się wkurzyć, nie sądzicie? Na pierwszy mecz sezonu Kaka wychodzi w koszulce z napisem ''należę do rozczarowanych (i Jezusa) i chcę wrócić do Milanu''.

2. Cristiano Ronaldo się obraża

W zasadzie nie powinniśmy pytać ''czy?'', tylko ''kiedy?''. On już tak ma. Może spodenki okażą się nie dość obcisłe. Albo madryckie nocne kluby nie dość fajne. Albo sędzia powie mu, że nie można grać w piłkę z kwiatkiem wpiętym we włosy. Albo nocne modlitwy Kaki podczas zgrupowań okażą się za głośne i będą dekoncentrowały, hm, kuzynki Ronaldo sprowadzone do hotelu, żeby im pokazać, hm, czym kuzyn się zajmuje podczas zgrupowań. Że z Leeds? No co? Cristiano Ronaldo też może mieć kuzynki z Leeds.

3. Zinedine Zidane się obraża...


...po tym jak Cristiano Ronaldo głośno mówi, że siostra Zidane'a jest ładna. Zidane wali Ronaldo z byka w klatę i ogłasza, że kończy karierę działacza.

4. Cristiano Ronaldo się obraża...

...za to, że Zidane uderzył go z byka w klatę.

5. Sergio Ramos się obraża

Ramos od dawna domaga się od klubu podwyżki. Oczywiście jej nie dostaje, bo w słowniku Florentino Pereza definicja obrońcy brzmi tak: ''bezimienny koleś wyciągnięty z rezerw, któremu płaci się czapkę śliwek i niech się cieszy, że w ogóle się zgadzamy, żeby czasem pojawił się na jednym zdjęciu z prawdziwymi piłkarzami. Sprzedać natychmiast, kiedy tylko pojawi się kupiec, żeby mieć więcej pieniędzy na zakup i pensję dla kolejnego napastnika''. Sfrustrowany Ramos w pierwszych czterech kolejkach sezonu łapie cztery czerwone kartki i zostaje zdyskwalifikowany do końca życia. W jego miejsce Manuel Pellegrini Florentino Perez wystawia Raula.

6. Manuel Pellegrini się obawia


''Będziesz trenować, mówili. Będziesz mógł wybrać skład, mówili. Tak, tak, to ty będziesz tu bossem, mówili. Co robię za paprotką? Chowam się przed prezesem, który zapowiedział, że mnie zwolni jeśli jeszcze kiedykolwiek zmienię jakiegoś piłkarza w trakcie meczu. Mówiłem mu, że nie da się grać z otwartym złamaniem z przemieszczeniami, ale odpowiedział, że nie po to wydał 500 mln euro, żeby jego piłkarze teraz nie grali''.

7. Florentino Perez się nudzi

Skończył się czerwiec, Perez kupił już Kakę, Cristiano Ronaldo, Davida Villę, Francka Ribery'ego i, ''jak się synu nazywasz? Ezeqkto? Ja cię kupiłem? A, nie kupiłem cię. A nie słyszałeś nic o tym, żeby ktoś chciał cię kupić? Nie, ktoś inny, nie my. O, to świetnie, przyślij pocztówkę''. Nadchodzi lipiec i Perez czuje się jakiś taki nieswój. Codziennie wydzwania do Jorge Valdano z pytaniem kogo jeszcze można by kupić. W gazecie czyta o tym, że Barcelona chciałaby Zlatana Ibrahimovicia, a że jest w swawolnym nastroju, dzwoni do Mediolanu. Tam klubowy portier chichocząc cytuje mu opinię agenta Ibrahimovicia, który stwierdził, że Zlatan wart jest tyle, co Kaka i Cristiano Ronaldo razem wzięci. Perez z poważną miną bierze kalkulator i wklepuje ''68.000.000 + 94.000.000''. Po naciśnięciu ''='' widzi kwotę 162.000.000. Składa propozycję. Inter przyjmuje.

8. 4 miliony bezrobotnych Hiszpanów się obrażają...

...słysząc ile Real wydał na jednego piłkarza. Perez obiecuje, że wszystkich ich zatrudni w Realu. Wycofuje się, kiedy się dowiaduje, że są wśród nich kibice Barcelony.

9. Cristiano Ronaldo się obraża


Miał być najgorętszym ziemniakiem okna transferowego, rekordzistą wszech czasów, fundamentem i największą gwiazdą Nowego Wspaniałego Realu. Dziś jest Tym Kolesiem, Który Przyszedł Chwilę Przed Zlatanem. Wiecie, przed najgorętszym ziemniakiem tego okna transferowego, rekordzistą wszech czasów, fundamentem i największą gwiazdą Nowego Wspaniałego Realu. Można się wkurzyć, nie sądzicie? Na pierwszy mecz sezonu Cristiano Ronaldo wychodzi w koszulce z napisem ''Alex Ferguson jest moim ojcem (a te dziewczyny naprawdę były moimi kuzynkami, tak, Paris Hilton również)''.

10. Zlatan się obraża...

...słysząc, że Cristiano Ronaldo się obraził.

11. Guti się obraża

''Jak mogli mnie sprzedać do Legii? Co to w ogóle jest ta Legia? Kim jest ten facet, z którym właśnie jadę samochodem? Co to w ogóle za nazwisko - Trzeciak? Jak to się czyta? Dobrze, że chociaż mówi po hiszpańsku, więc będzie wiedział co chcę mu powiedzieć, kiedy mówię ''cabron''. Ciekawe, czy w tej Legii wystawią mnie chociaż raz w pierwszym składzie? Ciekawe, czy zaproszą mnie do ''Europa da się lubić'' i pozwolą przejechać motocyklem jakiegoś widza''?

12. Franck Ribery się frustruje...

...po tym, jak słyszy, że owszem, ma grać na środku obrony, ale jednocześnie nie wolno mu wracać na własną połowę. Zastanawia się, jak w ogóle trafił do Realu. Przypomina sobie, że Florentino Perez zabrał go na kolację, podczas której pili takie dziwnie smakujące wino, a kiedy się obudził, stał na środku Santiago Bernabeu, a Alfredo di Stefano wręczał mu koszulkę.

13. Pepe się obraża...

...kiedy słyszy, że nie ma dla niego miejsca w składzie, a Pellegrini dodaje, że ma zakaz dokonywania jakichkolwiek zmian. Podczas treningu Pepe przewraca Cristiano Ronaldo na ziemię, po czym dwukrotnie go kopie w plecy uszkadzając mu trzy kręgi.

14. Cristiano Ronaldo się obraża...

...kiedy dowiaduje się, że, owszem, ma grać i niech nie zgrywa hrabiny.

15. Cristiano Ronaldo się obraża

Jego zdaniem wózek inwalidzki, którym ma wyjeżdżać na boisko nie jest wystarczająco obcisły. I nie dość różowy.

16. Iker Casillas się nie obraża

Stwierdza natomiast na konferencji prasowej po czwartym meczu sezonu, że przy kilku z 33 straconych jak do tej pory bramek obrona mogła się zachować lepiej. Sugeruje, że obrońcy mogliby czasami wrócić choćby pod linię środkową, a Raul powinien poprawić grę głową, jeśli nadal ma pełnić obowiązki stopera.

17. Florentino Perez się wścieka...

...kiedy wchodzi na wikipedię i zauważa, że w drużynie nadal ma Mahamadou Diarrę. Valdano tłumaczy mu, że to przeoczenie, że przez pomyłkę sprzedał Lassanę. Perez chwali sprzedaż Lassany, po czym ordynuje natychmiastową sprzedaż Mahamadou. Zgłasza się Chelsea, ale nie zgadza się zapłacić wpisanej do kontraktu Malijczyka sumy odstępnego - 1 funta i 25 pensów. Ostatecznie kluby dogadują sie na 75 pensów za Diarrę, Saviolę i Miguela Torresa. W przypływie radości Perez dorzuca za darmo ratanowy komplet wypoczynkowy składający się z sofy, dwóch foteli, stolika do kawy oraz taboretu. Chelsea natychmiast sprzedaje dwóch ostatnich do Manchesteru City za 40 mln funtów. Peter Kenyon dzwoni do Madrytu z pytaniem, czy Perez nie ma jeszcze na zbyciu jakiegoś ładnego szezlonga.

18. Ruud van Nistelrooy się ujawnia

Dwa dni po zakończeniu okienka transferowego Ruud van Nistelrooy wychodzi z klubowej toalety, w której zamknął się, kiedy tylko Florentino Perez został prezesem. Manuel Pellegrini się cieszy - chce wykorzystać jego warunki fizyczne wystawiając go na środku obrony i przesunąć Raula na lewą obronę. Florentino Perez ponownie grozi mu zwolnieniem, więc Pellegrini wraca za paprotkę. Kryzys zażegnuje Jorge Valdano wykorzystując przedłużone okienko transferowe w Norwegii i sprzedając van Nistelrooya do Sandefjord Fotball za dwa kilogramy wędzonego łososia.

19. Cristiano Ronaldo się obraża...

...kiedy dowiaduje się, że przez blisko dwa miesiące jego kolegą z drużyny był van Nistelrooy, z którym ma na pieńku jeszcze od czasów wspólnej gry w Man Utd. W ramach protestu Ronaldo odmawia jedzenia wędzonego łososia podanego na pożegnalnym przyjęciu van Nistelrooya.

20. West Ham się obraża

Kiedy drużyna wraca z przedsezonowego tournee po wszystkich krajach świata pod drzwiami budynku klubowego znajduje zaadresowaną do Londynu paczkę ze stemplem ''adresat nieznany''. Jak się okazuje w środku siedzi Julien Faubert, którego West Ham nie zgodził się odebrać na poczcie. Wściekły Florentino Perez pyta głośno co to jest i wzywa Jorge Valdano, żeby zrobić mu karczemną awanturę. Korzystając z zamieszania Faubert się wymyka, idzie na ławkę rezerwowych Realu i kładzie się spać.

Piotr Mikołajczyk

laugh laugh laugh

Do góry
#3217552 - 19/06/2009 12:28 Re: do poczytania [Re: Szewa]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Real Madryt cd.

Stwierdzenie, że Ronaldo kosztował Real prawie sto milionów jest prawdziwe, ale nieprecyzyjne. On będzie kosztował 200 mln

Z wydatków, jakie trzeba ponieść, by pobić transferowy rekord świata najbardziej poruszyła mnie nie sama kwota transferowa
. Można się było spodziewać, że jeśli w ubiegłym roku MU nie oddał gracza za 80 mln, jego żądania mogą sięgnąć 94. Zdziwiony byłem raczej, gdy usłyszałem, że 10 mln euro dostanie za transakcję agent piłkarza. No, ale gdzie grube drwa rąbią, tam wióry lecą większe. Wiadomo, że gaża dla agenta to procent od wysokości transferu, nie sądziłem jednak, że sięga już 10.
Dodajmy do tego 78 mln euro, które Real wyda przez sześć lat kontraktu, podczas których płacił będzie 13 mln euro rocznej pensji. O ile dobrze zrozumiałem, to kwota netto, a gdyby tak było, trzeba dodać do niej 25 proc (mało? Przepisy podatkowe w Hiszpanii są dla zagranicznych graczy rajem).

Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak wysokie premie otrzyma Portugalczyk, to będzie zależało od tytułów, które wywalczy z Realem. Do tego dojdzie sporo kosztów typu: zagospodarowanie (gdzieś nasz bohater mieszkać musi). Słyszałem też, że Real podwoi ochronę w klubie, by nowe gwiazdy czuły się bezpieczne. Nie wiadomo tylko na razie, kto będzie strzegł Portugalczyka po godzinach pracy &#8211; na przykład w nocnym klubie. Prywatnej ochrony piłkarz zatrudnić nie może. Pojawią się też większe koszty ochrony w hotelach, na zgrupowaniach, a także choćby opieki medycznej. Każda kontuzja gracza za sto milionów, będzie droższa niż piłkarza za 20 mln.
Przed Florentino Perezem stoi więc wielkie zadanie. Trzeba zarobić na kimś, kto wysokie koszty generował będzie przez lata. To jak z luksusowym autem. Jest drogie, gdy stoi w salonie, ale staje się dwa razy droższe w eksploatacji. "Eksploatacja" Ronaldo to, lekko licząc, kolejne sto milionów

Docent

Do góry
#3221740 - 21/06/2009 15:39 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Kołtoń: Kadra Niemiec? Świata!

W Szwecji trwają finały młodzieżowych mistrzostw Europy. W 23-osobowej kadrze Niemiec jest aż 11 zawodników, którzy mają korzenie w innych krajach! Europa zmienia się na naszych oczach- także nasz najbliższy sąsiad z Zachodu.

Przeanalizujmy pokrótce pochodzenie piłkarzy powołanych przez Horsta Hrubescha:

Andreas Beck - urodził się w Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, w miejscowości Kemerowo (Zachodnia Syberia - dziś Rosja). W 1987 roku już w najlepsze trwała "pierestrojka", a wkrótce ZSRR rozpadł się na kilkanaście państw, a rodzina Becków - mająca niemieckie korzenie - przeniosła się do Republiki Federalnej Niemiec;

Darko Marin - urodził się w Jugosławii, tuż przed rozpadem tego kraju w miejscowości Bosanska Gradiska (obecnie Bośnia), wychowywał się we Frankfurcie nad Menem;

Sebastian Boenisch - przyszedł na świat w Gliwicach na Górnym Śląsku; wychowywał się w Westfalii;

Jerome Boateng - matka Niemka, ojciec z Ghany, urodzony w Berlinie, ciekawostką jest fakt, że jego dziadek ze strony matki był kuzynem Helmuta Rahna, legendy niemieckiej piłki z lat pięćdziesiątych, autora zwycięskiej bramki w finale MŚ 1954 z Węgrami;

Dennis Aogo - matka Niemka, ojciec Nigeryjczyk, urodzony w Karlsruhe;

Sami Khedira - matka Niemka, ojciec Tunezyjczyk, urodzony w Stuttgarcie;

Mesut Oezil - przyszedł na świat w Gelsenkirchen w rodzinie tureckich emigrantów;

Aenis Ben-Hatira - przyszedł na świat w Berlinie, ale pochodzi z Tunezji;

Gonzalo Castro -urodził się w Wuppertalu, ale w rodzinie hiszpańskich emigrantów;

Ashkan Dejagh - urodził się w Teheranie, ale wychowywał się w irańskiej rodzinie osiadłej w Berlinie;

Chinedu Ede - przyszedł na świat w stolicy Niemiec, ale pochodzi z Nigerii.

To prawdziwa mieszanka, przypominająca Francję z 1998 roku, która sięgnęła po mistrzostwo świata. Proszę mi wierzyć, że kilku reprezentantów niemieckiej młodzieżówki na finały ME w Szwecji to wielkie talenty. Część z tych zawodników grała już w pierwszej reprezentacji Niemiec. Najwięcej spotkań rozegrał Marin z Moenchengladbach - 6, Castro z Leverkusen wystąpił w 5 meczach, a Beck z Hoffenheim w 3. W lutym w kadrze zadebiutował Oezil - w towarzyskim spotkaniu z Norwegią.

Co ciekawe, Niemcy pilnie zwracają uwagę na to, czy dany zawodnik jest "spalony" dla innego kraju, czy nie
. Niedawno magazyn "Kicker" napisał: "Beck, Marin i Castro swoimi występami w pierwszej reprezentacji w meczach o punkty eliminacji mistrzostw Europy lub świata, na zawsze przesądzili swój reprezentacyjny los". Inna sprawa jest z Boenischem, a także Oezilem i Khedirą. Jeszcze niedawno obowiązywał przepis, że zmiana reprezentacji może nastąpić tylko do 21. urodzin. Boenisch świętował je 1 lutego 2008 roku. Jednak w czerwcu 2009 na kongresie FIFA w Nassau - na wniosek federacji algierskiej - zniesiono to ograniczenie. Tak więc Boenisch nadal może się zdecydować na Polskę. Oezil też nie jest "spalony", ponieważ zagrał w meczu towarzyskim, a nie o punkty.

Nową regulację FIFA spokojnie przyjął dyrektor sportowy DFB (niemieckiej federacji piłkarskiej), Matthias Sammer. Najlepszy piłkarz Europy w 1996 roku mówi: "Jesteśmy gotowi korzystać tylko z zawodników, którzy w stu procentach są przekonani do gry w reprezentacji Niemiec -takich, którzy w pełni utożsamiają się z naszą ojczyzną".

W tym tygodniu w "Kickerze" ukazała się informacja, że selekcjoner Polski Leo Beenhakker chce powołać Boenisch
a na towarzyskie spotkanie z Grecją - 12 sierpnia w Bydgoszczy. Sebastian jednak dystansuje się od tej propozycji. Obrońca Werderu Brema mówi: "Uczestniczę w turnieju o mistrzostwo Europy i tylko na tym się koncentruję".

Z szansy zmiany reprezentacji skorzystał właśnie pomocnik FC Schalke 04 Gelsenkirchen, Jermaine Jones
, który ma na koncie 3 występy w pierwszej reprezentacji Niemiec. 27-letni piłkarz jest chyba pierwszym - obok Ludovica Obraniaka (24-letni pomocnik Lille grał w młodzieżówce Francji, w pierwszej reprezentacji Polski ma zadebiutować w sierpniu) - beneficjentem decyzji kongresu FIFA. Jones jest synem Niemki i amerykańskiego żołnierza, stacjonującego w latach osiemdziesiątych w Niemczech. Ostatnio był chwalony za grę w Bundeslidze, ale Loew konsekwentnie go pomijał. Po raz ostatni obaj panowie rozmawiali w lutym, kiedy to szkoleniowiec kadry przekazał mu informację o braku powołania na mecz z Norwegią.

Jones w wywiadzie dla "Sport-Bildu" jest stanowczy: "Loew przekazał mi wówczas kilka uwag, które pilnie starałem się realizować w mojej grze. Jednak selekcjoner nie zwracał uwagi na moją dyspozycję, co jest nie fair". Jones dodał: "W niemieckiej kadrze jest tylko dwóch piłkarzy z charakterem - Ballack i Frings, a reszta jest spokojna i podatna na wpływy".

Jones miałby wielką trudność z przebiciem się do składu Niemiec. Boenisch też nie ma łatwej drogi, ale jest wszechstronny i dużo młodszy. 22-letni zawodnik może grać i na prawej i na lewej stronie defensywy, mając ogromny ciąg na bramkę rywali. Na lewej stronie Niemiec jest Philipp Lahm z Bayernu Monachium i Marcell Jansen z HSV, a także Marcel Schaefer z Wolfsburga. Jednak na prawej stronie Loew nie ma faworyta, stąd nominacje dla Andreasa Becka, czy powrót do kadry po długiej przerwie Andreasa Hinkela, grającego ostatnio w Celtiku Glasgow.
R Kołton

Do góry
#3225959 - 23/06/2009 03:29 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Piłkarska Liga Europejska. Dziś wystartowała, w postaci losowania par pierwszej i drugiej rundy eliminacji - mecze zaczną się 2 lipca. Tak musiało być. To tzw. "niewidzialna ręka rynku". Wiecie, jak powstał współczesny futbol?

Niejaki James Watt wynalazł w XIX wieku maszynę parową
. Dzięki niej ruszyły nie tylko lokomotywy, ale też znacznie skrócony został tydzień pracy. Robotników zastąpiły bowiem maszyny, a ci - zgodnie z "Ustawą Fabryczną" - dostali wolny czas w soboty.

Żeby nie próżnować, kopali piłkę
. Kapitaliści (dziś rzeklibyśmy - biznesmeni)-zauważyli, że ogląda te prymitywne rozrywki spora grupa ludzi. Więc... zaczęli sprzedawać na nie bilety. A potem budować stadiony. I kupować zawodników, itd., itd.

A ponieważ chodziło im o to, żeby meczów było jak najwięcej - nie jak w Pucharze Anglii, gdzie przegrywający odpada i może jechać na urlop, razem z kibicami - wymyślili właśnie ligę. Ligę, która gra na okrągło. A co za tym idzie, daje zarobek na okrągło!

Startująca Liga Europejska jest kontynuacją tych pomysłów
. Dobre zespoły muszą grać na okrągło, by zapełnić stadiony, bo pieniądz musi być w ruchu, a przedstawienie musi trwać. Ta nowa liga połączy się wkrótce z Ligą Mistrzów, za chwilę będzie nazywała się Liga Światowa, a Nowy Jork powalczy z Londynem i Madrytem o prymat.

A gdzie my? Kiedyś w socjologii modny stał się stał się termin globalnej wioski. Otóż dzięki piłce nożnej można być globalnym. Albo pozostać wioską.

Zarzeczny

Do góry
#3228388 - 24/06/2009 03:47 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Tragedia piłkarza, 15 lat później


To był jeden z najczarniejszych dni w historii piłki nożnej. 15 lat temu, podczas mundialu w USA Kolumbijczyk Andres Escobar strzelił samobója, który kosztował go życie

Amerykański mundial był dla mnie kuriozum od samego początku
. Kiedy wylądowałem w Los Angeles, na oczach całej Ameryki (transmisja na żywo w kilku największych stacjach telewizyjnych) policja aresztowała byłego futbolistę O.J. Simpsona oskarżonego o morderstwo swojej żony. Gra o mistrzostwo świata w piłce nożnej - sporcie dla Amerykanów obcym i niezrozumiałym toczyła się w cieniu zatrzymania, poszlak, analiz krwi i włosów - czyli szczegółów zbrodni, z których nie tylko ja nie mogłem zrozumieć zupełnie nic.

Kolumbijczycy przybyli do Ameryki z nadziejami na wielki triumf. W pomocy Valderrama i Rincón, w ataku Asprilla i Valencia. Tak genialnego pokolenia nie mieli nigdy, wystarczy przypomnieć wynik z eliminacji - 5:0 z Argentyną w Buenos Aires!!!
Pamiętam emigrantów z Kolumbii, którzy zjechali na Rose Bowl w Pasadenie, gdy drużyna Francisco Maturany rozpoczynała drogę na szczyt. Kolorowy, roztańczony tłum rozstawił grille od samego rana, dźwięki ich bębnów mam w uszach do dziś. Ci ludzie nie widzieli się po 20 lat, a wystąp drużyny z rodzinnego kraju był impulsem, by znów się spotkać.

Niestety piłkarze z Kolumbii i ich fani nie zdawali sobie sprawy, jaką siłą dysponuje skromna Rumunia z Gheorghe Hagim. Porażka 1:3 była dla nich wielkim wstrząsem. Tak jak we wrzawie przyszli, tak odeszli w żałobie. Najgorsze było jednak wciąż przed nimi.

22 czerwca 1994 roku na Rose Bowl przybyło 93 tys ludz
i, by śledzić mecz ostatniej szansy z gospodarzami. W 13. minucie gry obrońca Andres Escobar przeciął centrę do Johna Harkesa pakując piłkę do swojej bramki. Wydaje mi się, że pamiętam tę akcję klatka po klatce, choć nie mogę już sobie uprzytomnić, czy to było złe przeczucie, czy tylko sugestia wywoływana tym, co się stało później. Kolumbia przegrała 1:2, a zwycięstwo nad Szwajcarami uratować jej już nie było w stanie.

Escobar wrócił do domu, a my szybko o nim zapomnieliśmy
. Afera z dyskwalifikacją za doping Diego Maradony przyćmiła na chwilę nawet proces Simpsona. Andres był w dyskotece w Medellin, gdy niejaki Humberto Mu&#241;oz Castro oddał do niego 12 strzałów z pistoletu. Kiedy karetka dojeżdżała do szpitala, piłkarz już nie żył. Padły podejrzenia, że to zemsta mafii kontrolującej zakłady piłkarskie, dowodów na to jednak, nie znaleziono nigdy. Freddy Rincon wykrztusił z siebie tylko tyle, że śmierć Andresa była w Kolumbii znakiem czasów&#8230;Na pogrzeb przybyło 100 tys wstrząśniętych ludzi.

Zabójcę skazano na 43 lata więzienia, potem karę zmniejszono do 23, od 2005 roku jest na wolności, wypuszczony warunkowo za dobre sprawowanie. Tragedia jego ofiary pozostała na zawsze symbolem obłędu, o który ociera się futbol i świat.\

docent

Do góry
#3232888 - 26/06/2009 01:23 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
"Poldi" nie pije, a nasi?


Łukasz Podolski -który zaszczycił pożegnalny mecz Tomasza Kłosa - pojawił się na bankiecie w hotelu Andel's w Łodzi, ale nie wypił nawet grama alkoholu. Tymczasem nasi czołowi piłkarze nie wylewają za kołnierz i często ich kariera grzęźnie w oparach alkoholu...

Podolski, gwiazda światowego formatu, zachowywał się zresztą niezwykle sympatycznie. Dla każdego miał chwilę czasu, aby porozmawiać, rozdał mnóstwo autografów, pozował do wspólnych zdjęć. O piciu trunków z procentami powiedział: "Nie lubię - nie smakuje mi alkohol".

Gdy jako nastolatek wchodził do drużyny 1. FC Koeln
, to wprowadzał go właśnie Tomasz Kłos. Łukasz wspomina: "Spędzaliśmy razem wiele czasu na zgrupowaniach. Tomek sięgał w hotelowym pokoju do lodówki po puszkę piwa, a ja prosiłem o coca-colę".

Puszka piwa, czy lampka wina nie jest problemem
. Gorzej jeśli piłkarz nie potrafi przystopować. Jeśli wypija kilkanaście piw albo kilka butelek wina albo sięga po whisky lub wódkę.

Wojciech Kowalczyk nie boi się mówić prawdy i często powtarza, że pije się wszędzie - także na Zachodzie.

Wydaje mi się jednak, że piłkarze w Hiszpanii, Anglii, czy w Niemczech piją zdecydowanie mniej. "Kowal" w swojej autobiografii opisał, jak kadrowicze do wiaderka zlewali zawartość barków w hotelowych pokojach i tym się raczyli. Trudno sobie wyobrazić takie sceny na zgrupowaniach kadry Niemiec. Opinię publiczną u naszych zachodnich sąsiadów bulwersował Mario Basler, palący papierosa i wypijający kufelek piwa...

Wojtek ma prawo do swojego poglądu
. Faktem jest, że w reprezentacji zagrał 39 meczów, strzelając 13 bramek. Tymczasem Podolski, świętujący niedawno 24. urodziny, zaliczył już 64 spotkania reprezentacji, w których wbił 33 bramki! Łukasz ma szansę pobić oba rekordy Niemiec - i ten w liczbie strzelonych bramek (należący do Gerda Muellera - 68) i ten w liczbie występów (Lothar Matthaeus-150).

Podobnie jak Podolski prowadzi się Miroslav Klose (31. lat - 88 meczów w kadrze, 44 bramki). Kłos, który zna się doskonale także z drugim asem reprezentacji Niemiec ze wspólnej gry w 1. FC Kaiserslautern, przyznaje: "Miro wypija co najwyżej pół piwa, dosłownie moczy usta i tyle". Nic dziwnego, że Klose był jednym z najlepszych piłkarzy dwóch ostatnich piłkarskich Mundiali - w 2002 roku (5 bramek, drugi snajper turnieju po Ronaldo) i w 2006 (5 bramek, król strzelców).

A u nas? Hulaj dusza, piekła nie ma... Nie ma? Piłkarskim piekłem dla biało-czerwonych były ostatnio dwa niezwykle istotne mecze eliminacji mistrzostw świata - ze Słowacją w Bratysławie (1:2) i z Irlandią Północną w Belfeście (2:3).

Przed tym cyklem eliminacji Leo Beenhakker starał się wstrząsnąć kadrowiczami - przykładem sprawa ze Lwowa, kiedy to wyrzucił z drużyny trzech zawodników. Holender podkreślał na konferencji prasowej: "Dla mnie to żadna zabawa, jak ktoś leży na podłodze i nie potrafi powiedzieć, jak się nazywa". Jednak Beenhakker szybko odpuścił banitom, przyznając że lepszych od nich nie ma...

Do drużyny narodowej wkracza młode pokolenie
. Najwyższy czas zerwać z modą na picie, z tymi "powitaniami", czy "pożegnaniami", które zaczęły się już za czasów Andrzeja Strejlaua, a swoje apogeum miały u Henryka Apostela.

Katastrofalna była kadencja Janusza Wójcika...
Nikt mi nie powie, na czele ze szczerym do bólu "Kowalem", że historia naszej reprezentacji ostatnich kilkunastu lat nie potoczyłaby się trochę inaczej, gdyby nie alkohol...

A może przesadzam?
Garrincha, George Best, czy Paul Gascoigne chlali i grali? Z drugiej strony później szybko im przyszło grać o życie...

R.Kołton

Do góry
#3239495 - 28/06/2009 19:47 Re: do poczytania [Re: forty]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Dlaczego Ameryka nie kocha Kliczków?



Kiedy Angelo Dundee, trener Muhammada Alego, mówił kilkanaście lat temu, że królami wagi ciężkiej początku XXI wieku będą bracia Witalij i Władymir Kliczkowie, Ameryka żyła jeszcze walkami Mike'a Tysona z Evanderem Holyfieldem.

Warto więc przypomnieć słowa sędziwego Angelo, wyjątkowo trafnie przewidział przyszłość Ukraińców. - Mają wszystko, by rządzić. Po dwa metry wzrostu, siłę i nokautujący cios. Mają też charyzmę, której brakuje innym - przekonywał w 1998 roku Dundee.

Dziś Kliczkowie mają nie tylko doktoraty obronione na ukraińskich uczelniach, piękne domy w różnych częściach świata, wielkie polityczne ambicje (Witalij), ale też pełnię władzy w najcięższej kategorii. Do młodszego Władymira należą mistrzowskie pasy IBF, WBO, a do starszego Witalija - WBC. A gdyby jeszcze zawodowym boksem rządziły jasne reguły, to Władymir powinien mieć też tytuł WBA, gdyż pokonał przecież w minioną sobotę mistrza tej organizacji Rusłana Czagajewa. Ale to tylko kwestia czasu. Pas ten zapewne jeszcze w tym roku wpadnie w ręce Witalija, gdy zmierzy się z Rosjaninem Nikołajem Wałujewem, którego WBA uważa za swojego czempiona.
Dziwią więc opinie, że Kliczkowie nie zasługują na miano mistrzów. Być może nie walczą efektownie, ale skuteczności trudno im odmówić, większość walk przecież rozstrzygają przed czasem. Mimo to nie podobają się Ameryce, bo ta, zapatrzona w siebie, wciąż pamięta Jacka Dempseya, Joe Louisa, Rocky&#8217;ego Marciano i Muhammada Alego. Lennox Lewis też długo musiał tam walczyć o uznanie. Zdobył je, dopiero gdy pokonał Holyfielda i znokautował Tysona.

Kliczowie są w gorszej sytuacji, bo nie mają godnych siebie i sławnych rywali. A tylko wielkie wojny między równymi sobie pięściarzami rodzą mistrzów, których wielbią miliony. Ali miał to szczęście, walcząc z Sonny Listonem, Joe Frazierem, Kenem Nortonem i George'em Foremanem.

Gdyby starszy Kliczko trzy razy bił się z Lewisem i każda z tych walk była tak dramatyczna jak pierwsza i jedyna, którą, prowadząc u wszystkich sędziów, przegrał z powodu kontuzji, prawdopodobnie postrzegano by go teraz inaczej. Władymira również. To nie jego wina, że Chris Byrd i Lamon Brewster w rewanżowych pojedynkach czy Sułtan Ibragimow i ostatnio Rusłan Czagajew nie podjęli z nim walki. A przecież każdy z nich miał wcześniej wielkie sukcesy. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta: szybko zrozumieli, że nie mają szans.
Jedynym godnym rywalem Władymira byłby dziś tylko jego starszy brat, ale taka walka nie wchodzi w rachubę.

Lista tych, którzy mają cień szansy w takiej konfrontacji, niestety jest krótka. Są na niej tylko Rosjanie, Nikołaj Wałujew i Aleksander Powietkin, Ukrainiec Władymir Dimitrenko, Anglik Davide Haye i Amerykanin Chris Arreola. Ten zestaw nie wróży zamachu stanu, ale daje pewność milionowych honorariów. Pełny stadion w Gelsenkirchen podczas walki Władymira Kliczki z Czagajewem to potwierdza. Widać w Europie mają inny gust.
J. Pindera

Do góry
#3240944 - 29/06/2009 16:36 Re: do poczytania [Re: Piecia]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Na hazard wydajemy więcej niż na wódkę

Polacy stają się hazardzistami. W ubiegłym roku zostawiliśmy 17 miliardów złotych w automatach do gier, kasynach, u bukmacherów i punktach lotto. Jest to więcej niż wydaliśmy na leki i alkohole wysokoprocentowe.

Do danych ministerstwa finansów dotarł "Puls Biznesu". Jak zauważa gazeta rynek urósł o ponad 40 procent. Najbardziej polskich hazardzistów przyciągnęli jednoręcy bandyci. W 2008 roku do automatów gracze wrzucili ponad 8 i pół miliarda złotych. Jest to o ponad 70 procent więcej niż rok wcześniej.

Tego rodzaju automatów jest coraz więcej. "Na koniec ubiegłego roku stały już w prawie 23 tysiącach pubów, barów czy stacji benzynowych, a ich liczba przekroczyła 46 tysięcy" - pisze "Puls Biznesu". Na tym nie koniec kolejnych 30 tysięcy jest w trakcie uruchamiania.

Na drodze rozwoju tego rynku może stanąć prokuratura, która na wiosne doprowadziła do zarekwirowania przez CBŚ kilkuset maszyn. Jak tłumaczą śledczy wiele maszyn nie spełnia podstawowego wymogu, czyli możliwości jedynie niskiej wygranej. "Zgodnie z ustawą hazardową stawka gry może wynieść do 0,07 euro, a wygrana do 15 euro". Jednak, jak podaje "Puls Biznesu", wielu właścicieli maszyn nie trzyma się tych reguł. "Można jednak grać za wielokrotnie wyższe stawki i wygrać wielokrotnie więcej" - czytamy w gazecie.

Do góry
#3242341 - 30/06/2009 01:26 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Originally Posted By: Baqu
Na hazard wydajemy więcej niż na wódkę

Polacy stają się hazardzistami. W ubiegłym roku zostawiliśmy 17 miliardów złotych w automatach do gier, kasynach, u bukmacherów i punktach lotto. Jest to więcej niż wydaliśmy na leki i alkohole wysokoprocentowe.

Do danych ministerstwa finansów dotarł "Puls Biznesu". Jak zauważa gazeta rynek urósł o ponad 40 procent. Najbardziej polskich hazardzistów przyciągnęli jednoręcy bandyci. W 2008 roku do automatów gracze wrzucili ponad 8 i pół miliarda złotych. Jest to o ponad 70 procent więcej niż rok wcześniej.

Tego rodzaju automatów jest coraz więcej. "Na koniec ubiegłego roku stały już w prawie 23 tysiącach pubów, barów czy stacji benzynowych, a ich liczba przekroczyła 46 tysięcy" - pisze "Puls Biznesu". Na tym nie koniec kolejnych 30 tysięcy jest w trakcie uruchamiania.

Na drodze rozwoju tego rynku może stanąć prokuratura, która na wiosne doprowadziła do zarekwirowania przez CBŚ kilkuset maszyn. Jak tłumaczą śledczy wiele maszyn nie spełnia podstawowego wymogu, czyli możliwości jedynie niskiej wygranej. "Zgodnie z ustawą hazardową stawka gry może wynieść do 0,07 euro, a wygrana do 15 euro". Jednak, jak podaje "Puls Biznesu", wielu właścicieli maszyn nie trzyma się tych reguł. "Można jednak grać za wielokrotnie wyższe stawki i wygrać wielokrotnie więcej" - czytamy w gazecie.


cały artykuł( piwo Baqu)



Dotarliśmy do nieopublikowanych danych resortu finansów o rynku gier i zakładów w 2008 r. Polacy na hazard wydali aż 17,1 mld zł, czyli więcej niż na alkohole wysokoprocentowe i leki! W automatach, kasynach, u bukmacherów i w kolekturach Totalizatora Sportowego (TS) zostawiliśmy prawie tyle, ile w kieszeniach restauratorów lub firm tytoniowych. Pokonanie bariery 17 mld zł oznacza, że rynek hazardu w 2008 r. był aż o ponad 42 proc. większy niż rok wcześniej (12 mld zł). Zdecydowanym liderem wzrostów jest sektor automatów o niskich wygranych (AoNW), czyli tzw. jednorękich bandytów. Na koniec ubiegłego roku stały już w prawie 23 tys. pubów, barów czy stacji benzynowych, a ich liczba przekroczyła 46 tys. W 2008 r. do maszyn gracze wrzucili ponad 8,5 mld zł, aż o 73,2 proc. więcej niż rok wcześniej. Nieźle, uwzględniając, że dopiero pięć lat temu parlament uchwalił ustawę umożliwiającą legalne funkcjonowanie AoNW.
Opanowanie połowy rynku hazardu nie zadowala automaciarzy. W kolejce na uruchomienie czeka kolejne ponad 30 tys. maszyn, już zarejestrowanych przez resort finansów. Na drodze ambitnych planów operatorów AoNW stoją jednak prokuratorzy z wydziału do spraw przestępczości zorganizowanej białostockiej prokuratury. To na ich zlecenie w kwietniu 2009 r. CBŚ zarekwirowało ponad 200 automatów, po kilka od każdej z kilkudziesięciu działających na tym rynku firm. Powód? Podejrzenie, że zajęte maszyny "nie są automatami do gier o niskich wygranych" (firmy bronią się, że wszystkie maszyny są przebadane przez jednostki wyznaczone przez resort finansów i zarejestrowane). Akcja prokuratury ma związek z naginaniem prawa, jakie ujawniliśmy w "PB" w styczniu 2009 r. Zgodnie z ustawą hazardową stawka gry na AoNW może wynieść do 0,07 EUR, a wygrana do 15 EUR. Na prawie wszystkich AoNW można jednak grać za wielokrotnie wyższe stawki i wygrać wielokrotnie więcej (nawet kilkanaście tysięcy złotych). Mimo to miesięczny podatek od maszyny wciąż wynosi tylko 180 EUR, czyli co najmniej trzy razy mniej niż płacony od automatów tzw. wysokohazardowych (w ich wypadku wygrana nie jest ograniczona do 15 EUR), ustawianych w specjalnych salonach i kasynach.

Do góry
#3246359 - 02/07/2009 01:09 Re: do poczytania [Re: forty]
Baqu Offline
Carpal Tunnel

Meldunek: 28/09/2004
Postów: 26931
Skąd: ‎Mindfields
Piłka nożna najlepszym sposobem na pranie pieniędzy

Piłka nożna to najlepszy sposób na pranie pieniędzy, uchylanie się od podatków i prowadzenie podejrzanych interesów. Może też przyciągać handlarzy żywym towarem - tak wynika z opublikowanego w środę raportu antykorupcyjnego Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD)

Przestępcy coraz częściej wykorzystują piłkę nożną jako pralnię pieniędzy i metodę uchylania się od podatków. Pomaga im w tym globalny wymiar tej dyscypliny i wzrastające potrzeby finansowe klubów - Najpopularniejszy sport świata przyciąga przestępców olbrzymimi transferami i często niejasną księgowością - uważa specjalna jednostka OECD.

- Kluby piłkarskie są postrzegane przez przestępców jako najlepszy środek do prania pieniędzy - czytamy w raporcie jednostki finansowej organizacji.

Takie sporty jak krykiet, rugby, wyścigi konne czy samochodowe również są zagrożone, ale futbol to "oczywisty kandydat", bo globalną popularnością przewyższa wszystkie inne.

Raport wspomina o przypadku, w którym próbowano kupić słynnego włoskiego piłkarza za pieniądze organizacji przestępczej, prowadzącej działalność w środkowych Włoszech.

- Pranie pieniędzy, transakcje wewnątrz jednej struktury, wymuszenia, nieuczciwa konkurencja i inne przestępstwa są tam na porządku dziennym - mówi raport o klubie zamieszanym w ten transfer, nie podając jego nazwy.

Na podstawie 20 przypadków prania pieniędzy w piłce nożnej wysnuwa się wnioski końcowe, że struktura, finansowanie i kultura tego sportu sprzyjają przestępstwom finansowym.

Podaje się też sytuację, w której dwóch piłkarzy ligi angielskiej uchylało się od płacenia podatków - w jednym przypadku chodziło o ukrywanie dochodów z praw do wizerunku, w drugim o kwotę, jaką piłkarz otrzymał za podpisanie kontraktu, jednak nie została ona w nim zawarta, aby ukryć ją przed służbami podatkowymi.

Ogromne zastrzyki finansowe z rajów podatkowych, olbrzymie, irracjonalne kwoty transferowe i sieci bukmacherskie też mogą pomóc przestępcom w ich próbach wyprania pieniędzy.

W walce z tym zjawiskiem istotny jest też wizerunek dyscypliny. Kluby boją się zgłaszania takich przypadków, bo nie chcą stracić wiarygodności i sponsorów. Może się też zdarzyć, że właścicielem klubu jest przestępca, a futbol jest jedynie przykrywką dla jego interesów - wtedy nikt nawet nie pomyśli o zgłaszaniu nieprawidłowości.

Raport wspomina też o kilku klubach, które w kłopotach finansowych wspierane były przez podejrzanych biznesmenów.

Inwestorzy otrzymują "wyprane" pieniądze z powrotem poprzez sprzedać klubowego wyposażenia czy usług za zwiększone kwoty lub przez sprzedać praw telewizyjnych, biletów, graczy i gadżetów.

Międzynarodowe transfery młodych piłkarzy mogą też przyciągać handlarzy żywym towarem, czytamy w raporcie.

Jako sposób na poprawę sytuacji, poleca się zbudowanie większej świadomości i ulepszenia nadzoru nad klubami, które powinny też być przejrzyste finansowo.

W czerwcu pobity nowy finansowy rekord - Real Madryt kupił z Manchesteru United Cristiano Ronaldo za 93 mln euro.

Na świecie jest 38 milionów zarejestrowanych piłkarzy oraz 5 mln sędziów i działaczy.

Do góry
#3252795 - 05/07/2009 01:55 Re: do poczytania [Re: Baqu]
forty Offline


Meldunek: 14/05/2001
Postów: 30407
Skąd: Brama
Nazwiska

Napiszę o czymś, co niby jest oczywiste, ale warto wyjaśnić. O imionach, nazwiskach i przydomkach piłkarzy brazylijskich.

Pełne nazwisko Brazylijczyka (czy Brazylijki) składa się
standardowo z imienia, drugiego imienia, nazwiska matki oraz nazwiska ojca. W takiej właśnie kolejności. Musi zawierać conajmniej jedno imię i conajmniej jedno nazwisko, a maksymalnie można posiadać dwa imiona i cztery nazwiska (rodziców oraz dziadków). Prawo nie determinuje kolejności nazwisk, ale tradycyjnie nazwiskiem ostatnim jest nazwisko ojca. Przepisy pozwalają także na dodanie ksywki, pod którą osoba jest powszechnie znana (np. prezydent Brazylii Lula), do oficjalnego pełnego nazwiska.

Z powodu długości nazwiska brazylijscy piłkarze (inni sportowcy także) występują na boisku pod jego skróconą formą bądź używając pseudonimu. Najczęściej znani są pod pierwszym imieniem (np. Ronaldo), ale równie często spotyka się ksywki z dzieciństwa (Pele, Kaka, Deco, Vampeta, Biro Biro, Dunga, Dida) lub kombinację obu (Serginho Chulapa, Claudio Cacapa, Alexandre Pato), imię i ostatnie nazwisko (Julio Baptista), drugie imię (Hernanes, Miranda) czy oba imiona (Julio Cesar). Dodaje się także do imienia, nazwiska lub ksywki przymiotnik (może występować też sam) wskazujący na miejsce pochodzenia piłkarza (Wellington Paulista, Juninho Pernambucano, Alex Mineiro, Junior Baiano, Tcheco). Nierzadko używa się także samego nazwiska (Souza, Gomes, Falcao). Kapitan mistrzów świata z 1970 Carlos Alberto Torres znany jest w Brazylii pod pełnym nazwiskiem. Forma imienia może też zależeć od wieku piłkarza (młody Ronaldinho, starszy Ronaldo, weteran Ronald&#227;o).

W Europie kibice czy dziennikarze często nie znają tych zasad i tworzą jakieś dziwne zbitki typu "Ricardo Kaka" (widziałem taką!). Kaka w Brazylii to Kaka i nic więcej. Poza tym słowo "Kaka" ma być zdrobnieniem od imienia Ricardo, więc "Ryszard Rysio" brzmi nieco głupio. W ogóle zmienianie przez europejczyków nazwisk pod jakimi Brazylijczycy występują na murawie jest nieporozumieniem. Czasami koniecznie chcą wstawiać imię i nazwisko (pewnie do jakichś komputerowych rubryk), co daje absurdalne efekty.

Warto jeszcze dodać, że w kulturze brazylijskiej prawie w ogóle nie używa się nazwisk w sytuacjach nieformalnych
. Ludzie zwracają się do siebie niemal zawsze po imieniu lub pseudonimie (często nawet znając osobę dłużej nie znamy jej nazwiska, ba, z powodu pseudonimu możemy nie znać i imienia). Wyjątek stanowi tylko duża różnica wieku, albo szczególna grzeczność. Wtedy używa się zwrotów "Pan/Pani", ale i tak mówi się: "Seu Joao!" (Panie Janku!) lub "Dona Teresa!" (Pani Tereso!) - nigdy "Panie Scolari!". A kiedy jest się obcokrajowcem, mówienie na "ty" przychodzi znacznie łatwiej i problem znika niemal zupełnie.
SPaulo

Do góry
Strona 10 z 23 < 1 2 ... 8 9 10 11 12 ... 22 23 >




Kto jest online
5 zarejestrowanych użytkowników (Akhu, VVega, Sensei, alfa, ANZELMO), 3143 gości oraz 5 wyszukiwarek jest obecnie online.
Key: Admin, Global Mod, Mod
Statystyki forum
24772 Użytkowników
97 For i subfor
45045 Tematów
5581865 Postów

Najwięcej online: 4023 @ 16/03/2024 13:49