Pewien facet w srodku zimy (byl grudzien) wracal pociagiem z Poznania do Warszawy. Pech chcial, ze gdy zasnal zlodzieje ukradli mu wszystko: dokumenty, pieniadze, nie zostawili mu nic. Goly i wesoly wysiadl na dworcu w Warszawie w srodku nocy a ze mieszkal 60 km od miasta jakis transporcik byl niezbedny. Udal sie wiec na postoj taksowek - stal tam jeden taksowkarz wiec podszedl do niego z prosba:
- Panie kochany jest taka i taka sprawa, okradli mnie, wezze pan sie zmiluj podwiez mnie srodek zimy nie mam nic zaplace panu w domu jak dojedziemy.
Taksowkarz byl nieugiety:
- A idz pan w cholere, spadaj, nie ma pieniedzy conajmniej zaliczki z gory nie jedziemy juz wiele takich cwaniakow bylo.
- Bardzo prosze widzi pan zgine zanim dojde do domu na piechote
- Nie ma mowy - placisz pan z gory albo nie jedziemy!!!
No i chcac nie chcac facet musial isc na nogach przy 20 stopniach mrozu do domu, taksowkarz sie nie zlitowal ale doszedl w koncu.
Dwa tygodnie pozniej facet jechal tym samym pociagiem ta sama trasa. Tym razem podroz minela bez zaklocen i przykrych niespodzianek - zeby ich uniknac pojechal w dzien tak zeby w Warszawie byc po poludniu gdy bedzie w miare jeszcze jasno. Podchodzac na parking taksowek zobaczyl...tego samego taksowkarza czekajacego na klientow, momentalnie przypomnial sobie wydarzenie sprzed kilku tygodni. W glowie zawital mu szatanski pomysl. Mimo ze tamten taksowkarz byl jednym z pierwszych w kolejce ominal go i podszedl do nastepnego taryfiarza i mowi:
- Panie kochany jest taka i taka sprawa, okradli mnie z kart, pieniedzy, musze jakos dostac sie do domu wezze pan sie zlituj za podwiezienie zrobie dla Pana wszystko, nawet zrobie panu dobrze podjedziemy gdzies w ustronne miejsce i zobaczy pan.
- A idz pedale jeden wypier...z mojego auta i zebym cie tu wiecej nie widzial won!!! - wykrzyknal wzburzony taryfiarz
Facet podszedl do nastepnego wozu i ponownie opowiedzial innemu taksowkarzowi historyjke, jak to go okradli i w zamian za podwiezienie zrobi mu dobrze - zostal wywalony z auta.
W ten sposob obszedl wszystkich taksowkarzy z wyjatkiem tego, ktory go nie podwiozl opowiedzial te sama bajeczke i za kazdym razem byl niemal wykopywany z samochodu przez wzburzonych kierowcow. Na koncu podszedl do tego taksowkarza, ktory dwa tygodnie temu tak go potraktowal. Ten go nie rozpoznal. Facet poprosil o podwiezienie, oczywiscie nie zmyslal ze nie ma pieniedzy wiec wszystko poszlo w miare sprawnie i odjechali z parkingu
I teraz zastanowcie sie co sobie pomysleli wszyscy koledzy taksowkarze o tym jednym ktory go podwiozl
